poniedziałek, 9 marca 2015

Codzienność

W półśnie przeklinam swoją cholerną pasję rowerową - nie, nie wstaję dziś! Mam to w dupie. Po cholerę!? Gdy jednak do mojej głowy zaczyna dobiegać więcej niż jedna myśl wiem, że muszę. Otwieram oczy- ciemno jeszcze. Na rozgrzane kołderką ciało zakładam gacie rowerowe, bluzę, a na czoło pomarańczowe okulary. Piję kawę. Pospiesznie, bo przecież chcę dziś przywitać świt na bagnie. Moim bagnie, tym które odwiedzam tak często, że niezależnie od pory dnia i roku  czuję się tu jak w domu.  Wyjeżdżam w półmroku i w ciągu kilkunastu minut docieram do lasu. Świt wita mnie przepiękną gęstą mgłą i szronem na trawach. Lekki mróz. Siadam na pieńku i łapię tę cudowną energię. Tak, ja wiem i czuję, że właśnie ten moment jest najbardziej magnetyczną porą dnia!

Potem przejażdżka po bagnie. Uwielbiam wyznaczać sobie pośród mokradeł cel, do którego muszę dotrzeć suchą nogą. Z rowerem oczywiście. Nie napiszę, ze jadąc na rowerze, bo w takich chwilach to on na mnie częściej jedzie. Na koniec zwykle noga nie jest sucha, ale cóż to szkodzi - gdy jesteś w ruchu nie zamarzniesz. Przynajmniej przez chwilę. 
Wjazd do wsi - poranna przebieżka dla zaspanych psów. No biegać psiny koło mojej nogi i szczekać wyraźniej - co jest?!
Następny punkt programu - wizyta w opuszczonych chatkach. Jest ich w  okolicy tyle, że naprawdę jest w czym wybierać. Dziś domek w Tomaszewie. W zeszłym roku sprawiał wrażenie świeżo opuszczonego, tej zimy posunął się jednak tak bardzo, że niedługo zniknie...Po co tu wchodzę i czego doświadczam w takich miejscach? Odkrywam Przemijanie...


Znów wjazd w las i w błoto.  Dwie sarny przebiegają mi drogę tuż przed rowerem. Zaskoczyły mnie. Chwytam za hamulec i wywalam się w kałużę (Ach, ile w tych zwierzętach jest piękna i dostojeństwa!)
Chwila jazdy po szosie (odpoczynek dla nóg)  i wjazd na moją "ekstremalną"  górkę (tu na Mazowszu w zasadzie nie ma górek. Hałda pozostała po budowie autostrady). Wdrapuję się mozolnie rowerem, zjeżdżam w dół  na tyłku, wbiegam znów na górę. Zmęczyłam się. Stoję  na szczycie i rozglądam się - wokół cudna mgła. Jestem chyba na innej planecie! 

Dochodzi siódma. Do domu mam osiem kilometrów. Sprint!. O 7.15 budzę dzieci do szkoły, na 9 sama idę do pracy...

Kosztem snu i zdarzeń niepotrzebnych wykroiłam sobie  z szarej codzienności kawałki raju...I bywam tu naprawdę szczęśliwa!








4 komentarze:

  1. 7.15 Nie ma takiej godziny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma o tej porze swój raj. Dla mojego męża jest to zawsze ciepła kołderka - też dobrze :)

      Usuń
  2. wzbudzasz w nas poczucie winy, że przesypiamy najlepsze chwile naszego życia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pier ...... le ( przepraszam ) a już myślałem, że to tylko ja jestem taki potłuczony i myślący inaczej. Ty masz swoje bagienko ja mam kilka miejsc ale są to małe górki ale to akurat nie ma znaczenia. Ty wstajesz rano aby tam pojechać i tam przywitać swit, ja świt witam przy kawie przez okno w kuchni ale od zawsze obiecuję sobie wyjechać rowerem tak wcześnie rano i zrobić to na żywo i to się stanie na pewno. Ale ma też lepszy pomysł przenocuję na jednej z moich górek w namiocie - i tak właśnie przywitam dzień z kawą oczywiście. Paralotnią z samego rana tylko raz się zmobilizowałem i poleciałem i zrobiłęm kilka fotek w tym chyba dwie naprawdę moim zdaniem zajebiste. Dobrze ale najpierw muszę kupić namiot ( może nawet jutro ). - pozdrawiam hej

    OdpowiedzUsuń