foto: Meteor2017 |
Po pierwsze. Gdy podróżuję, zawsze mogę liczyć na pomoc przypadkowych ludzi. Sami zatrzymują się i pytają, czy mogą w czymś pomóc. Nie, to nie jest reguła dostępna dla wszystkich podróżników – gdy jest ze mną mąż, sprawa wygląda odmiennie. Również zimą, gdy moja płeć pozostaje zakamuflowana pod grubą warstwą ubrań, reakcje wybawców bywają jakby ostrożniejsze.
Po drugie. Z reguły wystarczy, że mam przy sobie odpowiednie narzędzia, a nie muszę się martwić o to, do czego one służą. Popsute przerzutki, niedokręcone kierownice i siodełka naprawiają się same. Bosko, prawda? Aby się tak zadziało, wystarczy w odpowiedniej chwili zademonstrować „kobiecą bezradność”. Celowo nie wymieniłam tu zwyczajnego „flaka” – no bez przesady, do takiej naprawy pomocy mi nie potrzeba…