Jakiś czas temu popsuł mi się kask i zaczęłam jeździć bez niego. Głupie to, bo wcześniej ten twardy czepek wielokrotnie uratował moją głowę przed roztrzaskaniem: gdy wjechałam po ciemku z impetem na kupę gruzu na szosie (poprzedniego dnia jej tam nie było), gdy borsuk wyskoczył mi pod koła, gdy wywaliłam się na torach (więcej nie wymienię, bo mąż będzie się o mnie martwił) Za każdym razem spadałam na łeb, ale ubytki na zdrowiu (i urodzie) dzięki kaskowi były w zupełnie innych, mniej istotnych częściach ciała. Dlaczego więc nagle bez kasku? Trochę z ogólnej bezsilności, troszkę z wygody. Poza tym (jak na mnie) mało ostatnio na rowerze jeździłam,. Na tyle mało, że na standardowe pytania znajomych "to gdzie ostatnio byłaś" mogłam z dziką rozkoszą i prawdą w sercu odpowiedzieć: w zasadzie nigdzie (pamiętajcie: nie cierpię, gdy jedynym co we mnie widzicie i o co pytacie jest "moc pedałowania". Jeśli więc mnie spotkacie i naprawdę chcecie pogadać, zacznijmy może o pogodzie, nie o rowerze)
Znów przyzwyczajam głowę do skorupy, przepoconych włosów itd. Problem z nowymi rzeczami mam jednak taki, że zanim się na dobre zadomowią, nie mają one swojego miejsca. No i tak właśnie z kaskiem się aktualnie dzieje. Jest albo przy rowerze, albo w którejś sakwie, albo w przedpokoju, albo gdzieś w ogrodzie. Gdy więc wychodzę na rower, to jest, lub złośliwie go nie ma. Ostatnio to drugie.
Nie tylko ja mam problemy z kaskiem - syn swój piękny nowy kask zgubił (o czym mi nie powiedział). Analizator przeszłości podpowiedział mu jednak, że ma szukać w biurze rzeczy znalezionych PKP. I tam go faktycznie znalazł. Musiał jednak zadzwonić do mnie, by ustalić markę owego kasku, bo oddać nie chcieli. Przy okazji telefonu wydało się więc, ze zgubił nowy i piękny kask - prezent od matki. W odpowiedzi Serce Matki krwawą strugą wydaliło z siebie kilka przymiotników typu "roztrzepany" itp. Syn grzecznie wysłuchał. Pięć minut później zadzwonił:
- mamo, przy okazji odebrałem tam też Twój kask, bo razem były.
NIEMOŻLIWE?!
Też jestem właścicielem kasku. Od ponad dekady lat leży w szafie po tym jak podczas jazdy spadł mi na nos i omal mi go nie połamał (guza na nosie miałam kilka dni). Ponieważ jechałam wtedy z górki i akurat wyprzedzał mnie tir, postanowiłam, że jednak wolę żyć i go więcej nie wkładałam. No ale wyrzucić żal. Na szczęście nigdy nie spadłam z roweru na głowę (na inne rzeczy owszem). ;)
OdpowiedzUsuńNo nawet nie wyobrażam sobie Ciebie w kasku ;) . Z racji długiego czasu niewidzenia, bez kasku też coraz gorzej....
OdpowiedzUsuńA, nie ma co oglądać, wiek zagląda w oczy. Powoli zaczynam dojrzewać do okularów do czytania. ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli kask spadł na nos, to znaczy, że nie był wyregulowany do głowy, a do tego mógł być za duży. Dobrze założony kask NIE MA PRAWA się poruszyć na głowie o więcej niż kilka milimetrów, nawet podczas ostrej jazdy po górach.
OdpowiedzUsuńA autorka na zdjęciu ma bardzo płytko założony kask. Kwestia czy to zły dobór modelu do głowy i kask leży na niej za płytko, czy to włosy przeszkadzają w głębszym jego założeniu.
Jak sprawdzić czy kask jest stabilnie założony? Wystarczy odpiąć pasek pod brodą i poruszać głową do dołu, do góry, na boki. Jeżeli kask spadnie lub zacznie się ruszać to znaczy, że albo jest źle wyregulowany, albo źle dobrany.
Pozdrowienia i pamiętajcie, że kask nie jest dla ozdoby!
Kask był idealnie wyregulowany. Ciaśniej się go nie dało założyć. Po prostu mam z tyłu czaszkę płaską jak stół i żaden kask nie trzyma się, bo spada, jak pochylę głowę. Po prostu zjeżdża podczas jazdy i nic się nie da z tym zrobić. Przymierzałam różne i dopiero motocyklowy mi nie spadał :D
UsuńTo lipa, że ktoś w sklepie Ci go sprzedał w takim razie, a nie odesłał do innych sklepów w poszukiwaniu czegoś dopasowanego. Ja mam za to głowę w rozmiarze XL (miarka pokazuje 62 cm obwodu) i jak już nawet znajdę coś w tym zakresie, to na żywo często okazuje się, że a to coś ociera, a to coś uciska. Ale jak poświęcę na poszukiwania trochę czasu, to prędzej czy później zawsze coś pasującego znajdę.
UsuńŻadna lipa. Wszystkie kaski są takie same przecież. Żaden nie kończy się na plecach, a tylko takie mi nie spadają z głowy. Jeśli masz płaską czaszkę, to ci żaden kask się na niej nie utrzyma, zsunie się po włosach. Ten sam problem mam z kapeluszami. Nie mogę nosić kapeluszy, bo mi spadają z głowy. Zwykłe czapki z daszkiem też.
UsuńZalecam uważać na te nowe kaski rowerowe. Mam wrażenie, że są coraz gorsze. :)
OdpowiedzUsuń