Mój mąż nie jest typem domowego majsterkowicza. Wkurzam się o to
czasami, bo mając dom trzeba czasami popracować- śrubkę przykręcić, włącznik naprawić, schody nowe zrobić,
podłogi wycyklinować. Albo naprawić TENCHOLERNYDZIURAWYTARAS, w którym
przegniło kilka desek i strach po nim chodzić.
Od czerwca gotuję się wewnętrznie za każdym razem, gdy chcę wypić sobie kawę na tarasie, czy poleżeć w cieniu orzecha. Ale w gruncie rzeczy zdaję sobie sprawę, że życie u boku wrażliwego artysty nie może być usłane różami. Czasami więc ja zmieniam się w budowlańca i spontanicznie coś-tam łatam sobie. Oczywiście "po babsku", czyli byle jak i byle czym.