poniedziałek, 21 czerwca 2021

Lato start!

 


 W zasadzie podróże rowerowe w ekstremalnym zimnie i w upale mają ze sobą dużo wspólnego – nie możesz stanąć, bo będzie źle. W zimie, przy –20 stopniach zwyczajnie przemarzniesz, w lecie przy +35 ugotujesz się. Zarówno jedne i drugie warunki zdarzają się dość rzadko, mi jednak dane chyba w tym roku doświadczać w krótkim czasie obydwu.
 
Upał, a ja jadę w odwiedziny do mamy.
Pędzę z mozołem rowerem po małej szosie. Ciemne placki łat (których jest tu chyba więcej niż “właściwej” szosy) jakoś dziwnie miękną pod kołami i stawiają opór. Nie zwalniam jednak aż do najbliższego cienia. Jeszcze kilka lat temu były przy tej drodze drzewa, dziś jednak tylko wyschnięte pnie o tym świadczą.
- żeby tym chujom–drwalom klima siadła w samochodzie – gadam sama do siebie.
Moja naturalna “klima” działa, ale marnie – pot nie trzyma się ciała i  kapie do oczu, już nie wyrabiam. Na szczęście widać na horyzoncie jakieś drzewa.
Staję szczęśliwa w cieniu – no z 10 stopni mniej! Wyciągam picie, kanapki, leję wodę na głowę.  Spoglądam na mapę - jeszcze ze 30 km i będę na miejscu. Uffff.
I nagle się zaczyna. Muchy. Jedne latają wokół twarzy, inne siadają na nogach i gryzą, a jeszcze inne pchają mi się do ust razem z kanapką. Setki much różnej wielkości, koszmar! Muszę stąd natychmiast uciekać na ten piekarnik. 
Pieprzone lato! 
 
Na szczęście kilka kilometrów dalej jest sadzawka,  na szczęście lubię się kąpać w byle czym, byle było mokre i zimne. Nawet jeśli  nie pachnie za dobrze to ważne jest jedynie, że się nie pieni i nie ma grubego kożucha.
 I gdy tak siedzę w chłodzie tyłkiem w wodorostach, znów na dłuższą chwilę cieszy mnie wszystko co wokół: łąki czerwone od maków, bociany i czaple. Kocham lato!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz