Wakacje...takie bardzo krótkie, ale za
to w samą porę. Zmęczona jestem... Jedziemy na działkę do mojego brata, na kłodawską wieś...Jeziorko, las, raj dla wszystkich...
Tradycyjnie nie ma chętnych do moich porannych rowerowych podróży. Piotr chce spać, Bazio i Klemi „pojechaliby,
ale tak wcześnie to nie”. Jeżdżę więc sama. Chyba zresztą tak
lubię najbardziej...
Upał już o szóstej rano. A ja mam
ponad 30 km do najbliższego  skarbu. Okolica Kłodawy bajeczna – lekko
pofałdowana, w dolinkach jeziora. Zboże, słoneczniki, łąki.
Drogi w większości bite. Przynajmniej takie wybiera mi gps.
Wielokrotnie staję, kładę się na kwiecistych łąkach i zapadam się w
nicość. Uwielbiam to uczucie! 
Tymczasem cholerne siodełko kiwa się na
wszystkie strony. Zatrzymuję jakiś samochód. Ale nie mają kluczy. Jadę więc dalej, obejrzeć wielki
dąb i wydobyć z niego skarb. Na miejscu   jakaś parka się całuje akurat w miejscu ukrycia skarbu .
Siadam na ławce i postanawiam ich przepędzić. Długo nie dają
za wygraną, w końcu jednak odchodzą. Gdy przechodzą obok mnie w ręku
chłopaka miga mi gps. A więc to nie mugole...Biorę kesza, a wpis do loogbooka 
robimy już wspólnie...Niestety mówią mi na „pani” i nie mają dla mnie kluczy w swoim
samochodzie. Siodełko wkurza  coraz bardziej. Do tego padają baterie
w gps-ie. Jadę więc  "na oślep",  cały czas prosto. W końcu przecież
gdzieś mimo niedzieli znajdę jakiś sklep z bateriami!  Po prawie godzinie naprawdę
wytężonej jazdy w upale znajduję sklepik. Malutki. W środku chleb i
denaturat. I trzy kobiety. Przyglądają mi się uważnie...Wyglądam
okropnie- pot, przyklejony do niego pył z piaszczystej drogi i krew
na dłoniach (skaleczyłam się poważnie szukając skarbu pod kamieniem) ...
Kupuję wodę, baterii nie ma.
 -gdzie dojadę jak pojadę tą
 drogą w prawo?
 -a do Falcowej. Na końcu wsi
 mieszka. Taki szary dom. A co Pani od niej chce?
-a nie, chciałam dalej pojechać.
 Następna miejscowość to jaka?
 -Przedecz. E Pani to daleko. A Pani
 tak dla zdrowia czy dla urody jedzie na tym rowerze?
Chwila konsternacji...
 - dla przyjemności- dla przyjemności?! To nie szkoda Pani czasu?
Ruszam obejrzeć szarą chałupę
Falcowej a może i dalej się uda... choć upał nieziemski. I to
siodełko cholerne! 
Przedecz wita mnie niczym miasteczko na
dzikim zachodzie kowboja-zabijakę. Małe zlepione domki po obydwu
stronach drogi mają pozamykane szczelnie okna. W środku dnia "city" wygląda na wymarłe..Jadę samym środkiem dumnie, jak na zdobywcę
przystało..Miękki asfalt  paruje i śmierdzi a ja pozostawiam na nim ślady
kół... .Na rynku  spotykam jednak życie- pod drzewem siedzą nitrzeźwi kowboje  i raczą się piwkiem.... Trudno- to oni muszą pomóc mi w naprawie siodełka. Nie
mają narzędzi, ale "Waldek  ma sklep z narzędziami niedaleko". A
pije z pewnością w pobliskiej spelunie. Idziemy wiec do Waldka. Wyjmuję
z roweru siodełko, żeby pokazać problem. Podchodzę do stołu z
pięcioma ubawionymi facetami. Opowiadam historię z siodełkiem i
oczekuję na współczucie i klucz do naprawy. Ci jednak zaczynają
się pokładać ze śmiechu. (po co mi siodełko ;)). No bardzo
zabawne!  Szybko przywołuję ich do porządku -  nie lubię pijackich dowcipów. Pan od sklepu z narzędziami ostatecznie udziela mi
pomocy. W asyście pięciu pozostałych pijących, i kilku którzy
trafiają się po drodze....Jestem chyba dziś jedyna atrakcją w mieście...
Z miejscowymi doradcami kupuję  też odpowiednie baterie do gps i wspólnie patrzymy na mapę –
jechałam w odwrotnym kierunku. Szybko żegnam więc moich "wybawicieli" (uff, przetrwałam i tylko zaledwie kilka razy musiałam odmówić picia) , zawracam  i już po pół
godzinie mijam szary dom Falcowej. Do sklepu wchodzę po wodę. Ten
sam zestaw bab..
- a męża ma?
- ma...
- to w domu trza więcej siedzieć,
 obiad gotować bo se pójdzie
 - Irka, a Ty to w domu siedzisz? -
 śmieją się pozostałe
 - Ale mój to pijak. A Pani mąż
 pijak czy dobry?
 - Bardzo dobry!
 - Biedaczysko! Pani pije tę wodę i
 do męża jedzie. Bo jak nie, to on długo sam w chałupie nie
 posiedzi i kogo se weźmie pod kołdrę!
Kończę więc moją podróż
i czym prędzej jadę sprawdzić zawartość kołderki mężowej.....
 
 
ostatnie zdanie posta........" sprawdzić zawartość kołderki mężowej " - w takiej sytuacji przyzwoicie byłoby męża nie stresować tylko uprzedzić, że wracasz. Wtedy masz pewność, że wszystko OK - wiesz co oko nie widzi to ......
OdpowiedzUsuńhahaha :). Ufam mojemu mężowi. Absolutnie bezgranicznie. I chyba dlatego nasz związek jest udany :)
OdpowiedzUsuń