Wschodnie rubieże. Asfalt skończył się jakieś pięć kilometrów temu, teraz ścianą lasu skończyła się bita droga. Do granicy z Białorusią zaledwie kilometr.. Wioska w której jestem to ze dwadzieścia, może trzydzieści drewnianych, małych domków. Na podwórkach czyściutko, trawa przystrzyżona. Dzieci tylko przed kilkoma domami, bo  młodych, którzy by płodzili  tu mało - pouciekali  za pracą. 
Siedzę jak zwykle na ławeczce przed sklepem GS (z bułką i pomidorem w ręku) - to moja sprawdzona już formuła na kontakt z ludźmi. Gorąco, powietrze jakby zastygło w miejscu. Powiewają tylko wiszące na wejściu do sklepu sznurki zrobione ze starych firanek. Serka wiejskiego tu nie ma , generalnie niewiele  jest. Bo i pieniędzy we wsi niewiele, to ludzie tylko po chleb i olej tu przychodzą. No i na piwo. Obok mnie jak przed każdym wiejskim sklepem męskie towarzystwo popija. Dziś w większym składzie, bo i  święto wyjątkowe - alkohol za darmo, Mikołaj stawia. 
Mikołaj ma na oko koło 60-tki, spalone słońcem, zorane czoło, stare gumiaki i dwie małe świnie, które przybiegły za nim pod sklep. Ma też 6 hektarów ziemi. Zdałby te hektary państwu i poszedł na rentę, ale jeszcze za młody. Więc tak sobie żyje z tymi świnkami, psem, kotem, chwastami na  nieoranym polu i czeka na "swoje lata".  A gdy tak zajmuje się czekaniem, czas nieubłaganie zwalnia... Jednak dziś Mikołaj nie martwi się tym za bardzo, bo świętuje  "ruskie imieniny". 
To takie nietypowe święto. Imieniny ma w grudniu, jak większość polskich Mikołajów, ale dla osób prawosławnych 22 maja  to duże wydarzenie - Nikolaj z Miry to jeden z ważniejszych świętych. Tak więc nasz gospodarz ma dziś drugie  imieniny i stawia. Również mi. Ja jednak na soczku pomidorowym poprzestaję. 
Ze sklepu wychodzi starsza kobieta. Schludnie uczesana, ubrana na czarno. Wypytuje jak wszyscy po co jadę, gdzie śpię.
- Ty byś lepiej naszu podorożniczku porządnie nakarmił, a nie bułkę suchą będzie jadła!
Pięć minut później ta sama kobieta idzie  wyprostowana po drodze  z talerzem zupy w ręku. 
- ja tu sołtysowa jestem. I w mojej wsi  nikt, nawet obcy głodny siedział nie będzie!
To mówiąc wyciąga z kieszeni łyżkę  i kładzie przede mną..
Takie jest wschodnie pogranicze - ludzie, mimo że biedni  są życzliwi i otwarci jak nigdzie indziej, a  wyznania i obyczaje mieszają się naturalnie jak dwie wpadające do jednego koryta rzeki.. 


 





