sobota, 28 grudnia 2019

Mój jest ten kawałek planety





Mój kawałek Ziemi. Jest mój mimo że formalnie nie należy do mnie (chyba do Lasów Państwowych) ani nawet tu nie przebywam za często . Jest mój, bo tu czuję się dobrze.
W tym roku moje bagno wyschło jeszcze latem. Kępy omszonych drzew tworzące kiedyś oddzielne wyspy otoczone wodą wyglądają teraz jak  samotne planety Małego Księcia - małe dziwaczne twory, każde ze swoją paprocią zamiast róży. Wysepki te jesienią obdarowywały mnie grzybami, teraz (lekko przyprószone śniegiem) swoją urodą.   Kiedyś myślałam, że miejsce to jest tak piękne,  ze wzruszy każdego, kogo tu przyprowadzę. Dziś już wiem, że wzrusza tylko mnie. No i może jeszcze borsuka, który ostatnio zamieszkał tu na stałe.

Sobotni poranek. Przy głównej drodze koło bagna znów wita mnie sterta śmieci. Dokładnie takich samych jak ostatnim razem  - puszki i flaszki.  Trzeba posprzątać. Ile to już razy?
Pierwsze sprzątanie tego syfu było nawet przyjemne- oto sprzątam miejsce, które lubię, teraz będzie tu czyściutko. Drugie (dwa tygodnie później) było bardzo wkurzające- ktoś nie uszanował mojej pracy. Trzecie (po kolejnym miesiącu) było walką ze sobą- przecież to syzyfowa praca, której nie ma sensu robić! Zamiast sprzątać powinnam zainstalować tu fotopułapkę, złapać pijusów i mordy w tych śmieciach zanurzyć.
Trzeba Wam wiedzieć, że miejsce to nie jest blisko domów, nie nadaje się też na imprezę - nie ma tu nawet pieńka  żeby usiąść, panuje ogólny mrok, a zapach bagna zwykle nie jest tym, co chciałby wąchać przeciętny pijaczyna, a nawet i normalny człowiek. Dlaczego więc właśnie tu piją?  Dlaczego muszą się sponiewierać właśnie przy tej drodze, zawsze dokładnie w tym miejscu? Może tak jak i mnie, coś ich tu ciągnie....

Trzecią partię śmieci sprzątnęłam dopiero wtedy gdy zrozumiałam, że to miejsce jest jak dziecko - bezradne, wielokrotnie gwałcone przez bandę debili.  Nie mogę się tylko irytować i patrzeć, jak zarasta syfem. Muszę sprzątać, by nie cierpiało.

Dziś sprzątnęłam kolejne dwa wielkie wory śmieci. Piąty raz. Bez irytacji, raczej ze współczuciem dla mojego miejsca i biednego borsuka, który ten syf (i zapewne hałas) musi znosić.

Ten kawałek Ziemi jest mój, bo dbam o niego. Czasami tylko ktoś nie szanuje mojej własności - trudno, ważne że bywam tu  i wspieram to miejsce.






PS. Nie czekając na "odgórne" rozwiązania ustawię tu w najbliższym czasie śmietnik.


poniedziałek, 16 grudnia 2019

Grudzień



  Chyba  ze dwa lata nie pisałam o moich podróżach. To celowe- nie chciałam, by wszyscy ludzie wokół widzieli we mnie jedynie szaloną maszynę do jeżdżenia. Nie tylko tym chciałam się dzielić ze światem, świat jednak tylko taką zaczął mnie dostrzegać. Czy gdy ktoś dzierga z pasją na szydełku to rozmawia się z nim tylko o szalikach i czapkach? W moim przypadku jest jeszcze gorzej – nie interesuje mnie kompletnie techniczna strona roweru  (poza tym, że z reguły umiem go naprawiać), zwykle nie wiem ile kilometrów przejechałam i w jakim czasie. W moim rowerowaniu nie chodzi bowiem ani o dobry sprzęt (byle jechał do przodu. Rzęch mimo swoich 21 lat ciągle sprawdza się świetnie w tej roli) ani o statystyki czy rekordy.  O czym więc tu gadać? No i o co w tych moich podróżach chodzi?