środa, 7 stycznia 2015

Tak będzie.




foto: foto-gramy.pl
Lubię noworoczne postanowienia. A co najważniejsze - spisuję je i wracam do nich pod koniec roku. Wtedy przeważnie okazuje się, że nie jestem zbyt konsekwentna w dążeniach. Oczywiście szybko znajduję sobie wytłumaczenie dla niepowodzeń - obiektywne trudności i niespodziewane wypadki losowe przeszkadzają. I z takim podsumowaniem zwykle  czym prędzej ruszam do nowych "wyzwań".

poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Nocna Masakra" czyli podróż po Stumilowym Lesie

Puchatek spacerował w kółko, rozmyślając o czymś zupełnie innym, i gdy Prosiaczek zawołał go, Miś przystanął.
- Jak się masz? A co tu robisz?
- Tropię - odpowiedział Puchatek.
- A co tropisz?
- Coś, coś, coś - odparł tajemniczo Puchatek.
- A co, co, co? - spytał Prosiaczek podchodząc bliżej.
- Właśnie że nie wiem.
- A jak ci się zdaje?
- Będę musiał trochę poczekać, aż to coś wytropię, i wtedy się dowiem - odparł Kubuś Puchatek (....)

"Chatka Puchatka"  Alan Milne

wtorek, 9 grudnia 2014

Opowieść Wigilijna



Był koniec roku siedemdziesiątego szóstego. Skończyłam siedem lat. Dobrze to pamiętam, bo w tych czasach co roku mieszkaliśmy gdzie indziej....Teraz mieszkaliśmy w Krzeczkowej, małej wioseczce u podnóża Bieszczad. Tu nauczyłam się jeść chleb z samym cukrem i biegać na bosaka po koniczynie pełnej pszczół. I tu pierwszy raz uciekłam z domu, ale to zupełnie inna historia....

 

środa, 26 listopada 2014

Z listopadowym wiatrem

No i znów odezwała się we mnie dusza włóczęgi. Musze jechać żeby wyciszyć się i złapać życiową równowagę. Nie mam  pomysłu gdzie -  niespecjalnie pociąga mnie teraz zdobywanie punktów na mapie. Interesuje mnie sama  podróż, droga, przygoda. Postanawiam więc jechać w kierunku wiatru - o tej porze roku, gdy chłód, deszcze i śniegi są i tak dużą upierdliwością , ta decyzja może okazać się być słuszną.
Wiatr będzie zmienny. W dniu wyjazdu będzie wiał na południowy wschód. Zabieram namiot, karimatę, śpiwory i ruszam właśnie w tym kierunku.


piątek, 14 listopada 2014

Nasz ukochany brat Szymon....



Dziś odbył się pogrzeb naszego brata....

                 1.

Każdy żegna się z nim tak, jak potrafi. Ja prowadzę  długie monologi w lesie,  dużo płaczę. Wyobrażam go sobie w szumie drzew i w ruchu fal morskich. Wiem, że jego piękna życiowa energia pozostała wśród nas i wzbogaciła Świat...

sobota, 1 listopada 2014

Koło

lipiec 1980



Wakacje. Całą rodziną wybraliśmy się w Bieszczady. Uwielbiam nasze wędrówki z mapą - mama nawet idąc szosą  potrafi zabłądzić, a co dopiero gdy idziemy w dzikich górach po szlaku...A ten stan, kiedy nikt  nie wie, gdzie jesteśmy, kiedy nie wiadomo kiedy gdzieś dotrzemy i gdzie....to takie ekscytujące!
Połonina Caryńska. Oczywiście błądzimy. Ścieżką wytyczoną przez zwierzęta schodzimy w dół.  I chyba tylko  jakimś cudem (lub wiedzeni przez Opatrzność)  przed zmrokiem docieramy do stanicy harcerskiej. Tu, w specjalnie przygotowanych dla turystów namiotach spędzimy noc.
Wystawiliśmy z Maćkiem głowy z namiotu... Rozgwieżdżone niebo nad nami..Ech. cudowne lato! Tylko niech może szybciej przeleci - już nie mogę się doczekać, kiedy mama urodzi nam w końcu tego dzidziusia!

Budzą nas wcześnie rano.  Mama się gorzej poczuła i jest w obozowej izolatce. Zrywam się i biegnę do niej.

czwartek, 23 października 2014

Wrona na wyścigach


Mój kolega zaproponował, żebyśmy pojechali na "Harpagana" - zawody w jeździe w terenie na orientację. Chyba nie lubię się ścigać (choć prawdę mówiąc nigdy nie próbowałam), ale wyobrażam sobie, ze wesoła jazda z kompanem po lesie w poszukiwaniu jakiś punktów może być fajna. W 12 godzin mamy odnaleźć 20 punktów. Przewidziany do pokonania dystans to około 200 kilometrów. Ja będę od tempa jazdy, Krzyś ma nawigować.

O 6 rano (gdy noc jeszcze wygrywa z dniem) rozdają nam mapy i ruszamy. Dwustu rowerzystów. Mój kompan znika mi po dwóch minutach (myślę, że od początku miał taki plan, tylko mi o tym nie powiedział) Dzwonię, nie odbiera. Zostaję więc sama...Staję, biorę latarkę. Jakieś czerwone kółeczka na mapie. Mapie to dużo powiedziane. Na jakiś kreskach, kropkach i przecinkach. Co robić? Nie mam kompasu, licznika, nawet okularów żeby obejrzeć detale tej mapy...no dupa. Wracać? Bez sensu. Ale ja przecież błądzę nawet jak jadę z GPS -em ! To taki wesoły defekt genetyczny...

Morskie opowieści...




To spontaniczna podróż. Korzystając z okazji, że zostałam wyciągnięta na zawody pod Kościerzynę postanawiam kilka następnych dni spędzić nad morzem.  Inaczej niż zwykle - bez przygód i setek kilometrów na rowerze. To ma być spokojna podróż w całkowite wyciszenie...
Tak więc po skończonych wyścigach pakuję na rower sakwy (o rany, jestem coraz bardziej "wygodnicka" - ze 25 - 30 kilo się tego uzbierało!)  i ruszam czym prędzej w podróż na puste plaże - Słowiński Park Narodowy to moje ulubione odludzie.
Widok morza zawsze mnie rozczula. Tak jest i tym razem. Słońce, kompletnie pusta plaża (którą rozdziewiczam śladami opon na piachu), fale i monotonny szum. Siadam i płaczę ze wzruszenia - dziś to wszystko jest moje!
Robię zapasy jedzenia i w drogę. Na zachód. Plażą, po piachu. Warunki idealne. Ubity piach niesie niczym autostrada. No może z tą autostradą to przesadziłam, ale jest szeroko i jedzie się z niewielkim tylko wysiłkiem.

środa, 10 września 2014

Szymon



Jest teraz halnym w górach i wszystkimi podróżami, których nie odbył. Jest ranczem, o którym marzył. Jest koło mnie i blisko swojej kochanej dziewczyny. Jest w sercach naszych dzieciaków. Jest wszędzie i wszystkim. Jest i zawsze będzie moją wielką miłością.

Mój brat Szymon.

Proszę, nie pytajcie jak to się stało i kiedy. I nie składajcie kondolencji, bo się rozpadnę.

środa, 3 września 2014

Rodzina na Bałkanach

Serbia to podróż moich marzeń. Podróż, której nigdy nawet nie planowałam, ale która śniła mi się po nocach...Dziś ruszamy tam na wakacyjną wyprawę rowerową całą rodziną:

Estera - 7 lat. Dzielna, uparta kobieta. Postanawia odbyć tę podróż w sukience. A że pozwalam jej zabrać na wyprawę tylko jedną (i to po negocjacjach), to ma ją na sobie od pierwszego do ostatniego dnia. Z wyjątkiem nocy oczywiście, gdyż zimno nakazuje wtedy włożyć na siebie wszystkie pozostałe rzeczy.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Wokół domu

Wczorajszy wieczór.....

1.
Kochana Mamo,
11 października urodziłam syna. Dali my mu imię Stachu, po dziadku. Chrzciny będą 5 listopada. Zapraszamy Cię na nie z całego serca. Więcej nie piszę - jak przyjedziesz to zobaczysz. Lidka, Krysia i Marcin  bardzo się radują z braciszka.
Zosia


wtorek, 22 lipca 2014

Wolność kocham i rozumiem


Wieczór, a w zasadzie już noc. Za mną kolejny upalny dzień rowerowej tułaczki. Gorącej tułaczki z potem na plecach i powiekach. Właśnie ze względu na upał zaczęłam odpoczywać w południe i przedłużać jazdę do nocnych chłodów.
Przede mną las, nade mną miliony gwiazd. Cisza, żadnych samochodów ani ludzi. Czuję, że nie chcę już dalej jechać. Chcę, by  ten mroczny las był dzisiejszej nocy moim  domem. Skręcam z szosy w pierwszą napotkaną ścieżkę. Jadę 10, może 15 minut piaszczystą drogą. Schodzę z roweru, wyłączam światło i zanurzam się w mrok. Słyszę spłoszone moją obecnością zwierzęta i  szum drzew nade mną. Czuję zmęczenie, wyciszenie i wielki spokój..
Praktycznie po omacku rozbijam namiot, wskakuję do środka i natychmiast zasypiam. A kąpiel? A mycie zębów? Było, było, kąpałam się w pięknym, dzikim jeziorku jakieś dwie godziny temu...
Budzi mnie świt i spadające z drzew na namiot krople wody. Rosa czy deszcz? Wychodzę żeby to sprawdzić. Jednak rosa...Rozglądam się i widzę, że znajduję się na środku  jagodowej polany. Zabieram się więc za jedzenie. Dopiero po kilkunastu minutach uprzytamniam sobie, że  zamiast biegać półnaga na czworaka po kępach jagód  powinnam spać  - jest dopiero 4.30. Wyciągam śpiwór z namiotu, kładę się na nim i znów spokojnie zasypiam...
Budzi mnie upał i włochata gąsienica chodząca po mojej nodze. Piję zrobioną na kuchence gazowej kawę, słucham doskonałej muzyki, podglądam życie mrówek  i zastanawiam się, jak piękną podróż przyniesie mi dzisiejszy dzień...
Tak właśnie wygląda moja wolność. Wolność, bez której się duszę....


poniedziałek, 30 czerwca 2014

Poważne plany




Dziś w nocy śniło mi się, że jesteśmy całą rodziną w magicznej podróży. Takiej, gdzie ciepło daje rozkosz a przestrzeń, krajobrazy i  kolory paraliżują pięknem.... Zastanawiałam się gdzie jesteśmy i odpowiedź dostałam w ostatniej chwili przed przebudzeniem (a może właśnie ta informacja spowodowała przebudzenie). To nie było fikcyjne miejsce...

Wstałam, poszłam do komputera i sprawdziłam bilety lotnicze - były naprawdę tanie...Potem do Piotra po potwierdzenie dla moich sennych marzeń...
W drugiej połowie sierpnia lecimy z rowerami do Serbii.
Tak właśnie uwielbiam planować....

Tymczasem w sobotę ruszam ku zachodniej granicy- to ostatni już kierunek (ha, potem chyba trzeba będzie zacząć kierunki pośrednie) i mam nadzieję, że ta mała, kilkudniowa wyprawa mnie jak zwykle pochłonie....

wtorek, 24 czerwca 2014

Maraton

Noc Świętojańska. Mój wianek spłynął z prądem pewnie ze dwadzieścia pięć lat temu i nie mam już co puszczać. Czekają mnie więc same nudy. Trzeba wymyślić inne zajęcie, wykorzystujące potencjał najdłuższego dnia w roku...


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Zapomnienie




14.06.2014

 Siedzimy z mamą w ostatniej ławce drewnianego wiejskiego kościółka  i przyglądamy się uważnie uczestnikom mszy.  Słowo Boże płynie tu dziś wyjątkowo głośno i wyraźnie (choć samo kazanie jest pogmatwane i przydługie). Część zgromadzonych modli się w skupieniu, część nie może usiedzieć na miejscu i nerwowo kręci się na ławce. Niektórzy zaś sprawiają wrażenie  całkowicie obojętnych. 
Obok   kobieta z mocno powykrzywianymi rachitycznymi kończynami usiłuje śpiewać "Ojcze Nasz" wydając z siebie jedynie nieludzkie dźwięki, przed nami człowiek  podrzuca nerwowo papierowy pieniądz nie  mogąc  już doczekać się  zbierania na tacę.
Dziś spotkanie z Bogiem mają tu jego "dzieła niedoskonałe" - ludzie  ułomni  psychicznie. To msza dla pensjonariuszy zakładu dla nerwowo i psychicznie chorych. Wyjątkowa, bo na doroczne święto przyjechały w odwiedziny rodziny chorych.
Stoimy i rozglądamy się nerwowo - usiłujemy rozpoznać brata mamy- Jerzyka, którego nie widziałyśmy prawie trzydzieści lat..
 - musi być gruby. Wiesz, po lekach "na głowę" podobno się tyje..
Szukamy więc grubego i łysego (łysy był już 30 lat temu) . Mam jeden "typ"  nawet, ale gdy odwraca się to widzę, że zły. Mama tymczasem zaczyna chodzić po kościele i przyglądać się ludziom.Wraca.
  - chyba go nie ma. Może wcale nie poszedł na mszę i jest gdzieś w ośrodku?
W tym momencie dostrzegam go. Siedzi z przodu, bokiem. Chudy, bezzębny z zapadniętymi oczami. TYMI oczami. Ja jestem pewna, mama ciągle nie. Msza kończy się, trzęsąc się stajemy na jego drodze. A  on patrzy na nas  i przechodzi obojętnie. Trudno, żeby było inaczej - nie tylko on zmienił się przez te lata...
- Jerzyk - cicho mówi mama.
Nie zareagował.
- Jerzyk? - już głośno i wyraźnie powtórzyła.
Idący chwiejnym krokiem człowiek obejrzał się.
- Słucham...