Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wycieczki osobiste. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wycieczki osobiste. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 lipca 2015

Słowa ostrzejsze od noża



   
Zdjęcie: www.foto-gramy.pl
Lato…na łąkach dojrzałe poziomki, w lesie dojrzałe jagody, gdzieś w chaszczach dojrzewają maliny…wszystko dojrzewa. Naturalnie, bezboleśnie. W przyrodzie wszystko jest takie proste i oczywiste. Tylko dla ludzi czas dojrzewania bywa zwykle trudny…

Późno dojrzewałam, nie biegałam za  chłopakami. Zresztą oni za mną też nie...A że wychowywałam się   na głuchej wsi, dla „miastowych”  byłam zwyczajnie dzika i nieobyta. Teraz, gdy znów zamieszkałam w Warszawie, trzymałam się z boku świata, celowo przyjmując pozę odmieńca  -  jestem inna bo chcę być inna. A gdzieś w głębi duszy głęboko marzyłam, by być taka jak wszyscy. I nijak mi to nie wychodziło…
Gdy przeżywałam pierwsze miłosne porażki byłam przekonana , że powodem niepowodzeń jest właśnie moja odmienność. Patrzyłam w lustro i widziałam głupiego, chudego, wiejskiego pokurcza. Niemalże na każdym kroku dostawałam dowody na to, że właśnie nim jestem.  I zaczęłam  chować  się przed światem. Zamiast (jak wszystkie moje koleżanki) słuchać popowej muzyki chodziłam na koncerty chopinowskie, zamiast malować usta i chodzić na dyskoteki przygryzałam wargi czytając Stachurę.
W zasadzie nie było dowodów na to, że jestem beznadziejna. W mojej nastoletniej głowie były jedynie poszlaki i domysły.  Jednak w  końcu dostałam i swój dowód – w moim sercu utkwił nóż, którego zdołałam wyjąć dopiero wiele lat później…

piątek, 29 maja 2015

Syrena

Fotografia: foto-gramy.pl

   To było tak dawno temu, że nie potrafię nawet określić kiedy. Nie było wtedy internetu, komórek, szybkiego Pendolino, ani nawet supermarketów...Co więc było? Ja oczywiście byłam, do tego już dorosła, dokładnie tak jak teraz. Nie śmiejcie się proszę - wiem że wyglądam nieco inaczej niż  dwadzieścia lat temu, jednak z mojej perspektywy czas dzieli się na dzieciństwo i dorosłość. To pierwsze minęło, to drugie (mimo że zaczęło się chyba dawno temu) wciąż jeszcze trwa...

wtorek, 21 kwietnia 2015

Bazyli

2002
Przed chwilą położyli mi  go  świeżo urodzonego na brzuchu

Przed chwilą szłam z nim płaczącym za rękę i tłumaczyłam, że w  przedszkolu jest fajnie

Przed chwilą pierwszy raz wyjechał bez rodziców na kolonię

Przed chwilą mnie przerósł

Przed chwilą....
założył garniak i z trzęsącymi się rękoma popędził na swój pierwszy ważny egzamin. Patrzyłam z niedowierzaniem na jego odchodzącą postać...
Spokojna jestem. Nie denerwuję się testami,  wynikami itp. Wiem, że cokolwiek się stanie, jest już na swojej własnej drodze, na której sobie świetnie poradzi.
Macierzyństwo trwa tak krótko...
Macierzyństwo trwa całe życie. Zmienia tylko swoje oblicza.

2015. Bazio, nie rób min! - Mamo, ale  ja nie chcę mieć z nim zdjęcia ;)



środa, 25 lutego 2015

Przedwiośnie



foto: Foto-gramy.pl
Leżę sobie na łące i rozkoszuję się zapachem  wczesnej  wiosny.  To nie kwiaty i nie trawy pachną o tej porze - to zapach odtajałej z lodu ziemi i  rozgrzewanego słońcem błota. Lekko gorzki, wilgotny, ale miły. Odkryłam go  zaledwie kilka lat temu. Wcześniej wonność wiosny kojarzyła mi się zupełnie inaczej..


marzec 1982
Po "zimie stulecia", podczas której sparaliżowało cały kraj (i gdy wyjście do wychodka znajdującego się na zewnątrz domu było nie lada  wyczynem) w końcu nastała wiosna. Szybka i ciepła. Już w pierwszy jej dzień szłam do szkoły bez czapki i w rozpiętej kurtce. Byłam spóźniona, więc biegłam nie widząc, że Ona nadeszła - ptaki świergoliły, krety zaczęły robić kopce na łąkach, a sąsiad wyprowadził  o świcie ze stajni swojego Gniadego i właśnie orał pole.
Przed szkołą czekała cała klasa. Idą na wagary! Mi nie wypadało -  mama była nauczycielką w naszej szkole i powinnam  dawać dobry przykład. Ale zostać samej w pustej klasie było jeszcze większym obciachem - idziemy!

czwartek, 19 lutego 2015

Szary


Ratując nasz Świat przed seksualną napaścią człowieka o pięćdziesięciu twarzach streszczę pokrótce film, abyście  nie musieli odbywać tej masochistycznej przygody....
Tytułem wstępu zaznaczę, że idąc do kina  poświęciłam się dla Was moi mili na tyle, że siedzę w tej chwili na kacu- gigancie i nie mogę ruszyć głową. Ale na trzeźwo nie mogłam!

wtorek, 3 lutego 2015

Znów o marzeniach




Kochani!
Pamiętacie mój tekst z czerwca  zeszłego roku "Zapomnienie"?
http://wronabez.blogspot.com/2014/06/zapomnienie.html
To tekst, który zmieniał. Mnie, moją rodzinę, moje otoczenie i nasze wzajemne relacje.

Dziś ta opowieść bierze udział w konkursie na tekst roku blogerów. Jeśli i Was poruszyła, proszę  wyślijcie SMS-a z Waszym głosem!
Dlaczego chcę wygrać? To proste - chcę jak Kazimierz Nowak móc żyć tym co lubię: podróżą i pisaniem. Z podróżowaniem nie mam problemów. Z pisaniem zresztą  też. Jednak żeby mogło ono dać mi utrzymanie w podróży, muszę mieć na koncie medialne sukcesy. To może być pierwszy z nich...
Koszt SMS-a to 1,23 zł. Dochód z SMS-ów zostanie przekazany fundacji "Dzieci Niczyje".

Co Wam mogę obiecać w zamian? Piękną książkę, którą właśnie piszę. I która być może dzięki takim działaniom znajdzie kiedyś wydawcę.

EDIT 10.02.2014
Głosowanie zakończone. Mój tekst jest w finale! Dziękuję Wam Wszystkim za głosy!

środa, 7 stycznia 2015

Tak będzie.




foto: foto-gramy.pl
Lubię noworoczne postanowienia. A co najważniejsze - spisuję je i wracam do nich pod koniec roku. Wtedy przeważnie okazuje się, że nie jestem zbyt konsekwentna w dążeniach. Oczywiście szybko znajduję sobie wytłumaczenie dla niepowodzeń - obiektywne trudności i niespodziewane wypadki losowe przeszkadzają. I z takim podsumowaniem zwykle  czym prędzej ruszam do nowych "wyzwań".

wtorek, 9 grudnia 2014

Opowieść Wigilijna



Był koniec roku siedemdziesiątego szóstego. Skończyłam siedem lat. Dobrze to pamiętam, bo w tych czasach co roku mieszkaliśmy gdzie indziej....Teraz mieszkaliśmy w Krzeczkowej, małej wioseczce u podnóża Bieszczad. Tu nauczyłam się jeść chleb z samym cukrem i biegać na bosaka po koniczynie pełnej pszczół. I tu pierwszy raz uciekłam z domu, ale to zupełnie inna historia....

 

piątek, 14 listopada 2014

Nasz ukochany brat Szymon....



Dziś odbył się pogrzeb naszego brata....

                 1.

Każdy żegna się z nim tak, jak potrafi. Ja prowadzę  długie monologi w lesie,  dużo płaczę. Wyobrażam go sobie w szumie drzew i w ruchu fal morskich. Wiem, że jego piękna życiowa energia pozostała wśród nas i wzbogaciła Świat...

sobota, 1 listopada 2014

Koło

lipiec 1980



Wakacje. Całą rodziną wybraliśmy się w Bieszczady. Uwielbiam nasze wędrówki z mapą - mama nawet idąc szosą  potrafi zabłądzić, a co dopiero gdy idziemy w dzikich górach po szlaku...A ten stan, kiedy nikt  nie wie, gdzie jesteśmy, kiedy nie wiadomo kiedy gdzieś dotrzemy i gdzie....to takie ekscytujące!
Połonina Caryńska. Oczywiście błądzimy. Ścieżką wytyczoną przez zwierzęta schodzimy w dół.  I chyba tylko  jakimś cudem (lub wiedzeni przez Opatrzność)  przed zmrokiem docieramy do stanicy harcerskiej. Tu, w specjalnie przygotowanych dla turystów namiotach spędzimy noc.
Wystawiliśmy z Maćkiem głowy z namiotu... Rozgwieżdżone niebo nad nami..Ech. cudowne lato! Tylko niech może szybciej przeleci - już nie mogę się doczekać, kiedy mama urodzi nam w końcu tego dzidziusia!

Budzą nas wcześnie rano.  Mama się gorzej poczuła i jest w obozowej izolatce. Zrywam się i biegnę do niej.

środa, 10 września 2014

Szymon



Jest teraz halnym w górach i wszystkimi podróżami, których nie odbył. Jest ranczem, o którym marzył. Jest koło mnie i blisko swojej kochanej dziewczyny. Jest w sercach naszych dzieciaków. Jest wszędzie i wszystkim. Jest i zawsze będzie moją wielką miłością.

Mój brat Szymon.

Proszę, nie pytajcie jak to się stało i kiedy. I nie składajcie kondolencji, bo się rozpadnę.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Wokół domu

Wczorajszy wieczór.....

1.
Kochana Mamo,
11 października urodziłam syna. Dali my mu imię Stachu, po dziadku. Chrzciny będą 5 listopada. Zapraszamy Cię na nie z całego serca. Więcej nie piszę - jak przyjedziesz to zobaczysz. Lidka, Krysia i Marcin  bardzo się radują z braciszka.
Zosia


poniedziałek, 30 czerwca 2014

Poważne plany




Dziś w nocy śniło mi się, że jesteśmy całą rodziną w magicznej podróży. Takiej, gdzie ciepło daje rozkosz a przestrzeń, krajobrazy i  kolory paraliżują pięknem.... Zastanawiałam się gdzie jesteśmy i odpowiedź dostałam w ostatniej chwili przed przebudzeniem (a może właśnie ta informacja spowodowała przebudzenie). To nie było fikcyjne miejsce...

Wstałam, poszłam do komputera i sprawdziłam bilety lotnicze - były naprawdę tanie...Potem do Piotra po potwierdzenie dla moich sennych marzeń...
W drugiej połowie sierpnia lecimy z rowerami do Serbii.
Tak właśnie uwielbiam planować....

Tymczasem w sobotę ruszam ku zachodniej granicy- to ostatni już kierunek (ha, potem chyba trzeba będzie zacząć kierunki pośrednie) i mam nadzieję, że ta mała, kilkudniowa wyprawa mnie jak zwykle pochłonie....

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Zapomnienie




14.06.2014

 Siedzimy z mamą w ostatniej ławce drewnianego wiejskiego kościółka  i przyglądamy się uważnie uczestnikom mszy.  Słowo Boże płynie tu dziś wyjątkowo głośno i wyraźnie (choć samo kazanie jest pogmatwane i przydługie). Część zgromadzonych modli się w skupieniu, część nie może usiedzieć na miejscu i nerwowo kręci się na ławce. Niektórzy zaś sprawiają wrażenie  całkowicie obojętnych. 
Obok   kobieta z mocno powykrzywianymi rachitycznymi kończynami usiłuje śpiewać "Ojcze Nasz" wydając z siebie jedynie nieludzkie dźwięki, przed nami człowiek  podrzuca nerwowo papierowy pieniądz nie  mogąc  już doczekać się  zbierania na tacę.
Dziś spotkanie z Bogiem mają tu jego "dzieła niedoskonałe" - ludzie  ułomni  psychicznie. To msza dla pensjonariuszy zakładu dla nerwowo i psychicznie chorych. Wyjątkowa, bo na doroczne święto przyjechały w odwiedziny rodziny chorych.
Stoimy i rozglądamy się nerwowo - usiłujemy rozpoznać brata mamy- Jerzyka, którego nie widziałyśmy prawie trzydzieści lat..
 - musi być gruby. Wiesz, po lekach "na głowę" podobno się tyje..
Szukamy więc grubego i łysego (łysy był już 30 lat temu) . Mam jeden "typ"  nawet, ale gdy odwraca się to widzę, że zły. Mama tymczasem zaczyna chodzić po kościele i przyglądać się ludziom.Wraca.
  - chyba go nie ma. Może wcale nie poszedł na mszę i jest gdzieś w ośrodku?
W tym momencie dostrzegam go. Siedzi z przodu, bokiem. Chudy, bezzębny z zapadniętymi oczami. TYMI oczami. Ja jestem pewna, mama ciągle nie. Msza kończy się, trzęsąc się stajemy na jego drodze. A  on patrzy na nas  i przechodzi obojętnie. Trudno, żeby było inaczej - nie tylko on zmienił się przez te lata...
- Jerzyk - cicho mówi mama.
Nie zareagował.
- Jerzyk? - już głośno i wyraźnie powtórzyła.
Idący chwiejnym krokiem człowiek obejrzał się.
- Słucham...


środa, 4 czerwca 2014

Za komuny

Wszyscy dziś trąbią o upadku komuny, więc i mi myśli powędrowały w tamte czasy...

1977
Słoneczna, ciepła sobota epoki Gierka.  Po szkole razem z mamą idziemy na zakupy do Supersamu. To  jedyny w Warszawie duży sklep samoobsługowy z koszykami.  Uwielbiam to chodzenie między półkami i oglądanie towarów. I można dotknąć przez papierek bułkę i sprawdzić, czy miękka. I oglądać etykiety. Wrzucamy do koszyka tyle pysznych rzeczy... A potem, przy kasie okazuje się, że jak zwykle na same niezbędne rzeczy za dużo wydałyśmy. Trzeba będzie pożyczyć pieniądze z koperty na jedzenie z przyszłego tygodnia....i znów nic nie zaoszczędzimy na moje obiecane  nowe spodnie. A tak marzyłam o nowych - w starych mam już łaty na kolanach...

sobota, 17 maja 2014

Święto

Ponieważ mam dziś   imieniny sprawię sobie przyjemność i  napiszę w końcu coś o sobie :)
Powoli realizuje  się wstęp z postu "Ucieczka"  - ludzie zaczynają na mnie dziwnie patrzeć...Moi znajomi  spotykając  mnie na ulicy albo "bardzo się spieszą", albo są zdziwieni, że ja nie w lesie. A gdy zaczynam się z tego lasu tłumaczyć wyobraźnią,  to są rozczarowani.
No więc wyjaśniam: w lesie bywam codziennie, o różnych porach dnia i nocy. Mam tam swoje magiczne miejsca  i znajomych. To mój drugi, niezwykle pociągający mnie świat, w którym odnajduję spokój. Mam też wyobraźnię, która pozwala mi splatać w dowolne warkocze rzeczywistość i fikcję..I taki jest mój drugi blog..
Daję więc Wam wybór- jeśli chcecie mnie "prawdziwej" pozostańcie na tym blogu, jeśli zaś chcecie zatopić się również w moich długich warkoczach, to zapraszam  tu !

A co do prezentów: uwielbiam niespodzianki: 





Rano w łóżku znalazłam nowego przyjaciela:



P.S. W środę rozpoczynam wyprawę na  wschód - szczegóły wkrótce...




wtorek, 13 maja 2014

Dobre geny

13.05.2014
Ten tekst chciałam opublikować na Dzień Matki. Ale cierpliwości w genach nie dostałam :)


Pędzimy w weekend samochodem po mamę do jej domku. Moją mamę, która mieszka 200 metrów od nas..Ale jedziemy nie do tego jej domku, tylko do innego. Do Domku Szreka, który ostatnio okazyjnie kupiła....

Mama całe życie się przeprowadza...czasami  rok w rok, czasami musi minąć 15 lat aż jej się miejsce znudzi.
Była nauczycielką , w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych praca (a wraz z nią domek służbowy) czekały na nią absolutnie wszędzie. Co roku w wakacje pobudzało to jej wyobraźnię do działania...
Dzięki tym ciągłym zmianom domów moje dzieciństwo jest   doskonale zapisane w czasie:
4 lata  - Polańczyk
4, 5 roku- Myczków
5 lat - Zahoczewie.
6 lat- Zalesie
7 lat - Krzeczkowa...ach to chyba najbardziej magiczny rok mojego dzieciństwa.....

poniedziałek, 5 maja 2014

Samochwała

Mój tekst o zimowej wyprawie rowerowej wygrał konkurs na najlepszy tekst w sieci o podróży i jest opublikowany w najnowszym piśmie "Podróże". Trochę się chwalę (chyba nawet nie trochę, ale to miłe uczucie ), ale też chcę Wam  - moim przyjaciołom i czytelnikom podziękować - spadła na mnie z tej okazji duża ilość fajnych i potrzebnych mi bardzo komentarzy o moim pisaniu. Dla mnie jest ono zwyczajne... nigdy nie widziałam w tym wartości... Blog powstał z myślą o wyrzuceniu z siebie myśli natrętnych i tematów "w zawieszeniu". Teraz  (wraz z moimi podróżami rowerowymi) staje się nową drogą...Obiecuję więc Wam większą lekturę, która od jakiegoś czasu falami ze mnie wypływa.....teraz, po Waszych ciepłych słowach z pewnością   nastąpi sztorm. :)

Weronika

sobota, 3 maja 2014

Ucieczka



Siedzę i spoglądam na moją wysuszoną po zimowym rowerowaniu skórę rąk...

Żyrardów jest chyba zbyt mały na pozytywne przyjęcie takiego dziwactwa. Jak więc wieść pójdzie w miasto będą kłopoty. Piotr będzie szalał i codziennie namawiał mnie do powrotu, a znajomi będą patrzyli z dziwnym współczuciem. Ale już nie mogę i nie chcę znosić ciężaru tego świata. Muszę ruszyć w las...

W pewnym sensie postradałam zmysły. W pewnym sensie. Bo tak naprawdę po raz pierwszy w życiu czuję harmonię. Harmonię w byciu z drzewami, bagnem, trawą, światem. I samą sobą. Doświadczam tego codziennie podczas krótkich nocnych rowerowych eskapad....
Zdecydowałam się nagle, wieczorem. Wiedziałam, że jak tego nie zrobię, to wybuchnę...Powiedziałam Piotrowi i dzieciom że na trzy-cztery dni. Tyle zwykle są w stanie wytrzymać beze mnie..Piotr próbował protestować (to miał być rodzinny weekend) ale cóż, w końcu musiał przystać na ten postrzelony pomysł. Z łzami w oczach mnie żegnał.
- Ale wróć, proszę!
Kiedyś wrócę.

środa, 26 marca 2014

Krasnoludki są na świecie ;)


Dziś rano pojechałam rowerem w miejsce szczególnie mi bliskie – nad Pisię. Tu przyjeżdżam, gdy szukam spokoju i ucieczki od kłopotów.  To miejsce mnie wycisza...
Początki wiosny, nad rzeką białe dywany kwiatów - jak one zachwycają!
Położyłam się na mokrej ściółce- ta ciągle jeszcze pachnie jesienią i liśćmi z zeszłego lata.. Leniwy nurt rzeczki odbijał promienie słoneczne wprost na moją twarz. Zatopiłam się w słońcu, w szmerze rzeki....Z tego stanu wytrącił mnie dopiero cienki głosik dochodzący  gdzieś zza moich pleców..
- Dzień dobry!
Odwróciłam głowę. Przede mną stał mały, może dziesięciocentymetrowy człowieczek w czerwonej czapce, z ogromnymi, odstającymi uszami. To Gburek,  przyjaciel naszej rodziny. Zawsze uśmiechnięty, zawsze zadowolony z życia. Zza jego pleców wyłonił się również drugi stworek - Marudek.