poniedziałek, 16 czerwca 2014

Zapomnienie




14.06.2014

 Siedzimy z mamą w ostatniej ławce drewnianego wiejskiego kościółka  i przyglądamy się uważnie uczestnikom mszy.  Słowo Boże płynie tu dziś wyjątkowo głośno i wyraźnie (choć samo kazanie jest pogmatwane i przydługie). Część zgromadzonych modli się w skupieniu, część nie może usiedzieć na miejscu i nerwowo kręci się na ławce. Niektórzy zaś sprawiają wrażenie  całkowicie obojętnych. 
Obok   kobieta z mocno powykrzywianymi rachitycznymi kończynami usiłuje śpiewać "Ojcze Nasz" wydając z siebie jedynie nieludzkie dźwięki, przed nami człowiek  podrzuca nerwowo papierowy pieniądz nie  mogąc  już doczekać się  zbierania na tacę.
Dziś spotkanie z Bogiem mają tu jego "dzieła niedoskonałe" - ludzie  ułomni  psychicznie. To msza dla pensjonariuszy zakładu dla nerwowo i psychicznie chorych. Wyjątkowa, bo na doroczne święto przyjechały w odwiedziny rodziny chorych.
Stoimy i rozglądamy się nerwowo - usiłujemy rozpoznać brata mamy- Jerzyka, którego nie widziałyśmy prawie trzydzieści lat..
 - musi być gruby. Wiesz, po lekach "na głowę" podobno się tyje..
Szukamy więc grubego i łysego (łysy był już 30 lat temu) . Mam jeden "typ"  nawet, ale gdy odwraca się to widzę, że zły. Mama tymczasem zaczyna chodzić po kościele i przyglądać się ludziom.Wraca.
  - chyba go nie ma. Może wcale nie poszedł na mszę i jest gdzieś w ośrodku?
W tym momencie dostrzegam go. Siedzi z przodu, bokiem. Chudy, bezzębny z zapadniętymi oczami. TYMI oczami. Ja jestem pewna, mama ciągle nie. Msza kończy się, trzęsąc się stajemy na jego drodze. A  on patrzy na nas  i przechodzi obojętnie. Trudno, żeby było inaczej - nie tylko on zmienił się przez te lata...
- Jerzyk - cicho mówi mama.
Nie zareagował.
- Jerzyk? - już głośno i wyraźnie powtórzyła.
Idący chwiejnym krokiem człowiek obejrzał się.
- Słucham...



Pogoda podobno była zamówiona, impreza zorganizowana jest więc na zewnątrz. Ustawione na trawie stoły z kwiatami  i słodyczami czekają na gości. Nim tam dojdziemy z kościoła zmokną, razem z obrusami i pamiątkami przygotowanymi przez "pensjonariuszy".

Nie wiemy jaki jest - od lat funkcjonuje w naszej rodzinie w czasie przeszłym. Wraz z ciężką chorobą psychiczną, która uniemożliwiła mu funkcjonowanie w społeczeństwie przestał również funkcjonować jako członek naszej rodziny (niektórzy, urodzeni już po jego "zniknięciu" długo nie wiedzieli nawet o jego istnieniu)


Miałam 5 lat gdy wujek się żenił. To temu wydarzeniu zawdzięczam moją pierwszą spódniczkę - mama szyła sobie elegancką suknię  na ślub u krawcowej, a mi z resztek właśnie  spódniczkę uszyła. Brązową w żółte kwiaty. Była tak piękna, że kilka lat rosła razem ze mną..
Pamiętam też jak nas wujek z ciocią Gienią odwiedził - krzyczał na nią, bo nie wiedziała, co to jest postument. Rysował jej więc go na dziesiątkach karteczek i w różnych odsłonach. (Wujek studiował na ASP, bardzo uzdolniony plastycznie był, a może nawet  jest?)
Ciocia uciekła od wujka, ten przyjeżdżał do nas brudny, coraz bardziej brudny. Potem również obsrany, obsikany, z obłędem w oczach i czynach...Gdy miałam 16 lat zabrała go od nas karetka. I nigdy więcej nie skosztował wolności....


Siedzimy przy naszym stoliku i mokniemy. Jerzyk, który całym sobą ucieszył się na nasz widok siedzi teraz ze spuszczoną głową i zaciśniętymi rękami. My, zaskoczone tym, że spotkałyśmy żywego, myślącego, spokojnego  człowieka też milczymy. Cóż bowiem można powiedzieć po latach zapomnienia? Mama odszukuje w pamięci wspólne przeżycia i krewnych - opowiada kto umarł, kto żyje i na co choruje..
- a Panie...... - tu zawiesił na moment myśli - wiecie, ja od lat do nikogo nie mówiłem na "ty" . I tak dziwnie się czuję...

 - a ty bracie  to lubisz słodycze? Wiesz, wysyłałam, ci te paczki a nawet nie wiedziałam, czy Ty na przykład nie masz cukrzycy albo nie lubisz słodyczy?
 - lubię słodycze. Gdy je jem to przychodzą do mnie zapachy i smaki dzieciństwa.
Lecimy więc wspólnie do sklepu, gdzie gotowe jesteśmy kupić Jerzemu wszystkie słodycze jakie mają na półkach. Nie da się mu wynagrodzić lat samotności, ale tymi czekoladami możemy przecież choć na ułamek sekundy zabić własne wyrzuty..
- chałwę chcę. Jedną - to mówiąc po raz kolejny spogląda na mnie i mruga okiem. I na moment jego oczy stają się wesołe.
 - ale może więcej, może czekoladkę?
- nie, wystarczy jedna chałwa. No może drugą wezmę do kieszeni.
No niestety, dwiema małymi  chałwami w kieszeni nie zdołamy zatrzeć nawet na krótką chwilę wieloletniego milczenia.
Papierosek. Jednego wypalił gdy przyszliśmy. Dostał go od  "obsługi", przełamał na pół (podwójna radość). Teraz ja od kogoś dwa następne biorę i palę z nim. Miło.
Przestało padać, słońce. Można rozpocząć tańce. Już przy pierwszych taktach muzyki wszyscy ochoczo zaczynają podrygiwać.  My jednak siedzimy. Cała trójka nie wie, co mamy ze sobą począć.
 - a macie tu jakieś zajęcia, rozrywki?
 - oglądam telewizję, słucham radio. To takie moje okno na świat. Jakoś ten czas urozmaicić trzeba. Czasami też wychodzimy. Jak nikt przed domem nie pracuje akurat i dostaniemy zgodę.
Boże, ten człowiek nic nie ukradł, nikogo nie zabił a spędził pół życia w więzieniu.....
Idziemy obejrzeć pokój w którym mieszka. Trzy łóżka, nad jednym obraz Jerzyka. Łóżka ścielą  sami, ale jak nie posprzątają, to personel to robi. Ten personel właśnie przyniósł dwie żółte pigułki
 - fajnie - sprzątają, leki sami przynoszą..
- oj Weroniczko, czarny humor się Ciebie trzyma...
Uciekać, schować się, przestać istnieć!
Wytrwać, być, być człowiekiem i zachowywać się po ludzku. Być rodziną, siostrzenicą. Nie ryczeć, będzie na to czas.
 - Jerzyk, my już pójdziemy. Bo wiesz, Weroniki dzieci same zostały - o, mama ma te same myśli co ja. Ale nie dam jej uciec!
 - nie, dziś się nie spieszymy.
Mam pokusę, żeby wziąć w swoje ręce jego ściśnięte, trzęsące się dłonie. Boję się jednak jego reakcji. Bez wątpienia jest dziwny, zamyślony, odrealniony. Ale czyż nie uśmiecha się do mnie co chwila? Kładę delikatnie dłoń na jego rękach. Patrzy na mnie zaskoczony. Jego ręce luzują się na moment. A potem wyjmuje jedną dłoń i przykrywa nią moją...Tak trwamy sobie dłuższą chwilę. Odwracam głowę, bo nie potrafię płakać patrząc mu w oczy...

 - wujek, a Ty tańczyć lubisz?
- mogę lubić.
Wstaję, biorę go za rękę i idziemy tańczyć. Kładę mu dłoń na ramieniu, on jednak już tak nie umie - bierze moje dwie dłonie w swoje i tańczymy jak para dzieciaków.
Jak dzieci, spontanicznie i cudownie włączamy się do tańców roześmianych ludzi. Tych kulejących, na wózkach i oplutych. Krzyczących i sapiących, patrzących bezmyślnie przed siebie i tych z  krótką, zbyt prostą myślą. I ich rodzin, które potrafią kochać swoich bliskich takimi, jacy są. Dziś i ja staję się taką rodziną.

-przyjadę do Ciebie wujek rowerem. Pojedziesz wtedy ze mną na wycieczkę. Dobrze?
Milczy.
- pojedziesz? Macie tu rowery?
 -mamy
 - to pojedziesz?
 - zobaczymy. Niech się wydarzy.

 Wielka ćma usiadła na garniturze  Jerzego. Patrzymy na nią we dwoje z podobnym zainteresowaniem. Beżowa w czarne kropki.
- patrz, Weroniczko, ćma w środku dnia. Pomyliła się.
My się dziś się nie pomyliłyśmy. Dorosłyśmy.




Tekst ten został nominowany do nagrody głównej w konkursie "Blog roku 2014" w kategorii "Tekst roku"











 




9 komentarzy:

  1. Musiał być porządnie chory, skoro zatrzymali go na stałe. Moją mamę wypuszczają zazwyczaj po miesiącu. Brata trzymali tylko dwa tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poryczałam się przy porannej kawie.....napisałaś to tak, że chcę pokazać ten tekst każdemu na kogo wpadnę......Dziękuję za taką prawdziwość......
    Mój Dziadek był w "psychiatryku".....nie wiem czemu w cudzysłów biorę ta nazwę.......tylko parę miesięcy, po próbie samobójczej......jeździłam do niego.....patrzyłam na "to" na "tych".......to przeżycia, które będą ze mną do końca życia.....Dziadziuś umarł.....a myśli żyją.....
    Kochana tak bardzo mnie poruszyłaś.....
    Pozdrawiam.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem odnalezienia jednej osoby z rodziny, także przebywającej w ośrodku (albo już nie? Ponoć osoby z tamtą chorobą nie żyją długo). "Ale"... zawsze było jakieś "ale". Teraz już wiem co zrobię.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry tekst, dotyka, otrząsa, dlaczego ma zniknąć z twojego bloga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo dotyka, otrząsa również moich bliskich, którzy nie są na niego gotowi...

      Usuń
  5. Przywołałaś przyszłość której się boję ....

    OdpowiedzUsuń
  6. ... smutno, ale bardzo prawdziwie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepiękny kadr obrysowałaś tutaj. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. ten post musiałem przeczytać jeszcze ( pomimo, że dzisiaj już dużo poczytałem ) - daje do myślenia - cóż więcej napisać

    OdpowiedzUsuń