1980
LALKA
Mając starszego brata nie mogłam być typową dziewczynką. Nie bawiłam się w dom, ale w wojnę, a lalki które dostawałam szybko lądowały pod łóżkiem. Nawet te, które bardzo kochałam i tak w końcu jakoś nienaturalnie „umierały”. Zuzia zażywała kąpieli w balii przed domem kiedy przyszedł tęgi mróz - do wiosennych roztopów niewiele z niej zostało. Dorotka (obcięta wcześniej na łyso) skakała na drzewo i utknęła na zawsze w jego wyższych partiach. Ania mając od kilku dni uroczy piknik nad rzeką niepostrzeżenie spłynęła z prądem.... Kasia..... wystarczy! Byłam dla nich po prostu matką potworem!!
LALKA
Mając starszego brata nie mogłam być typową dziewczynką. Nie bawiłam się w dom, ale w wojnę, a lalki które dostawałam szybko lądowały pod łóżkiem. Nawet te, które bardzo kochałam i tak w końcu jakoś nienaturalnie „umierały”. Zuzia zażywała kąpieli w balii przed domem kiedy przyszedł tęgi mróz - do wiosennych roztopów niewiele z niej zostało. Dorotka (obcięta wcześniej na łyso) skakała na drzewo i utknęła na zawsze w jego wyższych partiach. Ania mając od kilku dni uroczy piknik nad rzeką niepostrzeżenie spłynęła z prądem.... Kasia..... wystarczy! Byłam dla nich po prostu matką potworem!!
Gdy miałam 10, może 11 lat mama podarowała mi kolejną lalkę – Szymonka. Był wyjątkowy i śliczny. Nie miał włosków, ale to mi specjalnie nie przeszkadzało. Lala płakała i sikała – w tamtych czasach takich lalek praktycznie nie było, żadna moja koleżanka jeszcze takiej nie miała! Cieszyłam wiec się bardzo. Obiecałam mamie i sobie, że będę się nią zajmowała najlepiej jak umiem, i tym razem nie zostawię pod łóżkiem ani na podwórku. Mama z kolei obiecała mi, że pod moją nieobecność ona się nią też trochę zaopiekuje.. Wracałam ze szkoły mijając się z mamą idącą do pracy. Byłam więc pewna, że podczas mojej nieobecności lali absolutnie nic się nie stało. Gotowałam jej zupkę, karmiłam z butelki, przewijałam i szłam na spacer do Łazienek lub Parku Ujazdowskiego. Wózek jaki miałam dla Szymonka był piękny, ale dość duży i ciężki (byłam bardzo drobną dziewczynką), musiałam wiec iść naokoło, omijając przejścia podziemne, w których sama nie dawałam sobie rady. Sama droga w jedną stronę zajmowała mi pół godziny, warto jednak było taką trasę pokonać - w parku, między innymi spacerującymi z wózkami kobietami czułam się jak prawdziwa mama. Moje dzieciąteczko zwykle pięknie spało przykryte kołderką, a gdy nie chciało, wystawiałam mu buzię do słońca i już po chwili zmrużone oczka zamykały się na dłużej. Ja tymczasem siadałam sobie na ławce i odpoczywałam tak, jak to robią prawdziwe mamy - czytałam książki o rozwoju niemowląt i rozmyślałam. Byłam dumna jak paw! Mój mały Szymonek! Mój syneczek! Kiedyś nawet jakiś przechodzień zajrzał do wózka i zapytał, czy to moje dzieciąteczko? Duma mnie wtedy rozpierała...
Miałam ze swoim dzidziusiem niewidzialna nić porozumienia. Fala miłości w moim spojrzeniu zawsze wyciszała wszystkie jego krzyki. Gdy go przytulałam, czułam jak jego mięśnie przestają być napięte a oddech się wycisza. Często gdy nie spał sadzałam go w wózku i pokazywałam mu moje magiczne miejsca w parku. Po jego spojrzeniu widziałam, ze jemu też się one podobają...
Oczywiście jak to w macierzyństwie, zdarzały się i chwile niepowodzeń. Kiedyś zamiast witaminy D (tak, tak, w książce było napisane, ze trzeba takie rzeczy maluchom dawać) dałam mu niechcący do zupki krople nasercowe - buteleczki były podobne. Płakał biedny Szymonek całą noc, nie mogłam spać bojąc się, że umrze. Ale wolałam nie wtajemniczać w to mamy – powiedziała mi przecież, że jak będę nieodpowiedzialna to mi moją lalę zabierze. Innym razem moje śpiące maleństwo wypadło mi z nowego wózeczka- parasolki na ulicę. To było na bardzo ruchliwym pl. Konstytucji. Nie pamiętam co tam robiłam, pamiętam jedynie, że byłam tak przerażona, że przechodnie odprowadzili mnie z wózkiem pod sam dom. Szymonkowi troszkę popsuła się główka (lekko zaciął się też mechanizm od płaczu- nie wyłączał się przez dłuższy czas) ale na szczęście nadal był cały. Mamie powiedziałam, że lala przewróciła się podczas prób chodzenia. Mogła się rzeczywiście już uczyć chodzić - miałam ją już wtedy koło roku.... Pamiętam też ogromne oberwanie chmury w Łazienkach- zanim udało mi się dotrzeć do domu, maluch dosłownie pływał w wodzie...Szybko wytarłam, przebrałam i zanim ktokolwiek pojawił się w domu bobasek leżał już zadowolony i ciepły w łóżeczku...
Dla mojej nowej zabawki zrezygnowałam z koleżanek i zabaw podwórkowych. Spędzałam z nią praktycznie każdą wolną chwilę. Byłam szczęśliwa!
Szymon ma dziś 32 lata. Jest moim ukochanym bratem.
Miałam ze swoim dzidziusiem niewidzialna nić porozumienia. Fala miłości w moim spojrzeniu zawsze wyciszała wszystkie jego krzyki. Gdy go przytulałam, czułam jak jego mięśnie przestają być napięte a oddech się wycisza. Często gdy nie spał sadzałam go w wózku i pokazywałam mu moje magiczne miejsca w parku. Po jego spojrzeniu widziałam, ze jemu też się one podobają...
Oczywiście jak to w macierzyństwie, zdarzały się i chwile niepowodzeń. Kiedyś zamiast witaminy D (tak, tak, w książce było napisane, ze trzeba takie rzeczy maluchom dawać) dałam mu niechcący do zupki krople nasercowe - buteleczki były podobne. Płakał biedny Szymonek całą noc, nie mogłam spać bojąc się, że umrze. Ale wolałam nie wtajemniczać w to mamy – powiedziała mi przecież, że jak będę nieodpowiedzialna to mi moją lalę zabierze. Innym razem moje śpiące maleństwo wypadło mi z nowego wózeczka- parasolki na ulicę. To było na bardzo ruchliwym pl. Konstytucji. Nie pamiętam co tam robiłam, pamiętam jedynie, że byłam tak przerażona, że przechodnie odprowadzili mnie z wózkiem pod sam dom. Szymonkowi troszkę popsuła się główka (lekko zaciął się też mechanizm od płaczu- nie wyłączał się przez dłuższy czas) ale na szczęście nadal był cały. Mamie powiedziałam, że lala przewróciła się podczas prób chodzenia. Mogła się rzeczywiście już uczyć chodzić - miałam ją już wtedy koło roku.... Pamiętam też ogromne oberwanie chmury w Łazienkach- zanim udało mi się dotrzeć do domu, maluch dosłownie pływał w wodzie...Szybko wytarłam, przebrałam i zanim ktokolwiek pojawił się w domu bobasek leżał już zadowolony i ciepły w łóżeczku...
Dla mojej nowej zabawki zrezygnowałam z koleżanek i zabaw podwórkowych. Spędzałam z nią praktycznie każdą wolną chwilę. Byłam szczęśliwa!
Szymon ma dziś 32 lata. Jest moim ukochanym bratem.
Też miałam swoją ulubioną sikającą lalkę, ale byłam za mała, żeby mnie z nim puszczać na spacery. Ale karmić butlą to już tak (jak podrósł). Niestety z czasem stał się moim wielkim rozczarowaniem, nie chciał mówić żyrafa i takie tam ;)
OdpowiedzUsuńDzierżązna koło Zgierza też pewnie nie?
OdpowiedzUsuńNo, to teraz lalki mają jakby więcej funkcji,,, przynajmniej nasza ma. No cóż, przez te 30 lat z hakiem technika poszła do przodu ;-P
Na pewno doszła obsługa klawiatury i smartfona :)
OdpowiedzUsuńMam na myśli... bardziej śmierdzące funkcje :-/ Szkoda tylko, że nie można niektórych funkcji wyłączyć.
OdpowiedzUsuń