Jest nas pięcioro: ja, Piotr i trójka naszych dzieci. Jak w każdej
rodzinie mamy wzloty i upadki. Jest czas, gdy wszyscy się ze sobą
doskonale czujemy, jest też czas, gdy z niechęcią myślimy o powrocie do
domu pełnego emocjonalnych przeżyć. Wiadomo – pięć osób, pięć
osobowości, różnica pokoleń, doświadczeń i spojrzenia na życie. Jednak
gdy co roku ruszamy na rowerową wyprawę w nieznane, rodzina nasza
przechodzi w inny „stan skupienia” – zamieniamy się w cudowny team, w
którym każdy z nas odnajduje swoje miejsce, swoją misję i czuje się
naprawdę u siebie. To dla nas czas szczerych rozmów przy zupie z
proszku, czas nocnych opowieści przy księżycu i szczerego uśmiechu.
środa, 1 lipca 2015
poniedziałek, 22 czerwca 2015
Spóźniona o tydzień...
Tydzień temu odbył się Maraton Podróżnika, impreza w której miałam uczestniczyć. Do przejechania "w trybie ciągłym" dystans 300 lub 500 km po górach Małopolski. Jak napisał w swojej relacji kolega - 300 km to dystans "dla cipek". Spojrzałam szybko między nogi i wiedziałam, że to dla mnie...
Niestety okazało się, że w ten weekend czekają na mnie inne ważne zajęcia. Obserwowałam więc tylko w necie jak moi znajomi zmagają się z górami i upałem. I było mi smutno, bo chciałam być z nimi, chciałam sprawdzić siebie. Taki dystans znam i pokonuję "na raz" bez większych problemów, ale taka sama droga po górach jest dla mnie wielkim wyzwaniem...
Kolejny weekend miałam wolny. Wrzuciłam więc w mojego Garniera (gps) trasę Maratonu i w późny piątkowy wieczór wsiadłam w pociąg do Krakowa...
Zapytacie się po co, skoro wyścig był tydzień temu? A co za różnica? Nie ścigam się z nikim poza sobą, i tak jechałabym sama, bo tak lubię najbardziej. Pogoda za to zapowiadała się dużo lepsza...
Niestety okazało się, że w ten weekend czekają na mnie inne ważne zajęcia. Obserwowałam więc tylko w necie jak moi znajomi zmagają się z górami i upałem. I było mi smutno, bo chciałam być z nimi, chciałam sprawdzić siebie. Taki dystans znam i pokonuję "na raz" bez większych problemów, ale taka sama droga po górach jest dla mnie wielkim wyzwaniem...
Kolejny weekend miałam wolny. Wrzuciłam więc w mojego Garniera (gps) trasę Maratonu i w późny piątkowy wieczór wsiadłam w pociąg do Krakowa...
Zapytacie się po co, skoro wyścig był tydzień temu? A co za różnica? Nie ścigam się z nikim poza sobą, i tak jechałabym sama, bo tak lubię najbardziej. Pogoda za to zapowiadała się dużo lepsza...
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Babska jazda
W przerwie miedzy pracą, domem i wieczornym spacerem siadam
przy komputerze i szukam w głowie babskiego spojrzenia
na rowerowy świat. I sama nie wiem, czy je mam.
Mimo wieku (mam 46 lat), mam chyba męską kondycję i potrafię
zmęczyć niejednego młodszego ode mnie faceta. Mój rower nie jest
różowy i piękny, a wręcz przeciwnie – jest stary, obdrapany, ma dziurawe
siodełko, błoto na ramie i taśmę izolacyjną wokół dzwonka.
Zwykle podróżuję samotnie, w zasadzie nie mam w sobie strachu.
Gdzie jest więc ta kobieca jazda?
piątek, 29 maja 2015
Syrena
Fotografia: foto-gramy.pl |
To było tak dawno temu, że nie potrafię nawet określić kiedy. Nie było wtedy internetu, komórek, szybkiego Pendolino, ani nawet supermarketów...Co więc było? Ja oczywiście byłam, do tego już dorosła, dokładnie tak jak teraz. Nie śmiejcie się proszę - wiem że wyglądam nieco inaczej niż dwadzieścia lat temu, jednak z mojej perspektywy czas dzieli się na dzieciństwo i dorosłość. To pierwsze minęło, to drugie (mimo że zaczęło się chyba dawno temu) wciąż jeszcze trwa...
środa, 6 maja 2015
Myjcie się dziewczyny
- a Ty to się w ogóle w tych swoich podróżach myjesz? - zapytała delikatnie moja ukochana
fryzjerka, gdy w nadziei za przemianę w księżniczkę przyleciałam do jej zakładu
(jeszcze nigdy mnie w tej kwestii nie zawiodła –dziękuję!)
- no oczywiście że się myję! – odpowiedziałam oburzona.
No dobra, wróciłam właśnie z mojej rowerowej włóczęgi i nie
wyglądam najlepiej. Ale dziś rano doprowadzałam się do ładu dłużej niż zwykle - na pół godziny nałożyłam na włosy odżywkę z
rzepy, wymoczyłam spierzchnięte dłonie w oliwie z oliwek i pomalowałam
paznokcie. Skąd więc takie pomysły? Czy
te pytania to przez jeden mały kołtunik w moich włosach? Jest przecież naprawdę
niewielki...
A gdy fryzjerka smagała moje włosy specjalnym grzebyczkiem do
kołtunów (ha, co za wynalazek!) ja zaczęłam przemyśliwać głębiej temat
higieny w podróży…
wtorek, 21 kwietnia 2015
Bazyli
Przed chwilą szłam z nim płaczącym za rękę i tłumaczyłam, że w przedszkolu jest fajnie
Przed chwilą pierwszy raz wyjechał bez rodziców na kolonię
Przed chwilą mnie przerósł
Przed chwilą....założył garniak i z trzęsącymi się rękoma popędził na swój pierwszy ważny egzamin. Patrzyłam z niedowierzaniem na jego odchodzącą postać...
Spokojna jestem. Nie denerwuję się testami, wynikami itp. Wiem, że
cokolwiek się stanie, jest już na swojej własnej drodze, na której sobie
świetnie poradzi.
Macierzyństwo trwa tak krótko...
Macierzyństwo trwa całe życie. Zmienia tylko swoje oblicza.2015. Bazio, nie rób min! - Mamo, ale ja nie chcę mieć z nim zdjęcia ;) |
czwartek, 16 kwietnia 2015
Bezmiar
Staruszka siedziała sobie tuż przy linii wody i wpatrywała się w morze. Na mój widok wstała i uśmiechnęła się.
- dalej przejścia nie będzie - tam jest rzeka. Tu, tym piachem musi Pani wyjść na szosę. A w zasadzie dlaczego nie jedzie Pani ścieżką rowerową, tylko pcha rower plażą?
Uśmiechnęłam się i ja. W tej podróży wiele osób zadawało mi już to pytanie. I wiele razy odpowiadałam już na nie..
- taka zachcianka. Lubię być nad morzem i lubię mój rower. I tylko w taki sposób dało się te dwie rzeczy najskuteczniej połączyć.
Starsza pani znów się uśmiechnęła. W zasadzie nie wyglądała jeszcze na staruszkę. Była wyprostowana, dobrze zbudowana. Tylko te zmętniałe, zapadnięte oczy zdradzały jej wiek.
Stanęłam, wyjęłam czekoladę, poczęstowałam. Teraz ja zadałam kurtuazyjne pytanie:
- a Pani co tu robi?
Kobieta popatrzyła mi głęboko w oczy, potem spuściła zmieszana wzrok. Chwilę milczała. A potem znów patrząc mi w oczy powiedziała:
- sama nie wiem. Chyba czekam na śmierć...
- a chce już Pani umierać?
-nie. Ale nie mam siły żyć..
Morze. Bezgraniczne w odcieniach błękitu i szarości, groźne spienionymi falami, głębokie i szumiące. Zmuszające do refleksji nad życiem i śmiercią.
poniedziałek, 9 marca 2015
Codzienność
W półśnie przeklinam swoją cholerną pasję rowerową - nie, nie wstaję dziś! Mam to w dupie. Po cholerę!? Gdy jednak do mojej głowy zaczyna dobiegać więcej niż jedna myśl wiem, że muszę. Otwieram oczy- ciemno jeszcze. Na rozgrzane kołderką ciało zakładam gacie rowerowe, bluzę, a na czoło pomarańczowe okulary. Piję kawę. Pospiesznie, bo przecież chcę dziś przywitać świt na bagnie. Moim bagnie, tym które odwiedzam tak często, że niezależnie od pory dnia i roku czuję się tu jak w domu. Wyjeżdżam w półmroku i w ciągu kilkunastu minut docieram do lasu. Świt wita mnie przepiękną gęstą mgłą i szronem na trawach. Lekki mróz. Siadam na pieńku i łapię tę cudowną energię. Tak, ja wiem i czuję, że właśnie ten moment jest najbardziej magnetyczną porą dnia!
Potem przejażdżka po bagnie. Uwielbiam wyznaczać sobie pośród mokradeł cel, do którego muszę dotrzeć suchą nogą. Z rowerem oczywiście. Nie napiszę, ze jadąc na rowerze, bo w takich chwilach to on na mnie częściej jedzie. Na koniec zwykle noga nie jest sucha, ale cóż to szkodzi - gdy jesteś w ruchu nie zamarzniesz. Przynajmniej przez chwilę.
Wjazd do wsi - poranna przebieżka dla zaspanych psów. No biegać psiny koło mojej nogi i szczekać wyraźniej - co jest?!
Następny punkt programu - wizyta w opuszczonych chatkach. Jest ich w okolicy tyle, że naprawdę jest w czym wybierać. Dziś domek w Tomaszewie. W zeszłym roku sprawiał wrażenie świeżo opuszczonego, tej zimy posunął się jednak tak bardzo, że niedługo zniknie...Po co tu wchodzę i czego doświadczam w takich miejscach? Odkrywam Przemijanie...
środa, 25 lutego 2015
Przedwiośnie
foto: Foto-gramy.pl |
marzec 1982
Po "zimie stulecia", podczas której sparaliżowało cały kraj (i gdy wyjście do wychodka znajdującego się na zewnątrz domu było nie lada wyczynem) w końcu nastała wiosna. Szybka i ciepła. Już w pierwszy jej dzień szłam do szkoły bez czapki i w rozpiętej kurtce. Byłam spóźniona, więc biegłam nie widząc, że Ona nadeszła - ptaki świergoliły, krety zaczęły robić kopce na łąkach, a sąsiad wyprowadził o świcie ze stajni swojego Gniadego i właśnie orał pole.
Przed szkołą czekała cała klasa. Idą na wagary! Mi nie wypadało - mama była nauczycielką w naszej szkole i powinnam dawać dobry przykład. Ale zostać samej w pustej klasie było jeszcze większym obciachem - idziemy!
czwartek, 19 lutego 2015
Szary
Ratując nasz Świat przed seksualną napaścią człowieka o pięćdziesięciu twarzach streszczę pokrótce film, abyście nie musieli odbywać tej masochistycznej przygody....
Tytułem
wstępu zaznaczę, że idąc do kina poświęciłam się dla Was moi mili na
tyle, że siedzę w tej chwili na kacu- gigancie i nie mogę ruszyć głową.
Ale na trzeźwo nie mogłam!
wtorek, 3 lutego 2015
Znów o marzeniach
Kochani!
Pamiętacie mój tekst z czerwca zeszłego roku "Zapomnienie"?
http://wronabez.blogspot.com/2014/06/zapomnienie.html
To tekst, który zmieniał. Mnie, moją rodzinę, moje otoczenie i nasze wzajemne relacje.
Dziś ta opowieść bierze udział w konkursie na tekst roku blogerów. Jeśli i Was poruszyła, proszę wyślijcie SMS-a z Waszym głosem!
Dlaczego chcę wygrać? To proste - chcę jak Kazimierz Nowak móc żyć tym co lubię: podróżą i pisaniem. Z podróżowaniem nie mam problemów. Z pisaniem zresztą też. Jednak żeby mogło ono dać mi utrzymanie w podróży, muszę mieć na koncie medialne sukcesy. To może być pierwszy z nich...
Koszt SMS-a to 1,23 zł. Dochód z SMS-ów zostanie przekazany fundacji "Dzieci Niczyje".
Co Wam mogę obiecać w zamian? Piękną książkę, którą właśnie piszę. I która być może dzięki takim działaniom znajdzie kiedyś wydawcę.
EDIT 10.02.2014
Głosowanie zakończone. Mój tekst jest w finale! Dziękuję Wam Wszystkim za głosy!
środa, 28 stycznia 2015
Z jesienią na ogonie
Stał na środku mostu i czekał tu na mnie. Nie, chyba trochę
przesadziłam, bo skąd mógł wiedzieć, że będę tędy jechała? Sama tego jeszcze chwilę wcześniej nie wiedziałam. W każdym razie w tej chwili stał i machał mi z daleka obydwiema rękoma, uśmiechnięty od ucha do ucha.
Podjechałam na most, zatrzymałam się. Cisza. Słychać tylko szum rzeczki w dole. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. On - okutany w dwa, może trzy polarki z kamizelką odblaskową na wierzchu. Pucułowata, przemrożona zimą twarz nie przestawała się uśmiechać. I jego rower - stary, całkowicie zardzewiały, owinięty szmatami - ścierki i linki na kierownicy, bagażniku, wszędzie.
Podjechałam na most, zatrzymałam się. Cisza. Słychać tylko szum rzeczki w dole. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. On - okutany w dwa, może trzy polarki z kamizelką odblaskową na wierzchu. Pucułowata, przemrożona zimą twarz nie przestawała się uśmiechać. I jego rower - stary, całkowicie zardzewiały, owinięty szmatami - ścierki i linki na kierownicy, bagażniku, wszędzie.
Na pierwszy rzut oka człowiek- lump.
Lubię
lumpów. Ale tych, których "lumpowatość" jest świadomym wyborem (a nie
wynikiem uzależnienia alkoholowego - takich niestety najwięcej). Ci
ludzie zwykle mają w sobie pokłady wolności i niezależności.
- a pani to ile ma lat?
- a pani to ile ma lat?
No niezłe pytanie, jak na "dzień dobry"...
- 45
- To Pani młoda jeszcze. Teraz to żałuję, że nie zacząłem w Pani wieku...
środa, 7 stycznia 2015
Tak będzie.
foto: foto-gramy.pl |
Lubię noworoczne postanowienia. A co najważniejsze - spisuję je i wracam do nich pod koniec roku. Wtedy przeważnie okazuje się, że nie jestem zbyt konsekwentna w dążeniach. Oczywiście szybko znajduję sobie wytłumaczenie dla niepowodzeń - obiektywne trudności i niespodziewane wypadki losowe przeszkadzają. I z takim podsumowaniem zwykle czym prędzej ruszam do nowych "wyzwań".
poniedziałek, 22 grudnia 2014
"Nocna Masakra" czyli podróż po Stumilowym Lesie
Puchatek spacerował w kółko, rozmyślając o czymś
zupełnie innym, i gdy Prosiaczek zawołał go, Miś przystanął.
- Jak się masz? A co tu robisz?
- Tropię - odpowiedział Puchatek.
- A co tropisz?
- Coś, coś, coś - odparł tajemniczo Puchatek.
- A co, co, co? - spytał Prosiaczek podchodząc bliżej.
- Właśnie że nie wiem.
- A jak ci się zdaje?
- Będę musiał trochę poczekać, aż to coś wytropię, i wtedy się dowiem - odparł Kubuś Puchatek (....)
"Chatka Puchatka" Alan Milne
- Jak się masz? A co tu robisz?
- Tropię - odpowiedział Puchatek.
- A co tropisz?
- Coś, coś, coś - odparł tajemniczo Puchatek.
- A co, co, co? - spytał Prosiaczek podchodząc bliżej.
- Właśnie że nie wiem.
- A jak ci się zdaje?
- Będę musiał trochę poczekać, aż to coś wytropię, i wtedy się dowiem - odparł Kubuś Puchatek (....)
"Chatka Puchatka" Alan Milne
wtorek, 9 grudnia 2014
Opowieść Wigilijna
Był koniec roku siedemdziesiątego szóstego. Skończyłam siedem lat. Dobrze to pamiętam, bo w tych czasach co roku mieszkaliśmy gdzie indziej....Teraz mieszkaliśmy w Krzeczkowej, małej wioseczce u podnóża Bieszczad. Tu nauczyłam się jeść chleb z samym cukrem i biegać na bosaka po koniczynie pełnej pszczół. I tu pierwszy raz uciekłam z domu, ale to zupełnie inna historia....
Subskrybuj:
Posty (Atom)