Podrzędna przydrożna knajpa. Wystrój z lat 70-tych, stoły jednak nasiączone współczesnością, przykryte obrusami, nie ceratą.Taki-tam szybki posiłek w drodze.
Kobieta siedziała przy stoliku obok naszego międląc coś od dłuzszego czasu w buzi.
- o Jezu, jakie twarde - szepnęła pod nosem i przeżuwała dalej. Gdy skończyła kęs, kroiła następny i znów słyszeliśmy westchnienia do Boga. Proces jedzenia kotleta trwał na tyle długo, że zdążyliśmy złożyć swoje zamówienie i (w towarzystwie dziwnych dzwięków dochodzących z boku) zjeść posiłek. Nasz obiad był na szczęście w miarę normalny: miekki i bezjękowy.
Kobieta skończyła, wyglądała na naprawdę sponiewieraną. Wtedy podeszła do niej kelnerka z rachunkiem.
- smokowało? - zapytała rutynowo.
Pomarszczona twarz rozpromieniała natychmiast:
- ach dziękuję, pyszne było!
Przeżuwam dziś swoje bieżące życie jak ta baba w knajpie.
PYSZNE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz