czwartek, 11 maja 2017
Milczenie
Idę sobie ulicą zadowolona z siebie - dobry dziś dzień miałam - dzieci mają swoje sukcesy, klient w pracy pochwalił, dostałam gwiazdę od znalazcy ukrytego przeze mnie skarbu(przyznaje się ją tylko super-skarbom). Do tego mąż przytulił z rana jakoś mocniej i głębiej w oczy popatrzył...żyć nie umierać! I gdy tak sobie idę tą ulicą uśmiechnięta, mijam znajomych (Żyrardów to małe miasto, zawsze kogoś spotkasz) Chętnie opowiedziałabym im dlaczego się uśmiecham. Niezależnie jednak od tego, jak blisko się znamy pytanie z ich strony pada zawsze szybko i zawsze tylko jedno:
- a ty nie na rowerze?
Świat zaczął widzieć we mnie tylko lekko zwariowaną rowerzystkę bagienną (z lekkim zboczeniem na liski). Jeśli mam z kimś rozmawiać, to nie o emocjach życia codziennego, ale o tym, ile kilometrów zrobiłam i gdzie. No i jak bardzo narażam się na niebezpieczeństwa i po co to robię. To zrobiło się nudne..
Nie jestem maszyną od przygód- jestem człowiekiem. Z tłumem przeżyć i doznań. Tych rowerowych i tych bardzo ważnych - "zwyczajnych".
Przestałam więc liczyć kilometry spędzone na siodełku, przestałam pisać o "rowerowaniu". Chcę, by świat (ten realny) na nowo dostrzegł we mnie normalnego człowieka. No dobra, z tym "normalnym" to przesadziłam, ale uwierzcie mi - mój tyłek nie jest na stałe przyrośnięty do siodełka - odklejam go stamtąd dość często dla innych doznań (o których pisać tu nie będę 😜)
Coś jednak napiszę. Wkrótce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gdy moi znajomi widzą mnie bez roweru, też się dziwią, że co to ja, JUŻ NIE JEŻDŻĘ? W życiu są też inne sprawy, nie tylko rower (który kocham miłością nieograniczoną). Powodzenia w ukazaniu swojej "normalności" :)
OdpowiedzUsuńTY NIE NA ROWERZE ??
OdpowiedzUsuńSkąd, my rowerzyści to znamy :)
a jednak coś napisałaś...doczekałem się...pozdrawiam ☺👍
OdpowiedzUsuńTak, ten wpis byl inspiracją. Zapraszam tez do rowertour.pl -tam co miesiąc mały tekst. Jak pogrzebiesz w archiwum to się wysycisz ;)
UsuńCiesze się :) twoje wpisy również są dla mnie inspiracją zarówno do przygody jak i do pisania. Zapraszam na moje ścieżki pastorpiotrgrzesiek.blogspot.com
UsuńI serdecznie pozdrawiam życząc wielu pięknych wypraw, zarówno tych wgłąb jak i tych przed siebie :)
No popatrz, a ja nikogo nie spotykam. A jak już czasem kogoś, to na ogół jestem rowerem, więc nikt nie pyta. ;)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie
OdpowiedzUsuńOstatni twój artykuł w Rowerturze bardzo mnie rozbawił i przypomniał mi podróż z zeszłego roku gdy po ponad miesiącu w drodze wjechałem kawałek na Green Velo. Za Augustowem stanąłem w małej wiosce żeby sobie coś kupić i usłyszałem jak grupka podsklepowych pijaczków mówiła że wyglądam na ubogiego. Byłem czysty (kąpałem się w Kanale Augustowskim) jedynie trochę wymęczony (spałem tylko na dziko) może z trochę wyblakniętą koszulką. Ostatniego (41.) dnia podróży kilkanaście km przed domem postanowiłem pozbyć się ostatnich pieniędzy i kupić najdroższego loda. Pani sklepowa spytała mnie czy jestem pewny bo kosztuje 5 złoty...
Pozdrawiam (mojepodrozezsakwami.blogspot)
Piękna historia :). Pamiętam jak po miesięcznej wyprawie rowerowej po Portugalii wróciliśmy do kraju. Wracaliśmy samolotem do Berlina, potem pociągiem do granicy i na rowerku przez granicę z przygodnym spaniu w rowie, bo padły nam wszystkie lampki. Rano okazało się, że pobocze drogi to właściwie jedna ciągła latryna Tirowców. Zatem raniutko, skoro świt, lekko wk...ieni dojechaliśmy wreszcie do naszej "ziemi obiecanej" - pierwszej stacji kolejowej, skąd pociąg miał nas wreszcie dowieźć do domu. Świtało. I wtedy spotkaliśmy jakiegoś pijaczka na ławce. Pierwsze słowa jakie usłyszeliśmy to " A wy co, kurwa, na wycieczkę się wybieracie?" :) - tak mi się przypomniało...
Usuń