Pod względem długości trwania moje "wycieczki" mogę podzielić na dwie grupy: te, na które nie zabieram szczoteczki do zębów (doba) i te, na które ją biorę (dłuższe). Są też takie, na które szczoteczkę powinnam jednak wziąć, ale jakoś zapominam...
To będzie właśnie opowieść o podróży bezszczoteczkowej...Obrzydliwe? Może dla Was.
wtorek, 4 sierpnia 2020
czwartek, 9 lipca 2020
Nieszkodliwe dziwactwa
Uwielbiam żyć po swojemu. Oczywiście tam gdzie trzeba muszę wpisywać się w z góry określone szablony: mieszkam w domu (a nie w wymarzonej jurcie) chodzę do pracy (tu nie muszę chyba komentować: mam milion innych pomysłów na ciekawe spędzenie przynajmniej części tego czasu) i robię zakupy w sklepie (choć już dawno powinnam zacząć uprawiać freeganizm). Takich rzeczy wymaga ode mnie szeroko pojęty "system", do ominięcia którego ciągle jeszcze nie dorosłam. Mam jednak milion swoich drobnych przyjemności, w których nie muszę się poddawać żadnym schematom: uwielbiam przesiadywać na mokradłach, podróżować starym Rzęchem donikąd, napawać się nocnym lasem, chlapać w blocie, czy chodzić boso. To takie przykłady, które akurat w tej chwili przyszły mi do głowy, jest ich w mojej codzienności dużo wiecej. Większość tych przejawów mojej osobistej wolności może być uznana za nieszkodliwe dziwactwa. Nie wiem dlaczego z ich powodu od czasu do czasu ludzie nie traktują mnie poważnie. To jednak naprawdę niska cena za (choć chwilowe) poczucie wolności...
Dziś "dzień wolności" spędzam siostrą. Co by tu zrobić? Hm...no coś ekscytującego! A że geny mamy podobne, to i wyszło pysznie....
czwartek, 28 maja 2020
Koń
Miałam sześć lat gdy pierwszy raz wsiadłam na konia. Był wielki (sięgałam mu do pachwin), silny (był koniem pociągowym) i miał piękną długą grzywę...
Tak mogłaby się zaczynać piękna opowieść o miłości do koni, ale to nie będzie ta opowieść..
Bałam się strasznie, byłam sparaliżowana wręcz tym, co mnie czeka. Ale Kazik (15 letni uczeń mamy) zdawał się tym wcale nie przejmować - rozbawiony wsadził mnie na klacz. Stojąca obok mama oczywiście opowiadała coś tam o tym, ze jestem super dzielna i dam radę. Nie mogłam więc protestować i krzyczeć, bo nie wypadało (żadne dziecko nie chce zawieść swoich rodziców)
Koń był mokry, spocony od pracy, nie pachniał ładnie. Niepewnie siedziałam na jego śliskim grzbiecie, gdy nagle usłyszałam to, czego usłyszeć absolutnie nie chciałam..
- WIO...
Ruszył, a ja po dwóch jego krokach wylądowałam wprost pod jego kopytami.
Teraz już nie musiałam powstrzymywać emocji: płakałam długo i głośno, bardziej niż wskazywałoby na to moje aktualne położenie i obrażenia. Takie zachowanie zapewniało mi bowiem, że mnie znów nie posadzą na tym POTWORZE.
Odpuścili. Uff....Mama chcąc ratować sytuację o mnie jakoś oswoić z tym wielkim zwierzakiem kazała mi go głaskać po wielkim pysku...OKROPNE!
Tak mogłaby się zaczynać piękna opowieść o miłości do koni, ale to nie będzie ta opowieść..
Bałam się strasznie, byłam sparaliżowana wręcz tym, co mnie czeka. Ale Kazik (15 letni uczeń mamy) zdawał się tym wcale nie przejmować - rozbawiony wsadził mnie na klacz. Stojąca obok mama oczywiście opowiadała coś tam o tym, ze jestem super dzielna i dam radę. Nie mogłam więc protestować i krzyczeć, bo nie wypadało (żadne dziecko nie chce zawieść swoich rodziców)
Koń był mokry, spocony od pracy, nie pachniał ładnie. Niepewnie siedziałam na jego śliskim grzbiecie, gdy nagle usłyszałam to, czego usłyszeć absolutnie nie chciałam..
- WIO...
Ruszył, a ja po dwóch jego krokach wylądowałam wprost pod jego kopytami.
Teraz już nie musiałam powstrzymywać emocji: płakałam długo i głośno, bardziej niż wskazywałoby na to moje aktualne położenie i obrażenia. Takie zachowanie zapewniało mi bowiem, że mnie znów nie posadzą na tym POTWORZE.
Odpuścili. Uff....Mama chcąc ratować sytuację o mnie jakoś oswoić z tym wielkim zwierzakiem kazała mi go głaskać po wielkim pysku...OKROPNE!
poniedziałek, 30 marca 2020
Izolacja
Każdy ma swój sposób na przetrwanie trudnych chwil. Na mnie absolutnie leczniczo działa dziecko, które w sobie w takich chwilach staram obudzić. Tak więc w obliczu braku dochodów, izolacji i znikającego żarcia z lodówki (to nie ja - to ONI!), postanowiłam dziś trochę się pobawić infantylnie- odpuszczę pierwszą teoretycznie niezbędną rzecz, jaką przyjdzie mi wykonać od rana. Oczywiście chodzi mi o rzecz upierdliwą, a nie tę przyjemną.
Wstałam, wypiłam kawę (niezbędna przyjemność) i...rzecz sama przyszła. Phi - to proste! A jakie przyjemne!
Wszystko było jednak proste (nawet nikt z domowników nie zauważył) do momentu, kiedy po południu zadzwoniła moja siostra - musimy wymienić się jakimiś-tam rzeczami dość pilnie. Podjadę więc do niej i zostawię w ogródku paczkę, odbiorę też swoją.
Hm...trochę...no dziwnie będzie.
Założyliśmy z Piotrem na twarze kolorowe maseczki, do tego róże śmieszne rzeczy na głowę (niech siostrzeńcy mają w tej swojej izolacji choć trochę beki z wujków) i ruszyliśmy.
W drodze do siostry ochrona osiedla wyszła aż ze swojej budki by nas podziwiać..
- na co oni się tak gapią? Turbana nie widzieli?
- turban to nic- odparł mój mąż - gumkę masz za luźną i cały boczek ci z piżamy wyszedł.
Ojej - żrę i nie tyję? Dobre!
wtorek, 17 marca 2020
Śmieci
Od jakiegoś czasu sprzątam otaczający mnie Świat. Nie potrzebuję do tego zorganizowanych akcji i dopingu - postanowiłam sobie, że w każdym tygodniu mojego życia wywiozę z lasu co najmniej jeden worek śmieci. Wrzucam je potem wszystkie do pojemnika przed moim domem i raz na dwa tygodnie wystawiam do zabrania wraz z domowymi śmieciami. Zwykle te "leśne skarby" wcześniej segreguję (głównie to szkło i troszkę plastików), ostatnio jednak zapomniałam, i żółty worek z dużą zawartością butelek wylądował gotowy do wywiezienia jako plastik...Na szczęście nie trafił z innymi plastikami do "śmieciary" - panowie wyjęli z niego szklaną zawartość i ustawili przy mojej bramie. Gdy więc wróciłam do domu z pracy, zastałam kilkadziesiąt (głównie małych) flaszek ustawionych w rządku przed furtką....
Stanęłam bezradnie rozkładając ręce - no sklerotyczką jestem, a któryś z domowników bezmyślny (nie czuł wystawiając, że jakoś ciężki ten worek?)
Właściwie nie wiem skąd i kiedy do mojej zadumy nad sobą dołączyła sąsiadka:
- no niezła kolekcja! - powiedziała spoglądając w moim kierunku wymownie.
- ale....to nie moje! - szybko odpowiedziałam, ale ona już chyba nie słyszała. Odeszła.
I może i lepiej że odeszła. Trzeba samemu wypijać piwo, które się naważyło, a nie zwalać na rodzinę!
niedziela, 8 marca 2020
Plaża jest moim domem
Cała zimę czekam na mróz. Obiecałam sobie przecież, że jak ten przyjdzie, to dokończę zaczętą w grudniu nadmorską mękę plażową. Zależało mi na zimnie, bo chciałam zobaczyć coś, czego nigdy jeszcze nie widziałam - zamarznięte morze. Tymczasem luty dobiegał końca a zima nie nadchodziła. Przyszła za to do mnie natychmiastowa potrzeba wyjazdu (czytaj: przerobienia stresu na napęd do roweru). Tak więc jeszcze w kalendarzową zimę znów znalazłam się nad morzem...
sobota, 28 grudnia 2019
Mój jest ten kawałek planety
W tym roku moje bagno wyschło jeszcze latem. Kępy omszonych drzew tworzące kiedyś oddzielne wyspy otoczone wodą wyglądają teraz jak samotne planety Małego Księcia - małe dziwaczne twory, każde ze swoją paprocią zamiast róży. Wysepki te jesienią obdarowywały mnie grzybami, teraz (lekko przyprószone śniegiem) swoją urodą. Kiedyś myślałam, że miejsce to jest tak piękne, ze wzruszy każdego, kogo tu przyprowadzę. Dziś już wiem, że wzrusza tylko mnie. No i może jeszcze borsuka, który ostatnio zamieszkał tu na stałe.
Sobotni poranek. Przy głównej drodze koło bagna znów wita mnie sterta śmieci. Dokładnie takich samych jak ostatnim razem - puszki i flaszki. Trzeba posprzątać. Ile to już razy?
Pierwsze sprzątanie tego syfu było nawet przyjemne- oto sprzątam miejsce, które lubię, teraz będzie tu czyściutko. Drugie (dwa tygodnie później) było bardzo wkurzające- ktoś nie uszanował mojej pracy. Trzecie (po kolejnym miesiącu) było walką ze sobą- przecież to syzyfowa praca, której nie ma sensu robić! Zamiast sprzątać powinnam zainstalować tu fotopułapkę, złapać pijusów i mordy w tych śmieciach zanurzyć.
Trzeba Wam wiedzieć, że miejsce to nie jest blisko domów, nie nadaje się też na imprezę - nie ma tu nawet pieńka żeby usiąść, panuje ogólny mrok, a zapach bagna zwykle nie jest tym, co chciałby wąchać przeciętny pijaczyna, a nawet i normalny człowiek. Dlaczego więc właśnie tu piją? Dlaczego muszą się sponiewierać właśnie przy tej drodze, zawsze dokładnie w tym miejscu? Może tak jak i mnie, coś ich tu ciągnie....
Trzecią partię śmieci sprzątnęłam dopiero wtedy gdy zrozumiałam, że to miejsce jest jak dziecko - bezradne, wielokrotnie gwałcone przez bandę debili. Nie mogę się tylko irytować i patrzeć, jak zarasta syfem. Muszę sprzątać, by nie cierpiało.
Dziś sprzątnęłam kolejne dwa wielkie wory śmieci. Piąty raz. Bez irytacji, raczej ze współczuciem dla mojego miejsca i biednego borsuka, który ten syf (i zapewne hałas) musi znosić.
Ten kawałek Ziemi jest mój, bo dbam o niego. Czasami tylko ktoś nie szanuje mojej własności - trudno, ważne że bywam tu i wspieram to miejsce.
PS. Nie czekając na "odgórne" rozwiązania ustawię tu w najbliższym czasie śmietnik.
poniedziałek, 16 grudnia 2019
Grudzień
Chyba ze dwa lata nie pisałam o moich podróżach. To celowe- nie
chciałam, by wszyscy ludzie wokół widzieli we mnie jedynie szaloną maszynę do jeżdżenia.
Nie tylko tym chciałam się dzielić ze światem, świat jednak tylko taką zaczął
mnie dostrzegać. Czy gdy ktoś dzierga z pasją na szydełku to rozmawia się z nim
tylko o szalikach i czapkach? W moim przypadku jest jeszcze gorzej – nie interesuje
mnie kompletnie techniczna strona roweru
(poza tym, że z reguły umiem go naprawiać), zwykle nie wiem ile
kilometrów przejechałam i w jakim czasie. W moim rowerowaniu nie chodzi bowiem
ani o dobry sprzęt (byle jechał do przodu. Rzęch mimo swoich 21 lat ciągle sprawdza
się świetnie w tej roli) ani o statystyki czy rekordy. O czym więc tu gadać? No i o co w tych moich podróżach chodzi?
poniedziałek, 4 listopada 2019
Moje święto
Dziś kończę 50 lat.
Internety napisały, że NIC JUŻ NIE BĘDZIE TAK SAMO:
- młodość bez kwasu, botoksu i nici chirurgicznych w tym wieku nie istnieje
- seks wchodzi w grę tylko przy zgaszonym świetle i koniecznie "na dole", by partner nie oglądał zwisów i obwisów.
- statystycznie w tym wieku mam 50% szans na nietrzymanie moczu
- o innych ekskrementach nie wspomnę.
-fejsbuk podsyła mi dziś linki do darmowych badań wzroku, słuchu i prostaty (hm, podobno odkryli, że kobiety też ją mają. Chyba pojawia się z wiekiem, razem z jajami?)
Mimo wszystko myślę, że nie odczuję teraz jakiejś dramatycznej zmiany - tuż obok mojego biura jest klub dziennego pobytu dla osób starszych. Nazywa się "Przestrzeń seniora 50+". Wystarczy więc zmienić drzwi w drodze do pracy.
piątek, 11 października 2019
Solą go!
Mój mąż nie jest typem domowego majsterkowicza. Wkurzam się o to
czasami, bo mając dom trzeba czasami popracować- śrubkę przykręcić, włącznik naprawić, schody nowe zrobić,
podłogi wycyklinować. Albo naprawić TENCHOLERNYDZIURAWYTARAS, w którym
przegniło kilka desek i strach po nim chodzić.
Od czerwca gotuję się wewnętrznie za każdym razem, gdy chcę wypić sobie kawę na tarasie, czy poleżeć w cieniu orzecha. Ale w gruncie rzeczy zdaję sobie sprawę, że życie u boku wrażliwego artysty nie może być usłane różami. Czasami więc ja zmieniam się w budowlańca i spontanicznie coś-tam łatam sobie. Oczywiście "po babsku", czyli byle jak i byle czym.
Od czerwca gotuję się wewnętrznie za każdym razem, gdy chcę wypić sobie kawę na tarasie, czy poleżeć w cieniu orzecha. Ale w gruncie rzeczy zdaję sobie sprawę, że życie u boku wrażliwego artysty nie może być usłane różami. Czasami więc ja zmieniam się w budowlańca i spontanicznie coś-tam łatam sobie. Oczywiście "po babsku", czyli byle jak i byle czym.
wtorek, 2 lipca 2019
Zielone orzechy
Mokra i zasapana wróciłam z porannego weekendowego rowerownia. Mokra, bo nawet o świcie za gorąco, zasapana bo jak zwykle pojechałam za daleko i ciężko było mi wrócić na czas*. No ale jak można wracać, gdy myśl o tym, że za kolejnym zakrętem może ukrywać się prawdziwe piękno pcha do przodu?...
piątek, 28 czerwca 2019
Komin
środa, 12 grudnia 2018
Telegram
Dawno, dawno temu, gdy nie było jeszcze komórek (ale mój rower już z pewnością był), ludzie musieli żyć jakoś inaczej. Rodzicie nie wiedzieli, gdzie aktualnie przebywają ich dzieci, a te nie mogły zadzwonić do nich i poprosić o podwózkę do domu (tak, tak, Eska, o Ciebie tu chodzi ;)), bo zimno. Nie można było również poskarżyć się na bieżąco, że kolega ciągnie za włosy na przerwie, czy też nie wychodząc z domu zamówić pizzę. Naturalnym więc było, że wszyscy byliśmy bardziej bardziej ruchliwi i samodzielni.
Może to brzmi niewyobrażalnie, ale w tych odległych czasach tylko nieliczni mieli w domach telefon. Najszybszą i najskuteczniejszą formą kontaktu z przebywającą daleko osobą był więc telegram, który zwykle dochodził w dobę. Musiał on jednak zawierać krótką i zwięzłą informację, bo każde słowo kosztowało krocie.
Gdy wyprowadziłam się z domu moim rokrocznym zwyczajem było wysyłanie telegramów do rodziny na urodziny. Najciekawszy był ten do mamy: "Domek, górka, lasek szkoła"- tak w skrócie wyglądałoby wtedy spełnienie jej marzeń. Używając większej ilości słów życzyłam mamie kupna wymarzonego domu na bieszczadzkich leśnych wzgórzach, z możliwością pracy nieopodal.
poniedziałek, 30 lipca 2018
Twardowski gasi światło
Leżymy rodzinnie na trawie w ogródku i oglądamy księżyc, na którym Twardowski wyłącza powoli światło. Fajny efekt, ale gdy już nastaje ciemność następują długotrwałe nudy....to przecież najdłuższe zaćmienie w naszym życiu, przyjdzie nam czekać prawie dwie godziny na dalszą część "akcji". Gdy więc księżyc robi się na stałe krwisto-beznamiętny szukamy innych zająć. Najpierw oglądamy konstelacje: Duży Wóz, Mały Wóz, Łabędź, Kasjopea...co tam jeszcze? Nudy. Nawet gwiazdy nie spadają...
I nagle jest! Ruchomy punkt na niebie - satelita! Błyszczy niesamowicie odbijanym światłem słonecznym. Zaczynają się rozmowy o tym, jak jest daleko, po co i dlaczego ktoś go wypuścił w kosmos. No i ile ich jest. Tych potrzebnych (1200) i tych, które są już tylko kosmicznymi śmieciami (prawie 6 tys! większych i mniejszych obiektów. Wśród nich jest nawet rękawica kosmonauty!) Zaczynamy liczyć te "ruchome gwizdy", konkurować, kto ich więcej wypatrzy (oczywiście oczy naszej córki okazują się najbystrzejsze). Zabawa wciąga nas do tego stopnia, że prawie przegapiamy przywrócenie przez Twardowskiego światła na księżycu...
Bywają chwile, gdy cywilizacja i technika są równie pociągające, jak pierwotna natura świata
I nagle jest! Ruchomy punkt na niebie - satelita! Błyszczy niesamowicie odbijanym światłem słonecznym. Zaczynają się rozmowy o tym, jak jest daleko, po co i dlaczego ktoś go wypuścił w kosmos. No i ile ich jest. Tych potrzebnych (1200) i tych, które są już tylko kosmicznymi śmieciami (prawie 6 tys! większych i mniejszych obiektów. Wśród nich jest nawet rękawica kosmonauty!) Zaczynamy liczyć te "ruchome gwizdy", konkurować, kto ich więcej wypatrzy (oczywiście oczy naszej córki okazują się najbystrzejsze). Zabawa wciąga nas do tego stopnia, że prawie przegapiamy przywrócenie przez Twardowskiego światła na księżycu...
Bywają chwile, gdy cywilizacja i technika są równie pociągające, jak pierwotna natura świata
środa, 4 kwietnia 2018
Odcinek kosmetyczny
Mężczyźni to mają czasami lepiej. Podkreślam słowo "czasami", bo generalnie rzecz biorąc większość z nich jest pantoflarzami, czego im absolutnie nie zazdroszczę. Mają jednak pewne fizyczne zalety: ich ciało dłużej broni się przed starością. Podczas gdy w pewnym wieku kobieca twarz więdnie, ich nabiera męskiego wyrazu. My coraz starsze i obwisłe, oni coraz dojrzalsi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)