|
Zdjęcie: www.foto-gramy.pl |
Lato…na łąkach dojrzałe poziomki, w lesie dojrzałe jagody,
gdzieś w chaszczach dojrzewają maliny…wszystko dojrzewa. Naturalnie,
bezboleśnie. W przyrodzie wszystko jest takie proste i oczywiste. Tylko dla ludzi czas dojrzewania bywa zwykle trudny…
Późno dojrzewałam, nie biegałam za chłopakami. Zresztą oni za mną też nie...A że wychowywałam
się na głuchej wsi, dla „miastowych” byłam zwyczajnie dzika i nieobyta. Teraz, gdy
znów zamieszkałam w Warszawie, trzymałam się z boku świata, celowo przyjmując
pozę odmieńca - jestem inna bo chcę być inna. A gdzieś w
głębi duszy głęboko marzyłam, by być taka jak wszyscy. I nijak mi to nie
wychodziło…
Gdy przeżywałam pierwsze miłosne porażki byłam przekonana ,
że powodem niepowodzeń jest właśnie moja odmienność. Patrzyłam w lustro i
widziałam głupiego, chudego, wiejskiego pokurcza. Niemalże na każdym kroku
dostawałam dowody na to, że właśnie nim jestem. I zaczęłam
chować się przed światem. Zamiast
(jak wszystkie moje koleżanki) słuchać popowej muzyki chodziłam na koncerty
chopinowskie, zamiast malować usta i chodzić na dyskoteki przygryzałam wargi
czytając Stachurę.
W zasadzie nie było dowodów na to, że jestem beznadziejna. W
mojej nastoletniej głowie były jedynie poszlaki i domysły. Jednak w końcu dostałam i swój dowód – w moim sercu
utkwił nóż, którego zdołałam wyjąć dopiero wiele lat później…