Siedziałam w widocznym miejscu i czekałam na obsługę. Ludzi nie było tu zbyt wielu, ale kilka stolików było zajętych. Niektórzy wychodzili, inni wchodzili. Ci nowo przybyli natychmiast doczekiwali się kelnera przy stoliku. Wszyscy, tylko nie ja…
– Przepraszam, mogę złożyć zamówienie?
– Tak, chwileczkę, zaraz ktoś podejdzie.
No i nie przychodził. Popatrzyłam na siebie: jestem od kilku dni w drodze, tym razem mam ze sobą niewiele rzeczy, wyglądam więc jak kupa nieszczęścia. Nieumyta, rozczochrana, zabłocona po uszy. No i prawa nogawka rozdarła mi się prawie do uda, więc zakleiłam ją srebrną taśmą. Niespecjalnie się tym przejmuję – jestem przecież w podróży, ten stan wybacza wszystko. Oczywiście co się dało wymyłam w toalecie, ale ubrań i butów tu nie wyczyszczę.
W sumie mogę tu posiedzieć dłużej – na dworze mżawka, wiatr wieje w twarz, wcale nie chce mi się dalej jechać. Byle herbatę gorącą dali.
– Przepraszam…
Kelner nie odwrócił nawet głowy w moim kierunku. Wstaję i podchodzę do baru i mimo wszystko się uśmiecham.
– Herbatę poproszę. Tylko jeśli Pan może, w takim większym naczyniu…
– W takim większym naczyniu to siedem złotych.
– Dobrze, może być za siedem.
Spojrzał na moje… czerwone dłonie, niedomyte paznokcie i błoto przyklejone do rękawa.
– Płatne z góry.
Zagotowałam się. Więc jednak wcześniej nie zauważał mnie specjalnie. A teraz z powodu nieschludnego wyglądu jako jedyna w lokalu muszę płacić z góry.
– Zapłacę potem – wycedziłam przez zaciśnięte zęby i odeszłam do swojego stolika.
Nie napiłam się herbaty w tym lokalu – z powodu braku przedpłaty nigdy nie nadeszła. Nie żałuję – w tureckim barze obok mieli i ciepłą herbatę (dużą w cenie normalnej), i ciepłe słowo…
Mimo że cała ta sytuacja wydaje mi się dziś śmieszna (nie jestem przecież kloszardem, czasami tylko tak wyglądam), moje myśli ze smutkiem wracają do tego miejsca, do tego niemiłego człowieka. Widać, że nie doświadczył w życiu za wiele…
Podróże uczą mnie szacunku do odmienności. Do innych kultur, innego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Szacunku do ludzi niezależnego od ich stanu posiadania, koloru skóry, poglądów i stylu życia. To brzmi jak banał, jednak nim nie jest. Bo czyż nie jest łatwo spojrzeć z pogardą i lekceważeniem na bezdomnego siedzącego na ławce w parku?
– Przepraszam, mogę złożyć zamówienie?
– Tak, chwileczkę, zaraz ktoś podejdzie.
No i nie przychodził. Popatrzyłam na siebie: jestem od kilku dni w drodze, tym razem mam ze sobą niewiele rzeczy, wyglądam więc jak kupa nieszczęścia. Nieumyta, rozczochrana, zabłocona po uszy. No i prawa nogawka rozdarła mi się prawie do uda, więc zakleiłam ją srebrną taśmą. Niespecjalnie się tym przejmuję – jestem przecież w podróży, ten stan wybacza wszystko. Oczywiście co się dało wymyłam w toalecie, ale ubrań i butów tu nie wyczyszczę.
W sumie mogę tu posiedzieć dłużej – na dworze mżawka, wiatr wieje w twarz, wcale nie chce mi się dalej jechać. Byle herbatę gorącą dali.
– Przepraszam…
Kelner nie odwrócił nawet głowy w moim kierunku. Wstaję i podchodzę do baru i mimo wszystko się uśmiecham.
– Herbatę poproszę. Tylko jeśli Pan może, w takim większym naczyniu…
– W takim większym naczyniu to siedem złotych.
– Dobrze, może być za siedem.
Spojrzał na moje… czerwone dłonie, niedomyte paznokcie i błoto przyklejone do rękawa.
– Płatne z góry.
Zagotowałam się. Więc jednak wcześniej nie zauważał mnie specjalnie. A teraz z powodu nieschludnego wyglądu jako jedyna w lokalu muszę płacić z góry.
– Zapłacę potem – wycedziłam przez zaciśnięte zęby i odeszłam do swojego stolika.
Nie napiłam się herbaty w tym lokalu – z powodu braku przedpłaty nigdy nie nadeszła. Nie żałuję – w tureckim barze obok mieli i ciepłą herbatę (dużą w cenie normalnej), i ciepłe słowo…
Mimo że cała ta sytuacja wydaje mi się dziś śmieszna (nie jestem przecież kloszardem, czasami tylko tak wyglądam), moje myśli ze smutkiem wracają do tego miejsca, do tego niemiłego człowieka. Widać, że nie doświadczył w życiu za wiele…
Podróże uczą mnie szacunku do odmienności. Do innych kultur, innego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Szacunku do ludzi niezależnego od ich stanu posiadania, koloru skóry, poglądów i stylu życia. To brzmi jak banał, jednak nim nie jest. Bo czyż nie jest łatwo spojrzeć z pogardą i lekceważeniem na bezdomnego siedzącego na ławce w parku?
tekst opublikowany w piśmie Rowertour 6/2017
Dobry tekst, zwłaszcza w obecnych czasach pełnych niepokojów i nienawiści do odmienności.
OdpowiedzUsuńCzasem warto się trochę zapuścić :) W tamtym roku nie chciało mi się golić, jak zarost nieco podrósł postanowiłem zrobić doświadczenie, trwało jakieś 3 miesiące, od tego czasu mam jeszcze bardziej serdeczny stosunek do bezdomnych i odstających od normy. Pozdr.Łukasz.
OdpowiedzUsuńDoświadczyłem ostatnimi czasy czegoś zupełnie odwrotnego i byłem w szoku - totalnie 'zniszczony' podróżą wpadłem akurat do bardzo wykwintnej restauracji. Miałem na sobie brudne, zabłocone spodnie i goretex, które nijak nie pasowały do tego, w co ubrana była reszta klienteli. Na wstępie chciałem się ewakuować, ale kelnerka podeszła błyskawicznie i obsłużyła godnie - szanuję takie miejsca i takich ludzi;) A u Ciebie... cóż, zdarza się. Fajnie, że masz do tego takie podejście, jakie masz;) Trzymaj się ciepło:)
OdpowiedzUsuńNie masz czym się przejmować. Karma wraca, ta dobra, jak i ta zła. Ludzie z natury są źli, ale tylko Ci, którzy coś doświadczyli mogą poradzić sobie z nieuprzejmością
OdpowiedzUsuńKrzysztof: Ludzie z natury są dobrzy, takimi się rodzą. Dopiero życie ich czasami zmiania.
Usuńw Grabowie nad Prosną, gdzie był ostatnio przystanek naszej trasy zamawiając kawę musiałam wyglądać kiepsko, bo Pani sama zaproponowała, że kawa będzie w dużym kubku (cena jak za małą) :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i mam nadzieję, że kiedyś wpadniemy na siebie na jakiejś drożynie czy innym polu, oczywiście na rowerze :)
Marta
Tak, są miłe strony podróżowania :). Ja też z reguły doświadczam dobra od ludzi - bezinteresownie nakarmią, napoją, dadzą dach nad głową...
UsuńDo zobaczenia-spotkamy się z pewnością :)
Przypomina mi to pewną sytuację sprzed blisko 40 lat w Bieszczadach. Takich jeszcze dzikich gdy turystów jak na lekarstwo i w schronisku wrzątek dostawało się za darmo a po 22 kładło się na podłodze, ławie czy stole i do rana można było kimać i to był standard. A dziś.....
OdpowiedzUsuńWtedy zdarzyło mi się zejść ze szlaku i pobłądzić a gdy już dotarłem po zmierzchu do cywilizacji i zapukałem do jakichś drzwi stanął w nich batiuszka i nie tylko poczęstował gorącą herbatą ale osobiście naleśniki usmażył, przenocował a rano kanapki z białym serem i masłem dał na drogę. Pozdrawiam
keram 58