poniedziałek, 24 czerwca 2013

Starość

24.06.2013



Dopada mnie przemijanie....Mam prawie 44 lata. Młodsza i piękniejsza już nie będę. Codziennie budzę się nieco starsza i nieco bardziej pomarszczona na twarzy. Już kilka lat temu pomyślałam, ze nie będę z tym drastycznie walczyć. Bo to z góry przegrana walka, na której nie warto się koncentrować. Poza tym, ja swoją twarz widuję dość rzadko, nie widzę więc specjalnie problemu. Z rzeczy pozytywnych: wiek niesie ze sobą wyciszenie i zrozumienie. W codziennym galopie częściej zatrzymuję się i częściej słucham. Słucham tego, co we mnie, słucham otoczenia...
Jedyną bolączką przemijania jest sprawność fizyczna. Nie utrzymam jej tak po prostu, leżąc w ogródku i patrząc w gwiazdy. Sportu w moim życiu niewiele - 2 razy w tygodniu basen. Kiedy więc szukając wyciszenia zaczęłam jeździć intensywnie na rowerze, pomyślałam, że to dobre będzie na wszystko. Wstaję sobie raniutko (4.50) i jadę 20-25 km po jakiś skarb (tu nie będę rozpisywać się  o co chodzi - o tej mojej pasji poczytajcie na www.opencaching.pl) . Skrzynka ze skarbem jest celem, ale dla mnie ważniejsza jest droga. Łąki kwieciste, rzeczki, lasy - wszystko to służy doznawaniu piękna i zadumie nad życiem...



Dziś na mojej drodze stanęło bagno, na środku którego ukryty był skarb... Miało być po kolana. Gdy jednak dałam pierwszy krok okazało się, że noga wpadła mi po udo..Wycofałam się. Usiadłam na ramie roweru i dumałam. Jeśli nie wlezę tam dziś, teraz, to jutro może już mi się nie chcieć - na tym właśnie polega starość. Nie na odpuszczaniu, a zaniku chęci. A ja chcę tego doświadczyć przecież! Po dłuższej chwili odstawiłam więc ponownie rower i ruszyłam. Kilka chwil od brzegu woda była już po pas. Ale dno było stabilne. W skupieniu wyważałam każdy krok. 6.10 rano. Cisza. Mam wrażenie, ze słychać tylko moje kroki. To znaczy falowanie wody. Brnę między zalanymi krzakami, wodorostami w brązowawej brei. Nagle tuż przede mną wielki łoskot. Ogarnął mnie straszliwy, paniczny lek. A ponieważ naoglądałam się z chłopakami Beara Gryllsa to pierwszą moją myślą był.........krokodyl. "Coś" narobiło hałasu i dalej cicho siedziało w kępie zarośli. Uciekać, stać w miejscu czy stanąć oko w oko z potworem? Nawet nie wiem, jakie zagrożenia czyhają na mnie w bagnie - robię to przecież pierwszy raz w życiu! Nie mam przy sobie nawet noża, jedynie pudełko z zabawkami na wymianę do skarbu, czarną torbę na śmieci i telefon. A bagno jest rozległe. Jak mnie „coś” pożre, to moja rozlana krew nawet nie zmieni odcienia tej mazi...A może to „coś” właśnie do mnie podpływa pod wodą? Myśli galopowały, ciało stało zastygłe. Tymczasem z krzaków spokojnie wypłynęła kaczka z 6 małymi kaczuszkami...
Po dłuższej przechadzce po bagnie dotarłam do skarbu, jednak go nie wydobyłam- był cały głęboko zatopiony. Misję trzeba będzie powtórzyć przy mniejszej wodzie...już nie mogę się doczekać!

Ech Ty Wrono, Ty myślisz o starości? Ty dzieckiem jeszcze jesteś!



3 komentarze:

  1. Ojej, a już myślałam że wodnik albo topielica jakaś :)))) Nu, łażenie po bagnach wciąga. A Meteor jest świnia, bo założył tę skrzynkę w środku zimy, a opublikował późną wiosną po roztopach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. meteor to jest znaną świnią nie tylko bagienną, ale i "pokrzywową" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wam dam świnię! Zimą założona, bo wtedy można było połazić sobie po terenie i poszukać dobrej miejscówki... większy teren szybko dało się w tym celu w miarę szybko i wygodnie obejść, a nie walczyć z żywiołem. A tam trzeba uważać, bo gdy woda tylko po kolana, to są tam miejsca gdzie sięga po pas... teraz pewnie po szyję.

    A co do pokrzyw, to czy to moja wina, że przy skrzynkach zakładanych wiosną lub jesienią są pokrzywy po uszy? Czasem, gdy wiem o nich, to nawet uprzedzam o tym w opisie i sugeruję dogodną porę roku :-)

    OdpowiedzUsuń