środa, 31 lipca 2013

wakacje

Wakacje...takie bardzo krótkie, ale za to w samą porę. Zmęczona jestem... Jedziemy na działkę do mojego brata, na kłodawską wieś...Jeziorko, las, raj dla wszystkich...
Tradycyjnie nie ma chętnych do moich porannych rowerowych podróży. Piotr chce spać, Bazio i Klemi „pojechaliby, ale tak wcześnie to nie”. Jeżdżę więc sama. Chyba zresztą tak lubię najbardziej...
Upał już o szóstej rano. A ja mam ponad 30 km do najbliższego  skarbu. Okolica Kłodawy bajeczna – lekko pofałdowana, w dolinkach jeziora. Zboże, słoneczniki, łąki. Drogi w większości bite. Przynajmniej takie wybiera mi gps. Wielokrotnie staję, kładę się na kwiecistych łąkach i zapadam się w nicość. Uwielbiam to uczucie!


Tymczasem cholerne siodełko kiwa się na wszystkie strony. Zatrzymuję jakiś samochód. Ale nie mają kluczy. Jadę więc dalej, obejrzeć wielki dąb i wydobyć z niego skarb. Na miejscu   jakaś parka się całuje akurat w miejscu ukrycia skarbu . Siadam na ławce i postanawiam ich przepędzić. Długo nie dają za wygraną, w końcu jednak odchodzą. Gdy przechodzą obok mnie w ręku chłopaka miga mi gps. A więc to nie mugole...Biorę kesza, a wpis do loogbooka  robimy już wspólnie...Niestety mówią mi na „pani” i nie mają dla mnie kluczy w swoim samochodzie. Siodełko wkurza  coraz bardziej. Do tego padają baterie w gps-ie. Jadę więc  "na oślep",  cały czas prosto. W końcu przecież gdzieś mimo niedzieli znajdę jakiś sklep z bateriami!  Po prawie godzinie naprawdę wytężonej jazdy w upale znajduję sklepik. Malutki. W środku chleb i denaturat. I trzy kobiety. Przyglądają mi się uważnie...Wyglądam okropnie- pot, przyklejony do niego pył z piaszczystej drogi i krew na dłoniach (skaleczyłam się poważnie szukając skarbu pod kamieniem) ...
Kupuję wodę, baterii nie ma.
 -gdzie dojadę jak pojadę tą drogą w prawo?
 -a do Falcowej. Na końcu wsi mieszka. Taki szary dom. A co Pani od niej chce?
-a nie, chciałam dalej pojechać. Następna miejscowość to jaka?
 -Przedecz. E Pani to daleko. A Pani tak dla zdrowia czy dla urody jedzie na tym rowerze?
Chwila konsternacji...
 - dla przyjemności
- dla przyjemności?! To nie szkoda Pani czasu?
Ruszam obejrzeć szarą chałupę Falcowej a może i dalej się uda... choć upał nieziemski. I to siodełko cholerne!
Przedecz wita mnie niczym miasteczko na dzikim zachodzie kowboja-zabijakę. Małe zlepione domki po obydwu stronach drogi mają pozamykane szczelnie okna. W środku dnia "city" wygląda na wymarłe..Jadę samym środkiem dumnie, jak na zdobywcę przystało..Miękki asfalt paruje i śmierdzi a ja pozostawiam na nim ślady kół... .Na rynku  spotykam jednak życie- pod drzewem siedzą nitrzeźwi kowboje  i raczą się piwkiem.... Trudno- to oni muszą pomóc mi w naprawie siodełka. Nie mają narzędzi, ale "Waldek  ma sklep z narzędziami niedaleko". A pije z pewnością w pobliskiej spelunie. Idziemy wiec do Waldka. Wyjmuję z roweru siodełko, żeby pokazać problem. Podchodzę do stołu z pięcioma ubawionymi facetami. Opowiadam historię z siodełkiem i oczekuję na współczucie i klucz do naprawy. Ci jednak zaczynają się pokładać ze śmiechu. (po co mi siodełko ;)). No bardzo zabawne! Szybko przywołuję ich do porządku -  nie lubię pijackich dowcipów. Pan od sklepu z narzędziami ostatecznie udziela mi pomocy. W asyście pięciu pozostałych pijących, i kilku którzy trafiają się po drodze....Jestem chyba dziś jedyna atrakcją w mieście...
Z miejscowymi doradcami kupuję  też odpowiednie baterie do gps i wspólnie patrzymy na mapę – jechałam w odwrotnym kierunku. Szybko żegnam więc moich "wybawicieli" (uff, przetrwałam i tylko zaledwie kilka razy musiałam odmówić picia) , zawracam  i już po pół godzinie mijam szary dom Falcowej. Do sklepu wchodzę po wodę. Ten sam zestaw bab..
- a męża ma?
- ma...
- to w domu trza więcej siedzieć, obiad gotować bo se pójdzie
 - Irka, a Ty to w domu siedzisz? - śmieją się pozostałe
 - Ale mój to pijak. A Pani mąż pijak czy dobry?
 - Bardzo dobry!
 - Biedaczysko! Pani pije tę wodę i do męża jedzie. Bo jak nie, to on długo sam w chałupie nie posiedzi i kogo se weźmie pod kołdrę!
Kończę więc moją podróż i czym prędzej jadę sprawdzić zawartość kołderki mężowej.....

2 komentarze:

  1. ostatnie zdanie posta........" sprawdzić zawartość kołderki mężowej " - w takiej sytuacji przyzwoicie byłoby męża nie stresować tylko uprzedzić, że wracasz. Wtedy masz pewność, że wszystko OK - wiesz co oko nie widzi to ......

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha :). Ufam mojemu mężowi. Absolutnie bezgranicznie. I chyba dlatego nasz związek jest udany :)

    OdpowiedzUsuń