piątek, 3 czerwca 2016

Bez celu

   Jak to jest jechać bez celu? O tym postanowiłam przekonać się w mojej kolejnej tułaczce. Bo mimo że zwykle jeżdżę bez ładu i składu, to jakaś nadrzędna myśl temu przyświeca: dojechać do morza, poleżeć chwilę na wschodniej granicy, wejść na Olimp itp.
Cel wyznacza kierunek, ale i zaśmieca głowę - myślisz, czy tam dotrzesz, czy zdążysz. Patrzysz na mapę i oceniasz trasę, rezygnujesz czasami z pięknej drogi bo jest w przeciwnym kierunku. No więc będzie bez celu. Zwyczajnie, przed siebie, gdzie oczy i nogi poniosą.
Tu drobna dygresja: to miała być podróż z celem:   przez Serbię i Rumunię do domu. Ale w drodze rodzinnych kompromisów została zamieniona na podróż w granicach Polski. Są to podobno też granice rozsądku - tak mówi mój mąż, który zwyczajnie się o mnie czasami boi. Rozumiem, nie protestowałam za bardzo, tylko zmieniłam datę na bilecie do Belgradu (bilet w jedną stronę) o miesiąc i dodałam do rezerwacji Piotra. Tak będzie lepiej.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Niedaleko jabłoni do jabłka...

   Obraziłam się na świat. Na szczęście nie na cały, tylko ten wirtualny. Powody?
- zjada mi prawdziwe, realne kontakty ze znajomymi. Siedzę sobie na takim fb i mniej więcej wiem, co u kogo. Mam poczucie, że uczestniczę w życiu znajomych, po cóż mam więc się z nimi spotykać?
To oczywiście uproszczone rozumowanie. Ale faktem jest, że od kiedy mam fejsa, coraz mniej ludzi mam w realnym świcie.
 - życie wirtualne zjada mój czas. Co z tego, że nie oglądam telewizji, gdy wracając  po pracy od razu sięgam po telefon i przeglądam internet? Marnuję czas oglądając koty i posiłki moich przyjaciół...Coś, o czym w normalnych kontaktach z pewnością byśmy nie mieli ochoty nawet gadać...

sobota, 5 marca 2016

Nocą


  Mimo mroku postać w polu było widać już z daleka - gwiazdy, które na kilka godzin pojawiły się tej nocy na niebie z pewnością były tu dla Niej.  Mała, przygarbiona, w wielkich gumiakach, równie wielkim, przydługim palcie i chustce prawie całkowicie zasłaniającej twarz. Niewiele jej widziałam - wyłączyłam światło w rowerze bo  psuło, odsuwało mnie - osobę znikąd, od niej - wrośniętej w tę ziemię od pokoleń.
W wózku ziemniaki. Wiozła je z  pola. Tam gdzie kiedyś stał dom jej rodziców i dziadków teraz tylko ziemianka została. Licha ona, ale ziemniaki nigdy jeszcze w niej nie przemarzły (w piwnicy koło domu przemarzają). I tak pchała przez błoto i noc ten wózek z ziemniaki. Bo się skończyły, a noc dziś niestraszna. Kiedyś pchała w tym wózku dzieci swoje. Dwójkę miała. Już poumierały. Sama została...
Od razu widzę dom tej staruszki, mały pożółkły żyrandol, stare łóżko z makatką a nad nią święty obrazek.  Widzę też piec i rozgrzaną płytę na której układam sobie pokrojone plastry ziemniaków. Jak w dzieciństwie..
Chciałam przeniknąć na chwilę do jej świata. Nie zaprosiła, zwyczajnie odeszła. Zostawiła mnie samą z zapachem pieczonych ziemniaków, gwiazdami i przemijaniem.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Zasnąć jak niedżwiedź

    Pamiętam to jak dziś... to było sześć lat temu, pod koniec lutego. Brałam prysznic po kąpieli na basenie, gdy podeszła do mnie znana jedynie z widzenia kobieta. Wskazała na moje posiniaczone ciało i powiedziała: – Masz chyba kłopoty. Może chcesz o tym z kimś porozmawiać?

poniedziałek, 22 lutego 2016

Radość, czyli krótka zaległa opowieść jesienna

Wielką radością jest jazda na rowerze w zapachu przejrzałych gruszek rosnących wzdłuż drogi.
Wielką radością jest słuchanie na żywo muzyki poważnej. 
Największą jednak radością  jest dla mnie umiejętność znajdowania sobie powodów do radości...


09.2015
Znów ruszam. Na krótkie chwile przestaję być szefową, żoną, matką, a staję się  rowerowym włóczęgą. Nie muszę podejmować żadnych ważkich decyzji, nie jestem za nikogo (poza sobą) odpowiedzialna.
Na wyjazd decyduję się ja zwykle spontanicznie - inaczej się nie da. Zawsze jest "coś" do zrobienia, zawsze coś się zawali, zawsze ktoś będzie tęsknił. Ale kiedy czuję, że  nie łapię już rytmicznego oddechu to wiem że muszę jechać,  bo z przyduszonej matki, żony i szefowej nikt nie będzie miał pożytku.

sobota, 23 stycznia 2016

Błogosławiony Gender


  Pakowałam się właśnie na zimową wyprawę w nieznane gdy okazało się, że Estera ma gorączkę. Z dłuższego wyjazdu nici...Ale te krótkie, kilkugodzinne wchodzą w grę nawet wtedy, gdy dom zamienia się w szpital. Wystarczy (jak zwykle) wstać odpowiednio wcześnie i jeździć do upadłego zanim rodzina weekendowo  się wyśpi.
Stosując się do tej zasady mknę  raniutko ulicami Żyrardowa do lasu. Mam ze sobą dwie nowości: rękawice z foki (wiem, wiem, biedna foczka. Za to ciepła.) i jakieś ustrojstwo w kole, które podobno potrafi siłę moich mięśni na ładowanie komórki zamienić.  Jadę więc sobie ulicą i zerkam na telefon przyczepiony do kierownicy - faktycznie się ładuje! Ulica pusta, ale jakiś debil uparł się, że będzie jechał za mną i trąbił. Niech sobie trąbi - mam takie samo prawo przebywać na jezdni jak i on. A zimowe opony z kolcami zapewniają mi bezpieczeństwo - mimo lodu nie wywalę się i nie wpadnę w poślizg.

piątek, 8 stycznia 2016

Nowy Rok

     Skończył  się rok i nadchodzi czas podsumowań. Tak przynajmniej mówią. Ja staram się nie podsumowywać zbyt wiele. Bo po co? Jak było dobrze, to nie muszę sobie tego w pamięci odświeżać. Jak było źle, po co do tego wracać? Same podsumowują mi się jedynie zapisywane gdzieś w sieci kilometry przejechane na rowerze. Co widzę w tym roku? Lekki spadek ich liczby, z którego jestem w gruncie rzeczy zadowolona. Bo nie jest tak, że poświęciłam rowerowi mniej czasu – jeździłam dużo, za to wolniej, uważniej. Wnikliwie obserwowałam przyrodę, zagłębiałam się w ciszę natury. Uwierzcie mi, to pochłania, szczególnie zimą...

sobota, 21 listopada 2015

Mity Greckie

Zdjęcie: foto-gramy.pl
Wszystko zaczęło się od Zeusa...No może nie tak dokładnie od niego, ale prawie. Zaczęło się bowiem od " Mitów Greckich" które walały się ostatnio po domu (lektura szkolna jednego z synów). Przeglądając je pomyślałam - a może Grecja? Czym prędzej podzieliłam się tą myślą z Piotrem. Reszta wydarzyła się poza mną, pod czujnym okiem Hermesa (boga podróżnych i kupców) - ten zesłał mojemu mężowi prezent specjalny na moje urodziny. Były to bilety do Aten...

niedziela, 1 listopada 2015

Rozmowa

Pytasz co u mnie?
Dobrze chyba...
Piotr wciąż jeszcze kocha
Chłopaki ciągle rosną
Mądrzeją, dorośleją
Estera coraz samodzielniejsza
A ja?
Też dorastam
Dojrzewam do tego
By stojąc nad Twoim grobem
Móc spokojnie z Tobą porozmawiać
A nie pogrążać się w smutku...
Tęsknię za Tobą  braciszkiu

piątek, 30 października 2015

Smutna jesień

Smutna to dla mnie jesień – Bazylowi ukradli rower. Nim się zestarzał (oczywiście rower, nie syn), nim nabrał patyny, obrósł legendą i wspomnieniami z podróży. Był piękny, świeży, błyszczący. Ktoś go więc zapragnął tak bardzo, że nawet stalowa zapinka nie mogła mu przeszkodzić. 

poniedziałek, 26 października 2015

patriotka



Jestem trochę stara, trochę sucha, trochę bezczelna,  nie mam moherowego beretu i nie jestem patriotką. W każdym razie nie w naszym, powszechnie rozumianym polskim wydaniu...

poniedziałek, 12 października 2015

3 koty



foto: www.wallson.pl
Muszę dorwać te trzy koty. Jeden mieszka aktualnie w opuszczonej wieży pod Łodzią, drugi w lesie pod Wrocławiem a trzeci w jakimś tunelu pod Toruniem. Zorganizować ich spotkanie to będzie grubsza robota…
Proszę o pomoc przyjaciela. On pojedzie na poszukiwania  do  tunelu, ja w najbliższym czasie odwiedzę dwa pozostałe miejsca. Łowienie zwierzaków  potrwa dłuższą chwilę – musimy wygospodarować sobie wolny czas na podróż w tak różnych kierunkach (każdy z nas musi też przekonać swoją rodzinę, że złapanie kotów jest niezwykle ważne i póki ich nie ujrzymy razem nie będziemy spali spokojnie). Mój kolega musi dodatkowo zdobyć się na odwagę, bo tak naprawdę ciemnych tuneli trochę się obawia…
Nie będę opisywała szczegółów pogoni za zwierzyną– te muszą pozostać tajemnicą. Powiem tylko, że nie było lekko. W końcu nastaje jednak wymarzona chwila – w moim ogrodzie spotykają się trzy koty. Każdy inny, każdy z inną informacją na obroży. Szybko spisujemy dane – tak, zgadza się -  pasują do siebie jak ulał!

czwartek, 1 października 2015

Kłopoty z sercem

Szczerze uwielbiam jesień. Za kolory, deszcz i szelest liści pod kołami. Za góry pozbawione turystów, za samotne zachody słońca nad morzem. Za ostatnie chwile ciepła, które chłonę, wystawiając twarz w stronę słońca. No i za milion odcieni twórczej melancholii, jakie ze sobą niesie. Nie lubię jej tylko za fale grypy i innych wirusów. Z racji zdrowego trybu życia te łapią mnie niezwykle rzadko, ale jak już złapią, najczęściej trzymają nawet tydzień. Tydzień bez roweru, tydzień bez poranków w lesie. Koszmar!
Tegoroczna jesień przywitała mnie jednak zupełnie inną chorobą…

czwartek, 17 września 2015

Na grzyby

Tekst ten napisałam dwa lata temu i schowałam do szuflady.  Teraz, gdy znów zbliża się "ten czas" ( na szczęście z powodu suszy z lekkim opóźnieniem)   z trwogą myślę o podróży do lasu. To czas, kiedy kijkiem wymacany musi być każdy krzak w lesie,  gdy zwierzęta (i niektórzy ludzie) nie mają się gdzie schować.
Co roku to samo, co roku aktualne...
---------------------

wtorek, 11 sierpnia 2015

Pani W Kapeluszu

Dziewiąta wieczorem. Przemierzam pospiesznie rowerem ulice  miasta. Myślami jestem  już w moich ukochanych leśnych zaułkach. Czerwone światło. Staruszka w eleganckim słomianym kapeluszu sunie sprawnie po pasach. W ręku ciężary. Schodzę, zabieram babci siaty i proponuję, że odprowadzę do domu..
- ale to daleko, nie wiem czy ma pani czas -  mówi niska  kobieta o niebieskich, wyblakłych oczach.
- nie ma sprawy, mam dużo czasu.
Po drodze dowiaduję się, że babcia ma prawie sto lat, i mieszka sama w  domu z ogrodem. No i czuję, że siaty nie są za lekkie...

środa, 5 sierpnia 2015

500

Stoję bezradna nad miłością mojego życia. No może z tym życiem to przesadziłam, ale z pewnością jest to miłość dzisiejszego poranka. Mój kochany kumpel w wyniku nieszczęśliwego wypadku nagle stracił pion. Leży właśnie na boku i nawet nie jęczy. Ręce mam całe umorusane od prób reanimacji. Życiodajna pianka nie sprawdziła się - uszła z niego prawie cała bokiem. I to "prawie" spowodowało kompletny zastój powietrza. Zbyt duże ciśnienie blokuje możliwość dalszych ruchów. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić? Muszę działać szybko i sprawnie...
Wiem! Firanka w domu naprzeciwko cały czas się porusza. Znaczy, że jestem obserwowana. Może i lepiej, nie będę musiała tłumaczyć o co chodzi. Pędzę więc prosto do drzwi i stukam. Otwiera  mi starsza kobieta w tradycyjnej stylonowej podomce. Po pierwszym spojrzeniu już wiem, że po tym co widziała przez zasłonkę, nie ufa mi. Też bym chyba sobie nie ufała - mało profesjonalna jestem w reanimacji. Ale cóż, spróbować warto.
- dzień dobry, widziała Pani tę sytuację naprzeciwko Pani domu?  Nie mogę dać sobie rady i potrzebuję noża. Pożyczy mi Pani? Zaraz oddam...
- nie mam noża - odpowiada baba wykrzywiając usta.
- jak to nie ma pani noża? A czym chleb pani kroi?
- a tego od chleba to ja nie dam!
- a jakiś inny?
- nie mam.
Stoimy tak w milczeniu długą  chwilę. Ona w drzwiach, ja dwa stopnie poniżej. Ona z założonymi rękoma, ja z podniesioną ku niej głową i błagającym spojrzeniem. Muszę przecież ten nóż jakoś wyprosić. W tej sytuacji to "być albo nie być".
- do sąsiadki pójdzie. Ona pewnie ma...
Sąsiadka miała nóż, nawet kilka do wyboru. Miała też dla mnie ciasto i kompot, ale z nich skorzystałam dopiero po zakończeniu reanimacji Rzęcha -  po odpiłowaniu wentyla udało  mi się spuścić  w  końcu powietrze z dętki i założyć nową.



poniedziałek, 6 lipca 2015

Słowa ostrzejsze od noża



   
Zdjęcie: www.foto-gramy.pl
Lato…na łąkach dojrzałe poziomki, w lesie dojrzałe jagody, gdzieś w chaszczach dojrzewają maliny…wszystko dojrzewa. Naturalnie, bezboleśnie. W przyrodzie wszystko jest takie proste i oczywiste. Tylko dla ludzi czas dojrzewania bywa zwykle trudny…

Późno dojrzewałam, nie biegałam za  chłopakami. Zresztą oni za mną też nie...A że wychowywałam się   na głuchej wsi, dla „miastowych”  byłam zwyczajnie dzika i nieobyta. Teraz, gdy znów zamieszkałam w Warszawie, trzymałam się z boku świata, celowo przyjmując pozę odmieńca  -  jestem inna bo chcę być inna. A gdzieś w głębi duszy głęboko marzyłam, by być taka jak wszyscy. I nijak mi to nie wychodziło…
Gdy przeżywałam pierwsze miłosne porażki byłam przekonana , że powodem niepowodzeń jest właśnie moja odmienność. Patrzyłam w lustro i widziałam głupiego, chudego, wiejskiego pokurcza. Niemalże na każdym kroku dostawałam dowody na to, że właśnie nim jestem.  I zaczęłam  chować  się przed światem. Zamiast (jak wszystkie moje koleżanki) słuchać popowej muzyki chodziłam na koncerty chopinowskie, zamiast malować usta i chodzić na dyskoteki przygryzałam wargi czytając Stachurę.
W zasadzie nie było dowodów na to, że jestem beznadziejna. W mojej nastoletniej głowie były jedynie poszlaki i domysły.  Jednak w  końcu dostałam i swój dowód – w moim sercu utkwił nóż, którego zdołałam wyjąć dopiero wiele lat później…

środa, 1 lipca 2015

Spadać stąd chcę. Byle gdzie :)

Ostatnie dni przed wakacjami są straszne. W pracy kocioł, w domu nerwowo. Dodać do tego listę zakupów rzeczy popsutych lub zaginionych od ostatniej naszej rodzinnej wyprawy i zwariować można..
Gdzie ruszamy? O tym poczytajcie tutaj.



Do zobaczenia gdzieś na wakacyjnym szlaku!

Jest nas pięcioro: ja, Piotr i trójka naszych dzieci. Jak w każdej rodzinie mamy wzloty i upadki. Jest czas, gdy wszyscy się ze sobą doskonale czujemy, jest też czas, gdy z niechęcią myślimy o powrocie do domu pełnego emocjonalnych przeżyć. Wiadomo – pięć osób, pięć osobowości, różnica pokoleń, doświadczeń i spojrzenia na życie. Jednak gdy co roku ruszamy na rowerową wyprawę w nieznane, rodzina nasza przechodzi w inny „stan skupienia” – zamieniamy się w cudowny team, w którym każdy z nas odnajduje swoje miejsce, swoją misję i czuje się naprawdę u siebie. To dla nas czas szczerych rozmów przy zupie z proszku, czas nocnych opowieści przy księżycu i szczerego uśmiechu.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Spóźniona o tydzień...

Tydzień temu odbył się Maraton Podróżnika, impreza w której miałam uczestniczyć. Do przejechania "w trybie ciągłym" dystans 300 lub 500 km po górach Małopolski. Jak napisał w swojej relacji  kolega - 300 km to dystans "dla cipek". Spojrzałam szybko między nogi i wiedziałam, że to dla mnie...
Niestety  okazało się, że w ten weekend czekają na mnie inne ważne zajęcia. Obserwowałam więc tylko w necie jak moi znajomi zmagają się z górami i upałem. I było mi smutno, bo chciałam być z nimi, chciałam sprawdzić siebie. Taki dystans znam i pokonuję "na raz" bez większych problemów, ale taka sama droga  po górach jest dla mnie wielkim wyzwaniem...
Kolejny weekend miałam wolny. Wrzuciłam więc w mojego Garniera (gps) trasę Maratonu i w późny piątkowy wieczór wsiadłam w pociąg do Krakowa...
Zapytacie się po co, skoro wyścig był tydzień temu? A co za różnica? Nie ścigam się z nikim poza sobą, i tak jechałabym sama, bo tak lubię najbardziej. Pogoda za to zapowiadała się dużo lepsza...

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Babska jazda


W przerwie miedzy pracą, domem i wieczornym spacerem siadam przy komputerze i szukam w głowie babskiego spojrzenia na rowerowy świat. I sama nie wiem, czy je mam. Mimo wieku (mam 46 lat), mam chyba męską kondycję i potrafię zmęczyć niejednego młodszego ode mnie faceta. Mój rower nie jest różowy i piękny, a wręcz przeciwnie – jest stary, obdrapany, ma dziurawe siodełko, błoto na ramie i taśmę izolacyjną wokół dzwonka. Zwykle podróżuję samotnie, w zasadzie nie mam w sobie strachu. Gdzie jest więc ta kobieca jazda?

piątek, 29 maja 2015

Syrena

Fotografia: foto-gramy.pl

   To było tak dawno temu, że nie potrafię nawet określić kiedy. Nie było wtedy internetu, komórek, szybkiego Pendolino, ani nawet supermarketów...Co więc było? Ja oczywiście byłam, do tego już dorosła, dokładnie tak jak teraz. Nie śmiejcie się proszę - wiem że wyglądam nieco inaczej niż  dwadzieścia lat temu, jednak z mojej perspektywy czas dzieli się na dzieciństwo i dorosłość. To pierwsze minęło, to drugie (mimo że zaczęło się chyba dawno temu) wciąż jeszcze trwa...

środa, 6 maja 2015

Myjcie się dziewczyny



- a Ty to się w ogóle w tych swoich podróżach myjesz?  - zapytała delikatnie  moja ukochana fryzjerka, gdy w nadziei za przemianę w księżniczkę przyleciałam do jej zakładu (jeszcze nigdy mnie w tej kwestii nie zawiodła –dziękuję!)

- no oczywiście że się myję! – odpowiedziałam oburzona.

No dobra, wróciłam właśnie z mojej rowerowej włóczęgi i nie wyglądam najlepiej. Ale dziś rano doprowadzałam się do ładu dłużej niż zwykle  - na pół godziny nałożyłam na włosy odżywkę z rzepy, wymoczyłam spierzchnięte dłonie w oliwie z oliwek i pomalowałam paznokcie.  Skąd więc takie pomysły? Czy te pytania to przez jeden mały kołtunik w moich włosach? Jest przecież naprawdę niewielki...
A gdy  fryzjerka smagała moje włosy specjalnym grzebyczkiem do kołtunów (ha, co za wynalazek!) ja zaczęłam przemyśliwać głębiej temat higieny  w podróży…

wtorek, 21 kwietnia 2015

Bazyli

2002
Przed chwilą położyli mi  go  świeżo urodzonego na brzuchu

Przed chwilą szłam z nim płaczącym za rękę i tłumaczyłam, że w  przedszkolu jest fajnie

Przed chwilą pierwszy raz wyjechał bez rodziców na kolonię

Przed chwilą mnie przerósł

Przed chwilą....
założył garniak i z trzęsącymi się rękoma popędził na swój pierwszy ważny egzamin. Patrzyłam z niedowierzaniem na jego odchodzącą postać...
Spokojna jestem. Nie denerwuję się testami,  wynikami itp. Wiem, że cokolwiek się stanie, jest już na swojej własnej drodze, na której sobie świetnie poradzi.
Macierzyństwo trwa tak krótko...
Macierzyństwo trwa całe życie. Zmienia tylko swoje oblicza.

2015. Bazio, nie rób min! - Mamo, ale  ja nie chcę mieć z nim zdjęcia ;)



czwartek, 16 kwietnia 2015

Bezmiar




 Kolejne godziny prowadzę rower po mokrym zapadającym się piachu i wodzie. Pusta plaża, spokojne, delikatnie szumiące morze i ja...To dla mnie czas wielkiej zadumy nad cudownym, nieskończonym światem widocznym w bezkresie morza. I tylko skostniałe od lodowatej morskiej wody stopy zaczynają boleć, przypominając, że oprócz duszy mam i ciało. Może więc czas na postój?
Staruszka siedziała sobie tuż przy linii wody i wpatrywała się w morze. Na mój widok wstała i uśmiechnęła się. 
- dalej przejścia nie będzie - tam jest rzeka. Tu, tym piachem musi Pani wyjść na szosę. A w zasadzie dlaczego nie jedzie Pani ścieżką rowerową, tylko pcha rower plażą?
Uśmiechnęłam się i ja. W tej podróży wiele osób zadawało mi już to pytanie. I wiele razy odpowiadałam już na nie..
- taka zachcianka. Lubię być nad morzem i lubię mój rower. I tylko w taki sposób dało się te dwie rzeczy najskuteczniej połączyć. 
Starsza pani znów się uśmiechnęła. W zasadzie nie wyglądała jeszcze na staruszkę. Była wyprostowana, dobrze zbudowana. Tylko te zmętniałe, zapadnięte oczy zdradzały jej wiek.
Stanęłam, wyjęłam czekoladę, poczęstowałam.  Teraz ja zadałam kurtuazyjne  pytanie:
- a Pani co tu robi?
Kobieta popatrzyła mi głęboko w oczy, potem spuściła zmieszana wzrok. Chwilę milczała. A potem znów patrząc mi w oczy powiedziała:
- sama nie wiem. Chyba czekam na śmierć...
- a chce już Pani umierać?
-nie. Ale nie mam  siły żyć..
Morze. Bezgraniczne w odcieniach błękitu i szarości, groźne spienionymi falami,  głębokie  i szumiące.  Zmuszające do refleksji nad życiem i śmiercią.

poniedziałek, 9 marca 2015

Codzienność

W półśnie przeklinam swoją cholerną pasję rowerową - nie, nie wstaję dziś! Mam to w dupie. Po cholerę!? Gdy jednak do mojej głowy zaczyna dobiegać więcej niż jedna myśl wiem, że muszę. Otwieram oczy- ciemno jeszcze. Na rozgrzane kołderką ciało zakładam gacie rowerowe, bluzę, a na czoło pomarańczowe okulary. Piję kawę. Pospiesznie, bo przecież chcę dziś przywitać świt na bagnie. Moim bagnie, tym które odwiedzam tak często, że niezależnie od pory dnia i roku  czuję się tu jak w domu.  Wyjeżdżam w półmroku i w ciągu kilkunastu minut docieram do lasu. Świt wita mnie przepiękną gęstą mgłą i szronem na trawach. Lekki mróz. Siadam na pieńku i łapię tę cudowną energię. Tak, ja wiem i czuję, że właśnie ten moment jest najbardziej magnetyczną porą dnia!

Potem przejażdżka po bagnie. Uwielbiam wyznaczać sobie pośród mokradeł cel, do którego muszę dotrzeć suchą nogą. Z rowerem oczywiście. Nie napiszę, ze jadąc na rowerze, bo w takich chwilach to on na mnie częściej jedzie. Na koniec zwykle noga nie jest sucha, ale cóż to szkodzi - gdy jesteś w ruchu nie zamarzniesz. Przynajmniej przez chwilę. 
Wjazd do wsi - poranna przebieżka dla zaspanych psów. No biegać psiny koło mojej nogi i szczekać wyraźniej - co jest?!
Następny punkt programu - wizyta w opuszczonych chatkach. Jest ich w  okolicy tyle, że naprawdę jest w czym wybierać. Dziś domek w Tomaszewie. W zeszłym roku sprawiał wrażenie świeżo opuszczonego, tej zimy posunął się jednak tak bardzo, że niedługo zniknie...Po co tu wchodzę i czego doświadczam w takich miejscach? Odkrywam Przemijanie...

środa, 25 lutego 2015

Przedwiośnie



foto: Foto-gramy.pl
Leżę sobie na łące i rozkoszuję się zapachem  wczesnej  wiosny.  To nie kwiaty i nie trawy pachną o tej porze - to zapach odtajałej z lodu ziemi i  rozgrzewanego słońcem błota. Lekko gorzki, wilgotny, ale miły. Odkryłam go  zaledwie kilka lat temu. Wcześniej wonność wiosny kojarzyła mi się zupełnie inaczej..


marzec 1982
Po "zimie stulecia", podczas której sparaliżowało cały kraj (i gdy wyjście do wychodka znajdującego się na zewnątrz domu było nie lada  wyczynem) w końcu nastała wiosna. Szybka i ciepła. Już w pierwszy jej dzień szłam do szkoły bez czapki i w rozpiętej kurtce. Byłam spóźniona, więc biegłam nie widząc, że Ona nadeszła - ptaki świergoliły, krety zaczęły robić kopce na łąkach, a sąsiad wyprowadził  o świcie ze stajni swojego Gniadego i właśnie orał pole.
Przed szkołą czekała cała klasa. Idą na wagary! Mi nie wypadało -  mama była nauczycielką w naszej szkole i powinnam  dawać dobry przykład. Ale zostać samej w pustej klasie było jeszcze większym obciachem - idziemy!

czwartek, 19 lutego 2015

Szary


Ratując nasz Świat przed seksualną napaścią człowieka o pięćdziesięciu twarzach streszczę pokrótce film, abyście  nie musieli odbywać tej masochistycznej przygody....
Tytułem wstępu zaznaczę, że idąc do kina  poświęciłam się dla Was moi mili na tyle, że siedzę w tej chwili na kacu- gigancie i nie mogę ruszyć głową. Ale na trzeźwo nie mogłam!

wtorek, 3 lutego 2015

Znów o marzeniach




Kochani!
Pamiętacie mój tekst z czerwca  zeszłego roku "Zapomnienie"?
http://wronabez.blogspot.com/2014/06/zapomnienie.html
To tekst, który zmieniał. Mnie, moją rodzinę, moje otoczenie i nasze wzajemne relacje.

Dziś ta opowieść bierze udział w konkursie na tekst roku blogerów. Jeśli i Was poruszyła, proszę  wyślijcie SMS-a z Waszym głosem!
Dlaczego chcę wygrać? To proste - chcę jak Kazimierz Nowak móc żyć tym co lubię: podróżą i pisaniem. Z podróżowaniem nie mam problemów. Z pisaniem zresztą  też. Jednak żeby mogło ono dać mi utrzymanie w podróży, muszę mieć na koncie medialne sukcesy. To może być pierwszy z nich...
Koszt SMS-a to 1,23 zł. Dochód z SMS-ów zostanie przekazany fundacji "Dzieci Niczyje".

Co Wam mogę obiecać w zamian? Piękną książkę, którą właśnie piszę. I która być może dzięki takim działaniom znajdzie kiedyś wydawcę.

EDIT 10.02.2014
Głosowanie zakończone. Mój tekst jest w finale! Dziękuję Wam Wszystkim za głosy!

środa, 28 stycznia 2015

Z jesienią na ogonie


Stał na środku mostu i czekał tu na mnie. Nie, chyba trochę przesadziłam, bo skąd mógł wiedzieć, że będę tędy jechała? Sama tego jeszcze chwilę wcześniej nie wiedziałam. W każdym razie w tej chwili stał i machał mi z daleka  obydwiema rękoma, uśmiechnięty od ucha do ucha.
Podjechałam na most, zatrzymałam się. Cisza. Słychać tylko szum rzeczki w dole. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. On - okutany w dwa, może trzy polarki z kamizelką odblaskową na wierzchu. Pucułowata, przemrożona zimą twarz  nie przestawała się uśmiechać. I jego rower - stary, całkowicie zardzewiały, owinięty szmatami - ścierki i linki na kierownicy,  bagażniku, wszędzie.
Na pierwszy rzut oka człowiek- lump.
Lubię lumpów. Ale tych, których "lumpowatość" jest świadomym wyborem (a nie wynikiem uzależnienia alkoholowego - takich niestety najwięcej). Ci ludzie zwykle mają w sobie  pokłady wolności i niezależności.
- a pani to ile ma lat?
No niezłe pytanie, jak na "dzień dobry"...
- 45
- To Pani młoda jeszcze. Teraz to żałuję, że nie zacząłem w Pani wieku...

środa, 7 stycznia 2015

Tak będzie.




foto: foto-gramy.pl
Lubię noworoczne postanowienia. A co najważniejsze - spisuję je i wracam do nich pod koniec roku. Wtedy przeważnie okazuje się, że nie jestem zbyt konsekwentna w dążeniach. Oczywiście szybko znajduję sobie wytłumaczenie dla niepowodzeń - obiektywne trudności i niespodziewane wypadki losowe przeszkadzają. I z takim podsumowaniem zwykle  czym prędzej ruszam do nowych "wyzwań".