Lekko zmierzcha gdy docieram do leśnego koczowiska Pana J. Specjalnie tytułuję go "pan" - to dla podkreślenia jego nadszarpniętego bezdomnością człowieczeństwa. Gdy dochodzę do namiotu słyszę rozmowę. Nie, to chyba nie rozmowa - głośno myśli, co zjadłby na kolację.
- dzień dobry! - prawie krzyczę by przebić się przez hałas odbijających się od folii pokrywającej namiot kropli deszczu ze śniegiem
Umilkł.
- dzień dobry, to ja, Weronika
- a, to pani! - wolno rozsunął wejście do namiotu i wystawił głowę
- przyniosłam wodę i ciepły śpiwór
- o dziękuję nie trzeba było. Mam tu wszystko.
Otworzył szerzej namiot by pokazać wnętrze. Buchnęło mocnym, gęstym i przetrawionym smrodem papierosów.
- o tu mam dwa koce, tu kołderka. Ciepło tu mam. Tylko jak wyjść trzeba to mrozi już czasem. Ale w nocy nie wychodzę. Nawet jak mi się chce sikać to nie wychodzę, tylko do tej butelki po wodzie (co ją u Pani Ani kupuję za 1,50) robię.
Tu wskazał na sporą, pewnie ze trzylitrową butelkę wypełnioną do połowy żółtą cieczą.
- Wiem, znam, też tak robię..
Spojrzał z niedowierzaniem. Przez kolejną chwilę znów słychać było tylko deszcz.
- myślałem, że jak zacznę o sikach to pani sobie pójdzie..
- wystarczy powiedzieć. Odejdę i bez sików.
- nie, jak się pani sików nie boi to niech zostanie. Herbaty, papieroska?
Witaj.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje opowieści o ludziach. Rowerem czy perpedes ?
Wszystkiego Najlepszego w 2018.
Pozdrawiam.
Marcin.
rowerowo oczywiście, choć w tym wypadku i pieszo mogłoby być, bo naprawdę niedaleko.
UsuńDziękuję za życzenia. Również życzę samych najlepszych chwil w Nowym Roku :)
Przeczytałam kilka Twoich wpisów. Podobają mi się.
OdpowiedzUsuńŚwietnie dobierasz tematy i umiesz zachęcić czytelnika do ciągłego zaglądania na Twojego bloga.
OdpowiedzUsuń