Dziewiąta wieczorem. Przemierzam pospiesznie rowerem
ulice miasta. Myślami jestem już w moich ukochanych leśnych
zaułkach. Czerwone światło. Staruszka w eleganckim słomianym kapeluszu
sunie sprawnie po pasach. W ręku ciężary. Schodzę, zabieram babci siaty i
proponuję, że odprowadzę do domu..
- ale to daleko, nie wiem czy ma pani czas - mówi niska kobieta o niebieskich, wyblakłych oczach.wtorek, 11 sierpnia 2015
Pani W Kapeluszu
środa, 5 sierpnia 2015
500
Stoję bezradna nad miłością mojego życia. No może z tym życiem to przesadziłam, ale z pewnością jest to miłość dzisiejszego poranka. Mój kochany kumpel w wyniku nieszczęśliwego wypadku nagle stracił pion. Leży właśnie na boku i nawet nie jęczy. Ręce mam całe umorusane od prób reanimacji. Życiodajna pianka nie sprawdziła się - uszła z niego prawie cała bokiem. I to "prawie" spowodowało kompletny zastój powietrza. Zbyt duże ciśnienie blokuje możliwość dalszych ruchów. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić? Muszę działać szybko i sprawnie...
Wiem! Firanka w domu naprzeciwko cały czas się porusza. Znaczy, że jestem obserwowana. Może i lepiej, nie będę musiała tłumaczyć o co chodzi. Pędzę więc prosto do drzwi i stukam. Otwiera mi starsza kobieta w tradycyjnej stylonowej podomce. Po pierwszym spojrzeniu już wiem, że po tym co widziała przez zasłonkę, nie ufa mi. Też bym chyba sobie nie ufała - mało profesjonalna jestem w reanimacji. Ale cóż, spróbować warto.
- dzień dobry, widziała Pani tę sytuację naprzeciwko Pani domu? Nie mogę dać sobie rady i potrzebuję noża. Pożyczy mi Pani? Zaraz oddam...
- nie mam noża - odpowiada baba wykrzywiając usta.
- jak to nie ma pani noża? A czym chleb pani kroi?
- a tego od chleba to ja nie dam!
- a jakiś inny?
- nie mam.
Stoimy tak w milczeniu długą chwilę. Ona w drzwiach, ja dwa stopnie poniżej. Ona z założonymi rękoma, ja z podniesioną ku niej głową i błagającym spojrzeniem. Muszę przecież ten nóż jakoś wyprosić. W tej sytuacji to "być albo nie być".
- do sąsiadki pójdzie. Ona pewnie ma...
Sąsiadka miała nóż, nawet kilka do wyboru. Miała też dla mnie ciasto i kompot, ale z nich skorzystałam dopiero po zakończeniu reanimacji Rzęcha - po odpiłowaniu wentyla udało mi się spuścić w końcu powietrze z dętki i założyć nową.
Wiem! Firanka w domu naprzeciwko cały czas się porusza. Znaczy, że jestem obserwowana. Może i lepiej, nie będę musiała tłumaczyć o co chodzi. Pędzę więc prosto do drzwi i stukam. Otwiera mi starsza kobieta w tradycyjnej stylonowej podomce. Po pierwszym spojrzeniu już wiem, że po tym co widziała przez zasłonkę, nie ufa mi. Też bym chyba sobie nie ufała - mało profesjonalna jestem w reanimacji. Ale cóż, spróbować warto.
- dzień dobry, widziała Pani tę sytuację naprzeciwko Pani domu? Nie mogę dać sobie rady i potrzebuję noża. Pożyczy mi Pani? Zaraz oddam...
- nie mam noża - odpowiada baba wykrzywiając usta.
- jak to nie ma pani noża? A czym chleb pani kroi?
- a tego od chleba to ja nie dam!
- a jakiś inny?
- nie mam.
Stoimy tak w milczeniu długą chwilę. Ona w drzwiach, ja dwa stopnie poniżej. Ona z założonymi rękoma, ja z podniesioną ku niej głową i błagającym spojrzeniem. Muszę przecież ten nóż jakoś wyprosić. W tej sytuacji to "być albo nie być".
- do sąsiadki pójdzie. Ona pewnie ma...
Sąsiadka miała nóż, nawet kilka do wyboru. Miała też dla mnie ciasto i kompot, ale z nich skorzystałam dopiero po zakończeniu reanimacji Rzęcha - po odpiłowaniu wentyla udało mi się spuścić w końcu powietrze z dętki i założyć nową.