- a te torby to pełne bursztynów pewnie? - zagadał.
- a jakże - odpowiedziałam nieco zmieszana faktem, że musiał przysłuchiwać się moim intymnym rozmowom z sakwami.
Stanęłam spocona i zmęczona, wyjęłam termos i spokojnie nalałam sobie herbatkę.
Rowerzysta stał oparty o swój rzęchowaty rower (no słowo daję, że chyba nawet gorszy od mojego) i się przyglądał.
- Pani pokaże te bursztyny - proszące spojrzenie wbiło się w moje oczy.
Uśmiechnęłam się - dziwne, że można było potraktować na serio nasz wcześniejszy dialog.
- nie mam tu żadnych bursztynów, mam inne rzeczy.
- ale co Pani tam może wieźć? Widziałam Panią z daleka jadącą przy samym morzu. Pani pokaże te bursztyny
- śpiwór mam, karimatę, ciepły sweter, skarpety, kuchenkę.....Wie Pan jadę całymi dniami wzdłuż morza po lodzie, śpię sobie na plaży w śpiworze i oglądam gwiazdy....
- w śpiworze o tej porze? Po co? Pani pokaże te bursztyny.....
Nie chce mi się z tą gorącą herbatą nigdzie iść, otworzę sakwy, niech zobaczy i się odczepi...
Nie dotykając nawet mojego roweru schylił się i zajrzał do środka
- no dobra, rzeczy. A tam pod spodem? Pani pokaże te bursztyny!
No i po herbacie. Bursztynowy Świr. Chyba większy wariat niż ja.
Najlepszości na Święta i cudownego Nowego Roku!