foto: Meteor2017 |
Po pierwsze. Gdy podróżuję, zawsze mogę liczyć na pomoc przypadkowych ludzi. Sami zatrzymują się i pytają, czy mogą w czymś pomóc. Nie, to nie jest reguła dostępna dla wszystkich podróżników – gdy jest ze mną mąż, sprawa wygląda odmiennie. Również zimą, gdy moja płeć pozostaje zakamuflowana pod grubą warstwą ubrań, reakcje wybawców bywają jakby ostrożniejsze.
Po drugie. Z reguły wystarczy, że mam przy sobie odpowiednie narzędzia, a nie muszę się martwić o to, do czego one służą. Popsute przerzutki, niedokręcone kierownice i siodełka naprawiają się same. Bosko, prawda? Aby się tak zadziało, wystarczy w odpowiedniej chwili zademonstrować „kobiecą bezradność”. Celowo nie wymieniłam tu zwyczajnego „flaka” – no bez przesady, do takiej naprawy pomocy mi nie potrzeba…
Po trzecie. Prawie nikt nie wszczyna ze mną awantur i nie chce się bić za źle ustawiony rower, za nieustąpienie pierwszeństwa itp. Jeśli zdarzy mi się błąd, zamiast szybkiej i często spotykanej w naszym nerwowym społeczeństwie fali przekleństw (lub rękoczynów) usłyszę tylko zgryźliwy komentarz o blondynkach. A że blondynką nie tylko nie jestem, ale i nie bywam, puszczam go mimo uszu…
Po czwarte. W podróży wiele rzeczy niemożliwych załatwiam „na piękne oczy”. Gdy roweru nie chcą zabrać do pociągu, gdy ostatnie miejsce jest już zajęte, gdy zamykają właśnie muzeum – wtedy kobieta ma większe szanse na pomyślne rozwiązanie takiej sprawy.
Po piąte. Bardzo często znajduję się w miejscach, gdzie mnie być nie powinno. Teren strzeżony, ogrodzony. Stary fort, opuszczony pałac, nieczynna fabryka itp. Nie jestem tu w celach wandalizmu czy kradzieży – odkrywam coś dla siebie. Wrażliwie oglądam to, co normalnie niedostępne, doświadczam miejsc, które (czasami dostępne dla ogółu np. jedynie w dzień) nocą wydają mi się atrakcyjniejsze. Trochę zabawa, trochę przygoda. Jednak gdy czasami zostaję przyłapana…. wtedy spokojnie mogę zamienić się w „zagubioną we mgle”. Ochrona nie wzywa policji, nie doszukuje się we mnie złodzieja i nie przeszukuje mi kieszeni, co zapewne nastąpiłoby, gdybym była mężczyzną. Jako kobieta mogę stwierdzić, że sama nie wiem, jak znalazłam się po drugiej stronie tego wysokiego muru. I jak tu nie uwierzyć zagubionej w mroku kobiecie? Przecież nie przeskoczyła chyba…
Po szóste. Patrząc na to, ile potrafią zjeść moi koledzy, uważam, że przedstawicielki płci pięknej są przy nich niczym perpetuum mobile: prawie nie jedzą, a jadą… oj jadą! Ja w każdym razie potrafię pojechać dalej, niż większości mężczyznom w moim wieku mogłoby się przyśnić. To zapewne skutek lżejszych o tony zapasów żywieniowych w sakwach.
Po siódme. Jest jeszcze jedna rzecz, która stawia mnie chyba wysoko ponad kolegami rowerzystami. Przekonałam się o tym ostatnio podczas przejażdżki z mężem, gdy po mniej więcej 30--40 kilometrach zaczął się kręcić na siodełku i lekko pojękiwać…
Panowie! Mimo tandety, jaką niewątpliwie jest moje (wybrane bez większego namysłu) siodełko, nie mam z tego powodu najmniejszego dyskomfortu! Zazdrościcie? Niech żyje „słaba” płeć!
Tekst ukazał się w piśmie "Rowertour" 5/2016
Kobiety to mają istny raj na ziemi...a wymyślają takie cuda jak feminizm :) Po co ??
OdpowiedzUsuńżeby było jeszcze przyjemniej ;)
Usuń@Marqobiker: Jak komu za dobrze, to sobie wymyśla problemy z duszy, tak to sobie tłumaczę. Ile to ja w życiu chwil zmarnowałam na tłumaczenie, że kobiety powinny pracować tam gdzie chcą, a nie 50% tu i tam, jak beton. Nic nie dociera. Tak jak to, że bilogia kobiet jest określona i równanie na siłę do mężczyzn przynosi im tylko krzywdę. Sama Werrona pisze, że woli podróżować będąc kobietą, a powinna wg nowej fali feminizmu mieć pretensje, że ktoś w niej widzi kobietę, a nie jakieś bezpłciowe monstrum parytetowe.
Usuńcha, cha, to pewnie prawda - z wyjątkiem poczwartego. facet też może załatwić coś na piękne (?) oczy, jeśli podmiotem decydującym jest kobieta!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
prawda to.:). Mi za to z kobietami gorzej idzie jakoś. Zwłaszcza z tą blond policjantką, co mandaty na wylocie z mojego miasta rozdaje - stówkę ostatnio dała (no prawie za nic!) i nawet wspólnota jajników nie pomogła :(
UsuńZgadzam się z tym, co napisałaś! Żona niejednokrotnie opowiadała mi o tym, jak to jej się przyjemnie samej jeździ, wszyscy są jakoś milsi i bardziej skłonni do pomocy. Aż w takich chwilach chciałoby się być kobietą...
OdpowiedzUsuń