Mój mąż nie jest typem domowego majsterkowicza. Wkurzam się o to
czasami, bo mając dom trzeba czasami popracować- śrubkę przykręcić, włącznik naprawić, schody nowe zrobić,
podłogi wycyklinować. Albo naprawić TENCHOLERNYDZIURAWYTARAS, w którym
przegniło kilka desek i strach po nim chodzić.
Od czerwca gotuję się wewnętrznie za każdym razem, gdy chcę wypić sobie kawę na tarasie, czy poleżeć w cieniu orzecha. Ale w gruncie rzeczy zdaję sobie sprawę, że życie u boku wrażliwego artysty nie może być usłane różami. Czasami więc ja zmieniam się w budowlańca i spontanicznie coś-tam łatam sobie. Oczywiście "po babsku", czyli byle jak i byle czym.
Właśnie w poszukiwaniu "byle czego" trafiłam wczoraj do pewnej hurtowni. Przy ladzie stała zadbana ekspedientka w moim wieku, bardzo zajęta rozmową z klientką.
- cholera, Mietek mi te kafelki na balkonie ostatnio zrobił a ja ciągle jeszcze ich nie poświęciłam. Mrozy idą, jak nic bez tego popękają. Musze pamiętać, by poświęcić.
- a ja nie swięcę. Od kiedy była u mnie matka zięcia i mi szpilką zrobiła dziurę w podłodze przestałam wierzyć w te święconki. Teraz solę. To lepiej działa - już dwa lata minęły i nic.
- solisz?
- tak. Bierzesz sól ze święconki w palce i rozkładasz po rogach. Jak na balkonie, to bezwietrzny dzień wybierz, żeby przynajmniej chwilkę poleżała. W końcu wywieje, ale ty się tym nie przejmuj - u mnie w domu dawno ją wymiotło, a nic się już nie psuje. A Pani co chciała? Słucham?
Chwilę trwało, zanim z Krainy Świętej Soli wróciłam znów na Ziemię.
- nie, nie, nic...
Bo i po co? Tak na jeden raz? Mąż w końcu kiedyś naprawi, potem solą posypię w bezwietrzny dzień i koniec scen. Byle do Wielkanocy, do święconego jakoś dotrwać.
kurde... to takie proste?!!!!
OdpowiedzUsuńMuszę posolić balkon i to zaraz! ;)
OdpowiedzUsuń