Sobota to dla mnie cudowny czas – kiedy cała rodzina odsypia trudy tygodnia, ja wstaję o świcie i mam czas aż do południa, by nacieszyć się rowerem. To oczywiście też forma odpoczynku, tyle że aktywna. Czasami ruszam przed siebie już spod domu, często jednak wsiadam z rowerem w dowolny pociąg, który wywozi mnie gdzieś w nieznane – docieram w ten sposób do miejsc, do których w krótkim czasie rowerem bym nie dotarła.
wtorek, 25 lipca 2017
czwartek, 6 lipca 2017
Włóczęga
W restauracji w X siedziałam od mniej więcej 20 minut. Specjalnie piszę „X”, bo nie chodzi mi o zemstę czy wyciąganie konsekwencji w stosunku do pracownika, a o opowieść.
Siedziałam w widocznym miejscu i czekałam na obsługę. Ludzi nie było tu zbyt wielu, ale kilka stolików było zajętych. Niektórzy wychodzili, inni wchodzili. Ci nowo przybyli natychmiast doczekiwali się kelnera przy stoliku. Wszyscy, tylko nie ja…
– Przepraszam, mogę złożyć zamówienie?
– Tak, chwileczkę, zaraz ktoś podejdzie.
No i nie przychodził. Popatrzyłam na siebie: jestem od kilku dni w drodze, tym razem mam ze sobą niewiele rzeczy, wyglądam więc jak kupa nieszczęścia. Nieumyta, rozczochrana, zabłocona po uszy. No i prawa nogawka rozdarła mi się prawie do uda, więc zakleiłam ją srebrną taśmą. Niespecjalnie się tym przejmuję – jestem przecież w podróży, ten stan wybacza wszystko. Oczywiście co się dało wymyłam w toalecie, ale ubrań i butów tu nie wyczyszczę.
– Przepraszam, mogę złożyć zamówienie?
– Tak, chwileczkę, zaraz ktoś podejdzie.
No i nie przychodził. Popatrzyłam na siebie: jestem od kilku dni w drodze, tym razem mam ze sobą niewiele rzeczy, wyglądam więc jak kupa nieszczęścia. Nieumyta, rozczochrana, zabłocona po uszy. No i prawa nogawka rozdarła mi się prawie do uda, więc zakleiłam ją srebrną taśmą. Niespecjalnie się tym przejmuję – jestem przecież w podróży, ten stan wybacza wszystko. Oczywiście co się dało wymyłam w toalecie, ale ubrań i butów tu nie wyczyszczę.
sobota, 1 lipca 2017
Lustro
Zwykle czuję się młoda. Trudno mi nawet powiedzieć, że to co odczuwam to stan młodości - jestem sobą od zawsze i nic się tu nie zmienia. Oczekuję że starość dorwie mnie brakiem chęci do poznawania, odkrywania i spadkiem formy fizycznej. Póki co takich objawów nie dostrzegam. Oczywiście robią mi się zmarszczki, ciało lekko więdnie, ale już kilka lat temu postanowiłam to z grubsza olać - nie jestem opakowaniem, jestem tym, co w środku. A ten "środek" z wiekiem bogatszy mi się wydaje i szlachetniejszy. Subiektywnie oczywiście.
Tymczasem syn skończył 18 lat. Niby symboliczne to jakieś, ale pamiętam dobrze siebie z takiego właśnie czasu- byłam już dorosła, dokładnie taka jak teraz. Hm, chyba nie mogę być w wieku własnego syna, nawet mentalnie? Muszę być sporo starsza!
Wczoraj była impreza urodzinowa, dziś dopadł mnie kryzys starości. Żeby temu uczuciu zaradzić jakoś, szybko i sprawnie przejechałam z rana stówkę na rowerze (może stara, ale sprawna jak osiemnastka). No i jakoś lepiej mi się zrobiło.
Na chwilę.
Nagle i niespodziewanie okazuje się, że jestem matką dorosłych ludzi.
Nagle i niespodziewanie osoby mocno po trzydziestce mówią do mnie "proszę Pani" i jest to często bariera nie do przeskoczenia.
Nagle i niespodziewanie zaczynam myśleć jakby wolniej, zatrzymywać się na dłuższe chwile w jednym punkcie.
Patrzę w lustro i obiektywnie widzę tam starszą osobę. Nie chcę nią być.
Wyrzuciłam to cholerne lustro.