środa, 6 maja 2015

Myjcie się dziewczyny



- a Ty to się w ogóle w tych swoich podróżach myjesz?  - zapytała delikatnie  moja ukochana fryzjerka, gdy w nadziei za przemianę w księżniczkę przyleciałam do jej zakładu (jeszcze nigdy mnie w tej kwestii nie zawiodła –dziękuję!)

- no oczywiście że się myję! – odpowiedziałam oburzona.

No dobra, wróciłam właśnie z mojej rowerowej włóczęgi i nie wyglądam najlepiej. Ale dziś rano doprowadzałam się do ładu dłużej niż zwykle  - na pół godziny nałożyłam na włosy odżywkę z rzepy, wymoczyłam spierzchnięte dłonie w oliwie z oliwek i pomalowałam paznokcie.  Skąd więc takie pomysły? Czy te pytania to przez jeden mały kołtunik w moich włosach? Jest przecież naprawdę niewielki...
A gdy  fryzjerka smagała moje włosy specjalnym grzebyczkiem do kołtunów (ha, co za wynalazek!) ja zaczęłam przemyśliwać głębiej temat higieny  w podróży…


Moja podróżna kosmetyczka jest zawsze wypełniona po brzegi – szampony, mydełka, odżywki, kremiki, a nawet maseczki do twarzy - wszystko to (mimo że w zminimalizowanej formie) stanowi zwykle ponad  kilogram mojego bagażu.
Bo jakże miałabym żyć nie wykonawszy podstawowych czynności higienicznych? Skóra zwyczajnie by mnie swędziała bez kremów i balsamów nałożonych wieczorową porą. Tak myśląc  podczas pakowania dokładam zwykle do mojej sakwy dodatkową próbkę kremu z gazety.
Moja podróż w nieznane to spory wysiłek i litry potu na skórze. Wielki bagaż mieszczący namiot, śpiwór (a zimą nawet dwa), karimaty, kuchenkę gazową, filiżankę do kawy, i wiele innych „podróżniczych wygód” stanowi nie lada wyzwanie dla moich mięśni. I o ile jest w miarę ciepło (czytaj: nie ma zimy) to zwykle zatrzymuję się w ciągu dnia  gdzieś przy wodnym akwenie i ten pot z siebie zmywam. Nie wklepuję jednak w skórę „kremików i balsamików”, bo przecież za chwilę przyczepiłby się do nich kurz i piach (jeżdżę głownie bezdrożami).
Wieczorem, gdy czuję już zmęczenie rozbijam swój namiot gdziekolwiek w plenerze. Z dala od ludzi, blisko przyrody.  Zjadam kolację, wciskam się do mojego tymczasowego domku  i…najczęściej już po minucie zapadam w głęboki sen. Bez kąpieli (nawet tej wykonanej mokrymi chusteczkami), często nawet bez zmiany ubrania…
Poranek to zwykle nowa energia. Szczęśliwa wybiegam z namiotu sprawdzić, jak wygląda miejsce mojego biwakowania w dzień. A to często okazuje się być zupełnie innym od tego, które sugerowała mi wyobraźnia w wieczornym mroku - rzeczka okazuje się być wyschnięta lub brudna, a  pobliskie jeziorko całe zarośnięte. Nie ma kąpieli? Trudno – teraz ważniejsza jest droga, przygoda, a nie mycie zębów. I tak naprawdę nic mnie nie swędzi, nie gryzie, nie przeszkadza brudna głowa i brud za paznokciem. Tylko czasami, gdy podczas „zderzenia z cywilizacją” (czyli wjechania do miasteczka lub wioski) zdarza mi się wejść do knajpy, widzę na sobie wiele par ciekawskich oczu. Czuję wtedy niewielkie zakłopotanie i  biegnę szybko do toalety popatrzeć w lustro. Przeważnie widzę tam niemłodą (acz zadowoloną z siebie) babę, umorusaną błotem i smarem,  z potarganymi rudymi kudłami. Myję więc twarz, ręką przeczesuję włosy i  mogę już spokojnie wrócić „na salony”.

W podróży jestem dzieckiem.  Bo tylko brudne dzieci są szczęśliwe!

12 komentarzy:

  1. Filiżankę do kawy? Co ja pacze??!! Myślałem, że tylko ja mam takie zboczenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eli - Czułam, że jest coś na rzeczy, gdy dedykowałeś mi zdjęcie lisiej norki... Ale dalej nie mogę uwierzyć - Ty i zboczenia??? Sądziłam że jesteś nieskazitelny ;).

      Usuń
  2. Temat w poście pomijany przez wszystkich - każdy widzi tylko romantyzm podróży i smak przygody ale temat higieny pomija się i moim zdaniem raczej słusznie bo po co. Po iluś tam dniach człowiek nie pachnie przyjemnie ale da się wytrzymać, samego siebie raczej nie czuje się tak bardzo jak kogoś innego. A swoją drogą lekko umorusana kobieta jest seksi. A filiżanka do kawy - niezły pomysł w polowych warunkach za wszystkie trudy taka namiastka luksusu. Szerokości hej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam ostatnio listy z podróży Kazimierza Nowaka do żony. Ta lektura pokazała mi jego podróż wokół Afryki od drugiej strony - skrajnej biedy, smrodu, głodu, podartych spodni i tęsknoty za rodziną. Smutne, zaskakujące, ale nie mniej intrygujące niż ta, którą znamy z tych "oficjalnych" reportaży...
      Tak, gdy podróżujemy to czasami lecą za nami muchy. I to jest też jeden z odcieni przygody :)

      Usuń
  3. Higiena jest przereklamowana... no dobra, jak jest ciepło, to człowiek spływa potem, więc chętnie wskoczy do wody choćby dla ochłody, ale gdy jest przyjemny chłodek, to po co? Umycie zębów wystarczy.

    Poza tym najfajniejszą skórę i włosy mam właśnie po tygodniu lub dwóch niemycia... znaczy jak już się umyję, są takie fajne, jedwabste, nie przesuszone i to bez żadnych kremów balsamów i innych tfujstw. A no i po pierwszym myciu włosów pachną one nadal ogniskiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się po prostu staram stopić z naturą. A po jednym dniu niemycia człowiek nie śmierdzi jakoś bardziej niż po czterech dniach, sprawdzone. Poza tym jak ja się wykąpię, to mnie w namiocie dopadnie smród Meteora, więc muszę wytworzyć swoją obronną otoczkę ;)

      Usuń
    2. Ja ci dam moją aurę nazywać smrodem!!! pfff ;-P

      Usuń
  4. Umycie się podczas wyjazdu, to dla mnie jak zmycie z siebie wszystkiego, co przyszło nam przeżyć. Ja się myję dopiero po powrocie, nawet podczas dłuższych wyjazdów. Im dłuższy i bardziej wymagający wyjazd, tym bardziej - dosłownie i w wyobraźni - czuć przeżyte przygody. PABLO

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieraz na wyjazdach myłam się używając jedynie butelki z wodą. Da radę :)

    A tym, którzy piszą, że lepiej się nie myć, polecam dalsze wyjazdy rowerowe bez mycia - otarcia macie gwarantowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy się dłużej nie myję, to nikt się o mnie ocierać nie chce ;). A samoistnych otarć nie stwierdzam.

      Usuń
  6. Patrząc na zdjęcie, przyszło mi do głowy, że myjesz się w fontannach. ;) Bez przesady, z brudu się nie umiera, a "życzliwi" zawsze znajdą powód, by coś wytknąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zdjęciu fontanna w Czarnkowie. Co prawda bez mydła, ale wymyłam się w niej cała. Do tej pory pamiętam tę ulgę :). Ale faktycznie nie o brud wtedy chodziło, a o temperaturę ciała :). "Życzliwymi" nie przejmuję się nadto - robię to, co naprawdę lubię. Bez krzywdy dla otoczenia - brud i smród się w kategoriach "krzywdy" nie mieści :).

      Usuń