- a Ty to się w ogóle w tych swoich podróżach myjesz? - zapytała delikatnie moja ukochana
fryzjerka, gdy w nadziei za przemianę w księżniczkę przyleciałam do jej zakładu
(jeszcze nigdy mnie w tej kwestii nie zawiodła –dziękuję!)
- no oczywiście że się myję! – odpowiedziałam oburzona.
No dobra, wróciłam właśnie z mojej rowerowej włóczęgi i nie
wyglądam najlepiej. Ale dziś rano doprowadzałam się do ładu dłużej niż zwykle - na pół godziny nałożyłam na włosy odżywkę z
rzepy, wymoczyłam spierzchnięte dłonie w oliwie z oliwek i pomalowałam
paznokcie. Skąd więc takie pomysły? Czy
te pytania to przez jeden mały kołtunik w moich włosach? Jest przecież naprawdę
niewielki...
A gdy fryzjerka smagała moje włosy specjalnym grzebyczkiem do
kołtunów (ha, co za wynalazek!) ja zaczęłam przemyśliwać głębiej temat
higieny w podróży…