czwartek, 18 kwietnia 2013

Isaura


ISAURA
1983-84

W telewizji leciała Isaura. W każdy wtorek wieczorem siadałyśmy z babcią przed telewizorem z kanapkami i piciem i czekałyśmy. Jak cała Polska zresztą. Wszyscy wczuwaliśmy się w rolę białej niewolnicy zamęczanej przez swojego pana. Było tym nawet coś ekscytującego – Pan i władca i ona – biedna, niewinna zakochana w innym. Blada, nieszczęśliwa, ale pełna nadziei...Serial miał oglądalność bliską 100% a aktorzy serialowi  witani byli w Polsce kobiercami z kwiatów.


Pierwsze dwie klasy liceum chodziłam do szkoły w Jaśle. Jako jedyna byłam zupełnie z zewnątrz- wszyscy mieli towarzystwo z podstawówek, ja jedna byłam w klasie sama. Przyjęłam więc szybko pozycję clowna – małego wygłupka. Byłam najmniejsza w klasie, na swój sposób rozkoszna, nauczyciele mnie więc lubili. Już wtedy wykazywałam się sporymi zdolnościami negocjacyjnymi- gdy trzeba było odwołać klasówkę z historii, przynosiłam na lekcję budzik. Dzwonił pięć minut po rozpoczęciu lekcji, gdy dopiero wyciągaliśmy karteczki. Wszyscy zaczynali się śmiać, łącznie z nauczycielem. Wykorzystując ten dobry nastrój udawało mi się go przekonać, ze klasówka w tak miłym dniu jest złem powszechnym...Lubili mnie chyba prawie  wszyscy nauczyciele. I uczniowie też, choć było to dość pozorne – nie miałam żadnej przyjaciółki ( trafiła się jedna w drugiej klasie. Skończyła w szponach brata).
Szkoły jednak nie znosiłam. Przez fizykę. Wstrętny garbaty i gburowaty Rysio z wyłupiastymi oczami był postrachem całej klasy...I nie było już dowcipów. Były za to pały. Nikt nic nie rozumiał z jego lekcji, które przypominały raczej wykład akademicki- przez 45 minut Rysio stał przy tablicy z rozwianym włosem i liczył. Całkował, różniczkował, znów całkował i wychodziło! Tylko my w pierwszej klasie liceum nie wiedzieliśmy, co to są te całki i różniczki. Ale to przecież dla niego szczegół... liczyła się jakaś „zasada”...
Na klasówkach zawsze dawał nam zadania ze zbiorów zadań akademickich. Zakupiłam je wszystkie. Spisywałam wszystkie początki zadań alfabetycznie, powstawała w ten sposób ściąga- klucz do pozostałych ściąg. Gdy zadanie zaczynało się od „Samochód jechał..” wiadomo było, ze należy szukać pod „s” a następnie szukać dalszej ściagi wg. znalezionego klucza- pod kolanem, na plecach itp. Przygotowanie takiego systemu zajmowało mi często wiele dni i rzadko kiedy kończyło się sukcesem- Rysio znajdował ściągę i wywalał mnie z klasy z hukiem (głupim uśmiechem pogardy i satysfakcją również) Byłam nawet na egzaminie komisyjnym – postawił mi bydlak dwóję na półrocze. Zadania były normalne, do rozwiązania, ja jednak tak się zdenerwowałam, że znów mnie przyłapie, ze sama zrezygnowałam i wyszłam z klasy.
Rysio po nieudanym komisie triumfował. Brał mnie do najtrudniejszych zadań i wpisywał mi teatralnym gestem wielkie dwóje w dzienniku.. Często podkreślał, że dzieci ze wsi nie powinny pchać się do miasta...
Po mniej więcej pół roku okazało się, że są w klasie osoby, które potrafią rozwiązywać te jego paskudne zadania bezbłędnie. Jak one to robiły? Nie wiem. To była przecież czarna magia. Poczułam, że jestem osłem. Podobnie jak reszta klasy. Z czasem osób, które rozumiały robiło się więcej. Zapisałam się więc na korepetycje z fizyki. Nauczyciel stwierdził jednak, że program na poziomie liceum mam opanowany bezbłędnie, a to co robi Rysio wychodzi poza materiał i tego umieć nie muszę. Potwór Rysio tymczasem śnił mi się po nocach. Budziłam się z potem na plecach.

Któregoś dnia Rysio wziął do naprawdę trudnego zadania moją koleżankę z ławki – Beatę. Współczułam jej bardzo, była po mnie drugim ulubionym jego obiektem do znęcania...Ona tymczasem podeszła i bez zająknięcia wyrysowała tłum tasiemców na tablicy (tasiemiec= całka). Dostała cztery. Wróciła na miejsce zadowolona  i nie spojrzała nawet na mnie. Co jest grane? Już chyba tylko ja w klasie głąbem jestem ! Na przerwie podeszłam do Beaty.... – no dobra, chodzę do niego na korki. Jak cała klasa.... Rozwiązuje ze mną zadania z klasówek i te, z których potem mnie pyta....
No tak. Jedyna w klasie byłam głupia. Jedyna jak ta niewolnica Izaura co wtorek byłam ciemiężona. I tak jak niewolnica swojego losu nie odmieniłam, choć przecież mogłam i wiedziałam jak - byłam dumna i uczciwa jak serialowa Izaura! I jak ona coraz bardziej blada...
Przez całe dwa lata dwa razy w tygodniu kręcił  się w szkole nowy odcinek serialu. Tylko kwiatów dla aktorów zabrakło...

1 komentarz:

  1. A cwaniura. Teraz by to tak łatwo nie przeszło, rodzice mają większą władzę i wiedzę. Chyba. Chyba???

    OdpowiedzUsuń