Od jakiegoś czasu sprzątam otaczający mnie Świat. Nie potrzebuję do tego zorganizowanych akcji i dopingu - postanowiłam sobie, że w każdym tygodniu mojego życia wywiozę z lasu co najmniej jeden worek śmieci. Wrzucam je potem wszystkie do pojemnika przed moim domem i raz na dwa tygodnie wystawiam do zabrania wraz z domowymi śmieciami. Zwykle te "leśne skarby" wcześniej segreguję (głównie to szkło i troszkę plastików), ostatnio jednak zapomniałam, i żółty worek z dużą zawartością butelek wylądował gotowy do wywiezienia jako plastik...Na szczęście nie trafił z innymi plastikami do "śmieciary" - panowie wyjęli z niego szklaną zawartość i ustawili przy mojej bramie. Gdy więc wróciłam do domu z pracy, zastałam kilkadziesiąt (głównie małych) flaszek ustawionych w rządku przed furtką....
Stanęłam bezradnie rozkładając ręce - no sklerotyczką jestem, a któryś z domowników bezmyślny (nie czuł wystawiając, że jakoś ciężki ten worek?)
Właściwie nie wiem skąd i kiedy do mojej zadumy nad sobą dołączyła sąsiadka:
- no niezła kolekcja! - powiedziała spoglądając w moim kierunku wymownie.
- ale....to nie moje! - szybko odpowiedziałam, ale ona już chyba nie słyszała. Odeszła.
I może i lepiej że odeszła. Trzeba samemu wypijać piwo, które się naważyło, a nie zwalać na rodzinę!
U nas są butelki po soku marchwiowym, to by się sąsiedzi zdziwili. No ale my freaki jesteśmy lokalne ;)
OdpowiedzUsuń