czwartek, 9 lipca 2020

Nieszkodliwe dziwactwa

 


   Uwielbiam żyć po swojemu. Oczywiście tam gdzie trzeba muszę wpisywać się w z góry określone szablony: mieszkam w domu (a nie w wymarzonej jurcie) chodzę do pracy (tu nie muszę chyba komentować: mam milion innych pomysłów na ciekawe spędzenie przynajmniej części tego czasu) i robię zakupy w sklepie (choć już dawno powinnam zacząć uprawiać freeganizm). Takich rzeczy wymaga ode mnie szeroko pojęty "system",  do ominięcia którego ciągle jeszcze nie dorosłam. Mam jednak milion swoich drobnych przyjemności, w których nie muszę się poddawać żadnym schematom: uwielbiam przesiadywać na mokradłach, podróżować starym Rzęchem donikąd, napawać się nocnym lasem, chlapać w blocie, czy chodzić boso. To takie przykłady, które akurat w tej chwili przyszły mi do głowy, jest ich  w mojej codzienności dużo wiecej. Większość tych przejawów mojej osobistej wolności może być uznana za nieszkodliwe dziwactwa. Nie wiem dlaczego z  ich powodu od czasu do czasu ludzie  nie traktują mnie poważnie. To jednak naprawdę niska cena za (choć chwilowe) poczucie wolności...

Dziś  "dzień wolności" spędzam siostrą. Co by tu zrobić? Hm...no coś ekscytującego! A że geny mamy podobne, to i wyszło pysznie....



Spływ Pisią Gągoliną na zwierzętach


    Pisia Gągolina to mała rzeczka przepływająca przez Żyrardów. W mieście moim jest najczęściej  nieciekawą strugą z zatopionymi flaszkami i puszkami (no dobrze, uprościłam nieco temat - są i fajne miejsca) Gdy jednak pójdziemy nieco w górę napotkamy dzikie leśne meandry i trzy ciekawe zalewy.  Normalnie jest małą i niespławną wodą, jednak teraz (gdy deszcz z nieba leje się strumieniami), chyba można by spróbować spłynąć?  Zrobimy to więc! 
Jako że obydwie jesteśmy troskliwymi matkami, posiadamy w  domach odpowiedni sprzęt pływający -Jagoda ma dmuchanego łabądka, a ja orkę.

Podróż zaczynamy przy Pałacu w Radziejowicach. Tu jednak nie wchodzimy do wody - kreatywne małolaty mogłyby próbować powtórzyć nasz wyczyn, a to nie byłoby w tym miejscu wskazane. Po przemiłych ustaleniach z dyrekcją pałacową (pozdrawiamy!) postanawiamy zacząć naszą podróż nieopodal cudownej Arki  - stworzonej przez uwielbianego przeze mnie artystę - Józefa Wilkonia (równie gorąco pozdrawiam!)
Pisa wita nas przyjemnie ciepłą wodą, przybrzeżnymi pokrzywami i ...pięknymi ważkami. Od razu adoptujemy się do jej niepospiesznego nurtu - wszak nigdzie się nie spieszymy!

Już po 200 m (których przepłyniecie zajmuje nam pewnie z pół godzinki) pierwsze pozowanie do zdjęć- to zaskoczony mieszkaniec posesji graniczącej z wodą  - jak żyje czegoś takiego nie widział. Hm, zwierząt pompowanych, czy że dwóch wariatek? 
Przygoda? Ta towarzyszy nam nieustannie - wywracamy się, podskakujemy na wodospadach, z niepewnością kroczymy po walących się pomostach.

Strach? Jest i strach  - ropucha wskakująca na pokład, wystający patyk przypominający krwiożerczego rekina, muł wciągający po udo...to jest ekscytujące!
Są i miejsca nieodkryte: zatopiony w trawach maleńki  Iron Bridge (tak, tak, taką nazwę ma wyrzeźbioną na poręczy), bezludna wyspa (no dobra, wiedziałam że jest, ale nigdy do tej pory na niej nie byłam!), opuszczone kąpielisko, zapomniany jazz....jest też i interesujący urbeks, który objawia się niespodziewanie akurat podczas przenosin przez szosę...
Cały dzień pływania...no może nie cały, bo jest przerwa na jagodziankę (hm, dlaczego mój worek żeglarski wypełnił się wodą i jagodzianki zamieniły się w nawodnioną Pisią brejkę?), jest nabieranie ciepła na słonecznym pomoście.
No dobra, żeby oddać klimat naszej wycieczki powiem to: trzeba było też czasami zwyczajnie brodzić w bagnistej zupie, czasami omijać skomplikowane  bobrze tamy (nie do ominięcia) Ale jakie to ma znaczenie?


Orka padła znokautowana jakimś wystającym patykiem, zastąpiłam ją zwyczajnym kółkiem kąpielowym (łabądż sie obraził)  Gdy i ono padło, wyprawę uznałyśmy za zakończoną - naturalne końce są zawsze najlepsze.

Jagoda, siostro moja! Uwielbiam przygody z Tobą!



PS. chcesz zobaczyć, jak straciłam okulary? Zobacz TU






3 komentarze:

  1. fantastyczny rejs. szkoda, że go nie widziałem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hura! Niech żyje wolność :)

    OdpowiedzUsuń