poniedziałek, 30 marca 2020

Izolacja


     Każdy ma swój sposób na przetrwanie trudnych chwil. Na mnie absolutnie leczniczo działa dziecko, które w sobie w takich chwilach staram obudzić. Tak więc w obliczu braku dochodów, izolacji i znikającego żarcia z lodówki (to nie ja - to ONI!), postanowiłam dziś trochę się pobawić infantylnie- odpuszczę pierwszą teoretycznie niezbędną rzecz, jaką przyjdzie mi wykonać od rana. Oczywiście chodzi mi o rzecz upierdliwą, a nie tę przyjemną.
Wstałam, wypiłam kawę (niezbędna przyjemność) i...rzecz sama przyszła. Phi - to proste! A jakie przyjemne!

Wszystko było jednak proste (nawet nikt z domowników nie zauważył) do momentu, kiedy po południu  zadzwoniła moja siostra   - musimy wymienić się jakimiś-tam rzeczami dość pilnie. Podjadę więc do niej i zostawię w ogródku paczkę, odbiorę też swoją.
Hm...trochę...no dziwnie będzie.
Założyliśmy z Piotrem na twarze kolorowe maseczki, do tego róże śmieszne rzeczy na głowę (niech siostrzeńcy mają w tej swojej izolacji choć trochę beki z wujków) i ruszyliśmy.

W drodze do siostry ochrona osiedla wyszła aż ze swojej budki by nas podziwiać..
 - na co oni się tak gapią? Turbana nie widzieli?
 - turban to nic- odparł mój mąż - gumkę masz za luźną i cały boczek ci z piżamy wyszedł.
Ojej - żrę i nie tyję? Dobre!



wtorek, 17 marca 2020

Śmieci



  Od jakiegoś czasu sprzątam otaczający mnie  Świat. Nie potrzebuję do tego zorganizowanych akcji i dopingu - postanowiłam sobie, że w każdym tygodniu mojego życia wywiozę z lasu co najmniej jeden worek śmieci.  Wrzucam je potem wszystkie do pojemnika przed moim domem i raz na dwa tygodnie wystawiam do zabrania wraz z domowymi śmieciami.   Zwykle te "leśne skarby" wcześniej segreguję (głównie to szkło i troszkę plastików), ostatnio jednak zapomniałam, i żółty worek z dużą zawartością butelek wylądował gotowy do wywiezienia  jako plastik...Na szczęście nie trafił z innymi plastikami do "śmieciary" -  panowie wyjęli        z niego szklaną zawartość i ustawili przy mojej bramie. Gdy więc wróciłam do domu z pracy, zastałam kilkadziesiąt (głównie małych) flaszek ustawionych w rządku przed furtką....

Stanęłam bezradnie rozkładając ręce - no sklerotyczką jestem, a któryś z domowników bezmyślny (nie czuł wystawiając, że jakoś ciężki ten worek?) 
Właściwie nie wiem skąd i kiedy do mojej zadumy nad sobą dołączyła sąsiadka:
- no niezła kolekcja! - powiedziała spoglądając w moim kierunku wymownie.
- ale....to nie moje! - szybko odpowiedziałam, ale ona już chyba nie słyszała. Odeszła.
I może i lepiej że odeszła. Trzeba samemu wypijać piwo, które się naważyło, a nie zwalać na rodzinę!


niedziela, 8 marca 2020

Plaża jest moim domem





Cała zimę czekam na mróz. Obiecałam sobie przecież, że jak ten przyjdzie, to dokończę zaczętą w grudniu nadmorską mękę plażową. Zależało mi na zimnie, bo chciałam zobaczyć coś, czego nigdy jeszcze nie widziałam - zamarznięte morze. Tymczasem luty dobiegał końca a zima nie nadchodziła. Przyszła za to do mnie natychmiastowa potrzeba wyjazdu (czytaj: przerobienia stresu na napęd do roweru).  Tak więc jeszcze w kalendarzową zimę znów znalazłam się nad morzem...