środa, 13 lipca 2022

Kask

  


  Jakiś czas temu popsuł mi się kask i zaczęłam jeździć bez niego. Głupie to, bo wcześniej  ten twardy czepek wielokrotnie uratował moją głowę przed roztrzaskaniem: gdy wjechałam po ciemku z impetem na kupę gruzu na szosie (poprzedniego dnia jej tam nie było), gdy borsuk wyskoczył mi pod koła, gdy wywaliłam się na torach (więcej nie wymienię, bo mąż będzie się o mnie martwił)  Za każdym razem spadałam na łeb, ale ubytki na zdrowiu (i urodzie) dzięki kaskowi były w zupełnie innych, mniej istotnych częściach ciała. Dlaczego więc nagle bez kasku? Trochę z ogólnej bezsilności, troszkę z wygody.  Poza tym (jak na mnie) mało ostatnio na rowerze jeździłam,. Na tyle mało, że na standardowe pytania znajomych "to gdzie ostatnio byłaś" mogłam z dziką rozkoszą i prawdą w sercu odpowiedzieć: w zasadzie nigdzie (pamiętajcie: nie cierpię, gdy jedynym co  we mnie widzicie i o co pytacie jest "moc pedałowania". Jeśli więc mnie spotkacie i naprawdę chcecie pogadać, zacznijmy może  o pogodzie, nie o rowerze)