- Mamo, a daleko do tej Szwecji, do
Szymona?
- No daleko, trzeba przepłynąć
przez cały Bałtyk córeczko...
- To przepłyńmy proszę!
Najpierw szybka podróż do Świnoujścia
( wyjątkowo krótka i bez korków. I wcale się po drodze nie
nudziliśmy), potem poszukiwanie odpowiedniego sprzętu do podróży-
nasza wielka tratwa zbudowana na beczkach po ropie jakby czekała na
nas przy samym promie... Bazio i Klemi niechętni do podróży
(ech, te dzisiejsze nastolatki!), ale po zobaczeniu naszego nowego sprzętu pływającego w końcu i
oni nabrali ochoty. Piotr uśmiechnął się tylko – wiedział, że
łatwo nie będzie, ale za mną pójdzie (a raczej popłynie) w
ciemno..W ostatniej chwili Estera przypomina nam o paszportach- to
ważne, żeby po drugiej stronie „wielkiej wody” nie wzięli nas
za uciekinierów...
Spodziewałam się, ze nasze
wypłynięcie wzbudzi jakiś większy podziw - machałam, krzyczałam
„do zobaczenia” a zauważeni zostaliśmy jedynie przez jedną
parę z dzieckiem. Chłopaki zresztą jak zwykle byli moimi wygłupami
z lekka zażenowani...
Dwie pary wioseł. Ale tak naprawdę
efektywnie wiosłuje się w dwie osoby, po jednej z każdej strony.
Do przebycia mamy...zaraz spójrzmy na mapę....220 km. Tak na oko ze
4 dni...Taki też mamy zapas żywności – woda, dużo konserw
(rybnych oczywiście) i 6 bochenków chleba. Pogoda zapowiada się
stabilnie, bez wielkich fal i sztormów. Zresztą, mamy GPS i
telefony, w razie czego jakoś nas uratują.
Już na samym początku buja...oj
buja......beczki ocierają się o siebie i skrzypią
przeraźliwie! Zamykam oczy. Niedobrze mi. Ale nie będę dawała
złego przykładu rodzinie - nie zwymiotuję! Płyniemy. Brzeg powoli
się oddala. Motorówki, żaglówki, wszystko znika dość szybko –
trafiliśmy szczęśliwie na odpływ, więc niespecjalnie musimy się
wysilać. Szybko przestajemy wiosłować. Bazio wypatruje rekinów,
Klemi wyciąga wędkę i zamierza złowić „coś grubszego”.
Piotr spokojnie czyta książkę, Estera ogląda w wodzie małe
różowe rybki... A ja próbuję nie odczuwać bujania!
Chłopaki nie wytrzymują długo na tak małej przestrzeni bez kłótni. Najpierw drobne kuksańce, potem popychanki. W końcu Bazyli ląduje w wodzie. Nic w tym strasznego, ale nasza tratwa ma podest ok. metra nad lustrem wody i nie bardzo jest jak wejść znów na pokład - syneczek próbuje bezskutecznie przez pół godziny. Nawet jest już nieco zziębniety i obiecuje poprawę...Dlaczego nie wzięliśmy liny? Nie wiem! Ale mamy przecież koc! Zwijamy więc go w rulon i wspólnymi siłami (niczym dziadek z rodziną rzepkę w ogrodzie) wyciągamy naszego zimnego "topielca". Robię mu rozgrzewającą herbatkę (połowa wylewa się natychmiast z powodu bujania) i zaczynamy wiosłować dalej..
Chłopaki nie wytrzymują długo na tak małej przestrzeni bez kłótni. Najpierw drobne kuksańce, potem popychanki. W końcu Bazyli ląduje w wodzie. Nic w tym strasznego, ale nasza tratwa ma podest ok. metra nad lustrem wody i nie bardzo jest jak wejść znów na pokład - syneczek próbuje bezskutecznie przez pół godziny. Nawet jest już nieco zziębniety i obiecuje poprawę...Dlaczego nie wzięliśmy liny? Nie wiem! Ale mamy przecież koc! Zwijamy więc go w rulon i wspólnymi siłami (niczym dziadek z rodziną rzepkę w ogrodzie) wyciągamy naszego zimnego "topielca". Robię mu rozgrzewającą herbatkę (połowa wylewa się natychmiast z powodu bujania) i zaczynamy wiosłować dalej..
Nagle widzimy zbliżającego się
intruza! Nie do końca wiemy po co nadpływa, ale z pewnością
zbliża się konkretnie do nas! Stanowczy rytm jego kroków..ups..stanowczy
warkot jego motorówki....
- a Państwo długo jeszcze tu będą,
czy opuszczacie już nasz ośrodek?
No i zaburzył nam facet całą
przygodę!
Przez chwilę leżymy całą rodziną
znudzeni na mocno kiwającym się na wietrze pomoście, gdzieś na
Mazurach...Na szczęście tylko przez chwilę - rekin–ludożerca
przerywa nam nudę!
obry śledź grecki dobry i czeski ale najlepszy z firmy Roleski... to w kontekście rybek w puszcze.
OdpowiedzUsuńNo i jaki paszport? To by Was musiało gdzieś pod Kaliningrad, albo Leningrad znieść, żeby paszport był potrzebny... a i tak bez wizy byłby o du... cztery litery potłuc.
Ci natrętni kelnerzy wszędzie człowiekowi głowę zawracają, nawet na środku morza! ;)
OdpowiedzUsuńDlatego lavinka wolę wynająć jacht na Mazurach z mężem na lik czarter tak jak rok temu i nie zawracać głowy kelnerami. Huehuehue
Usuń