środa, 26 marca 2014
Krasnoludki są na świecie ;)
Dziś rano pojechałam rowerem w miejsce szczególnie mi bliskie – nad Pisię. Tu przyjeżdżam, gdy szukam spokoju i ucieczki od kłopotów. To miejsce mnie wycisza...
Początki wiosny, nad rzeką białe dywany kwiatów - jak one zachwycają!
Położyłam się na mokrej ściółce- ta ciągle jeszcze pachnie jesienią i liśćmi z zeszłego lata.. Leniwy nurt rzeczki odbijał promienie słoneczne wprost na moją twarz. Zatopiłam się w słońcu, w szmerze rzeki....Z tego stanu wytrącił mnie dopiero cienki głosik dochodzący gdzieś zza moich pleców..
- Dzień dobry!
Odwróciłam głowę. Przede mną stał mały, może dziesięciocentymetrowy człowieczek w czerwonej czapce, z ogromnymi, odstającymi uszami. To Gburek, przyjaciel naszej rodziny. Zawsze uśmiechnięty, zawsze zadowolony z życia. Zza jego pleców wyłonił się również drugi stworek - Marudek.
Znamy się od kilku lat – zimę spędzamy wspólnie w naszym domu. Krasnale nie są strasznie upierdliwymi lokatorami, jednak gdy przychodzą cieplejsze dni z pewną ulgą pomagam im przewieźć walizki do lasu...W tym roku wcześnie przyszła wiosna, wywiozłam chłopaków do lasu już trzy tygodnie temu. Dobrze ich więc dziś widzieć całych i zdrowych!
Latem odwiedzam moje "maluchy" w lesie regularnie, przywożę dobre jedzenie (teoretycznie powinni jeść buczynę i żołędzie, ale przyzwyczajeni do domowych frykasów krzywią się już na "leśne" specjały) i słodycze. Nie tęsknię jednak za nimi. Ale już jesienią nie mogę doczekać się, kiedy spadnie pierwszy śnieg i będę mogła zabrać chłopców do domu – znów tęsknię za ich wygłupami pod stołem, za ciąganiem moich nogawek podczas picia zbyt gorącej herbaty, za bałaganem, jaki zostawiają po nocnych zabawach...Swoimi harcami jednoczą całą rodzinę przy stole, ich występy w salonie często są główną atrakcją naszych rodzinnych wieczorów. I to chyba oni sprawiają, że w naszym domu czuć zimą prawdziwe, rodzinne ciepło...
„Panowie” postali na pieńku przez chwilkę przyglądając się uważnie mojej twarzy, potem zaczęli zabawiać się wspinaniem i zjeżdżaniem z mojego kasku rowerowego. Na koniec dorwali się do przymocowanej do kasku MP3...
- No nie, kocie miauczenie! Nic dziwnego, że słuchając muzyki masz taką niewyraźną minę! Posłuchaj naszej!
Krasnale zdjęły swoje czerwone czapki (tacy młodzi a już łysieją...), zaczęły śpiewać swoje ulubione infantylne pioseneczki, tańczyć i stroić głupie miny. Bawiły się w ten sposób dopóki nie wciągnęły mnie do zabawy, a na mojej twarzy nie pojawił się szczery uśmiech. Potem Marudek przytulił się do moich policzków i zaczął głaskać mnie swoimi małymi rączkami..
- Dlaczego zawsze przychodzisz tu sama, masz smutną minę i mokre oczy?
- Jak każdy "dorosły" mam swoje smutki. I muszę je wypłakać w samotności, żeby pozostała część mojego życia mogła pozostać wesoła, jak Wasze śpiewy..
Nie wiem, czy to zrozumieli – w ich życiu nie ma słowa „smutek”. Ale przecież zostali stworzeni nie po to, żeby mnie rozumieć, a po to, by wskazać mi prawdziwą drogę do szczęścia...
PS. Rodzina kazała dopisać, że niedawno krasnalom urodził się synek - Tymi. Hm, bocian go chyba przyniósł :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To może tak jak w skeczu kabaretu Potem z oświadczynami, za mamusię robi Stryjo ;)
OdpowiedzUsuńmogli też znaleźć go w kapuście, ale nie wiem, czy oni chodzą do marketów na zakupy....
OdpowiedzUsuńKrasnale w genach po "Matce- Stwórczyni" mają nienawiść do marketów i centrów handlowych - w sytuacjach kryzysowych wolą żołędzie zeszłoroczne wcinać, a skarpety cerować :)
Usuń