wtorek, 30 kwietnia 2013

Kret




Dziś byłam u mojego ginekologa. Wyszedł z gabinetu i krzyczy: " Weronka ( tu dygresja- kochany Panie doktorze, nie cierpię jak się mówi do mnie WERONKA) a gdzie nowe publikacje na blogu? Twoja siostra mówiła, że tam jest pornografia, szukałem, jeszcze nie ma. I tak czekam! "

Więc dobrze. Może dziś nie o pornografii, ale blisko - o moim ginekologu.....




Znamy się z Kretem od zawsze. To znaczy od 15 lat. Przyszłam do niego przypadkiem, z  zagrożoną ciążą . Jego poczucie humoru bardzo mi się spodobało ( e tam, co się przejmujesz, dam Ci pigułkę i nie wypadnie). I zostałam przy nim na zawsze.. Młody jak na lekarza tej profesji. I niezwykle komunikatywny. Nasze spotkania nigdy nie wyszły poza gabinet, ale też nigdy nie kończyły i nie kończą się na grzebaniu w narządach. Czuję, że jest moim dobrym znajomym. Wyhodował mi trójkę fajnych dzieci. W ostatnim miał nawet swój osobisty udział.....

2006
Wyciągnęłam do Kreta moją teściową. Siedzimy spokojnie w ciasnej poczekalni. I jak to u lekarza, mama opowiada mi o swoich zdrowotnych problemach. Wtem z gabinetu wypada niebieskooki blondyn, wyglądający bardziej jak młokos niż dostojny lekarz - to mój ulubiony ginekolog! Widzi mnie, od razu ma na twarzy uśmiech od ucha do ucha – Weronka, jak miło że jesteś! To co, robimy córeczkę??? Moja teściowa zamarła i zbielała na twarzy. W końcu wykrztusiła – ale Panie doktorze (poznała go chyba po fartuchu) – mój syn już więcej dzieci nie planuje!. Kret uśmiechnął się przebiegle – nieważne proszę Pani. On nam do tego zupełnie nie jest potrzebny! Po czym znikł  w swoim gabinecie. Dotychczas prowadzona z mamą pasjonująca (przynajmniej dla jednej strony) rozmowa o chorobach ucichła. Siedziałyśmy w milczeniu kolejnych 20 minut....

Weszłam do gabinetu pierwsza. Siedziałam jak zwykle długo - musieliśmy wymienić plotki o życiu...u niego dorastające już dzieci, bunty, u mnie całkiem jeszcze małe. Rozmawialiśmy o podróżach, uczuciach, związkach. Oczywiście truł mi jak zwykle, ze mam sobie zrobić córeczkę, ja jednak stukałam się w czoło...

Teściowa po swojej wizycie czuła się wielce zażenowana bezpośredniością tego lekarza - Ginekolog powinien milczeć. Nie może przecież podczas badania rozmawiać ze mną jak gdyby nigdy nic o mojej rodzinie!. Co go to obchodzi?- I nigdy więcej do niego nie poszła...


Miesiąc później okazało się że jestem w ciąży. Mama Jola długo nie mogła dojść do siebie - ona jedna znała przecież prawdę... Dziecko na szczęście urodziło się bardzo podobne do męża. Mój ginekolog to mistrz. Nie takie rzeczy potrafi!

4 komentarze:

  1. Obśmiałam się jak norka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ihaha, podaj namiar, żebym przypadkiem na niego nie trafiła, ja nie chcę mieć więcej dzieci! ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja poproszę namiar, ponieważ takiego chyba jajcarza mi potrzeba... :)

    OdpowiedzUsuń