Każdy ma swoje DOBRE miejsce na ziemi. Ja również. Jednak często gdy nadchodzą trudne dla mnie chwile zapominam o tym i zajmuję się rozpaczaniem. Wiem i czuję wtedy, że traktuję życie zbyt emocjonalnie, ale nie potrafię inaczej.
A przecież nic nie dzieje się bez przyczyny. I należy głęboko wierzyć że każde, nawet najbardziej bolesne doświadczenie ma w końcu pozytywne zakończenie.
1995
Co roku w wakacje odwiedzaliśmy z mężem znajomych nad morzem – przemiłą parę – malarza i nauczycielkę. Mimo, że nie mieli wielkiego mieszkania, zawsze znajdowali dla nas miejsce. Spędzaliśmy u nich zwykle 2-3 tygodnie wakacji. Czasami, gdy Jacek był na koncertach poza Polską , przyjeżdżałam do nich sama. Czułam się z nimi dobrze. Pamiętam dnie spędzone na dzikiej pustej plaży, gdy Marek malował, a ja przeszukiwałam plażę w poszukiwaniu muszli i innych skarbów. Czas zatrzymywał się wtedy w miejscu.... Wiedziałam, że się Markowi trochę podobam, często prawił mi komplementy, ale ten facet nie był nawet w moim typie. Poza tym - ja lat dwadzieścia pięć, on dobiegał czterdziestki – absolutnie za stary! Za to rozmawiać mogliśmy ze sobą godzinami. On – buddysta, wegetarianin. Ja – no cóż, na progu życia wiedziałam jedynie czego od życia nie chcę, niż czego chciałabym....Chłonęłam więc jego wizję świata jak gąbka! Choć z natury był porywczy i szorstki, miał inteligentną, piękną i oddaną żonę. Imponowała mi swoim spokojem i pogodą ducha. Uwielbiałam ich obydwoje. Mimo, że w ciągu roku prawie nie mieliśmy ze sobą kontaktu, gdy przychodziły ciepłe, wiosenne dni zaczynałam o nich (równie ciepło) myśleć i czekałam na ten wyjazd...
TE wakacje w Świnoujściu pamiętam detalicznie. Pojechaliśmy z mężem wspólnie, ale to nie był nasz dobry czas - on chodził swoimi drogami, ja swoimi. Ja jakimś przypadkiem zwykle z Markiem. I któregoś razu poszliśmy o krok za daleko...Rano obudziłam się zakochana! Chyba zresztą obydwoje potrzebowaliśmy wtedy wzajemnej adoracji.
Nastąpiła wielka obustronna euforia. Przez kilka tygodni włóczyliśmy się po Polsce w objęciach, tęskniliśmy za sobą natychmiast, gdy tracimy się z oczu. Czuliśmy się naprawdę szczęśliwi.Niestety, każde z nas miało inne życie. On - mimo wszystko odpowiedzialny ojciec rodziny wrócił do żony i syna, ja wróciłam „pod miotłę” do męża. To było bardzo trudne rozstanie - obydwoje we łzach i rozpaczy. Zwycięstwo rozsądku nad emocjami. Obiecaliśmy sobie, ze nigdy więcej się nie skontaktujemy. Dotrzymaliśmy słowa..
Nastąpiła wielka obustronna euforia. Przez kilka tygodni włóczyliśmy się po Polsce w objęciach, tęskniliśmy za sobą natychmiast, gdy tracimy się z oczu. Czuliśmy się naprawdę szczęśliwi.Niestety, każde z nas miało inne życie. On - mimo wszystko odpowiedzialny ojciec rodziny wrócił do żony i syna, ja wróciłam „pod miotłę” do męża. To było bardzo trudne rozstanie - obydwoje we łzach i rozpaczy. Zwycięstwo rozsądku nad emocjami. Obiecaliśmy sobie, ze nigdy więcej się nie skontaktujemy. Dotrzymaliśmy słowa..
Pogrążona w cierpieniu nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Straciłam pracę, na nowej mi całkowicie nie zależało. Pierwszy i mam nadzieję ostatni raz w życiu popadłam w głęboką depresję. Całymi dniami leżałam w łóżku, nie myjąc się i nie jedząc. Dopiero z perspektywy „zbitego psa” uświadomiłam sobie, że od lat byłam niespełniona. Jako kobieta i jako człowiek. Ale co z tego, kiedy codziennie czułam, że nie mam powodu do życia, do ubrania się i wyjścia do sklepu po bułki...Nie miałam również absolutnie żadnej energii żeby cokolwiek zmienić.A ponieważ swoje „duże” emocje chowam zwykle przed światem, nawet przed najbliższymi, nie miałam nikogo, kto mógłby mi pomóc....A Jacek? On tylko dolewał oliwy do ognia. Nie dawał zapomnieć, nie chciał wybaczyć, nie pozwalał odejść...Tak przeleciało mi kilka miesięcy..
Któregoś dnia rano słońce zaświeciło mi prosto w oczy. Nigdy nie było go widać z łóżka, ale tego dnia świeciło mi prosto w twarz. Odebrałam to jako impuls do „przebudzenia” - nie można marnować życia na przeżywaniu tego, co było! Czas ruszyć do przodu! Wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do pracy. To był zwrotny punkt w moim życiu, który ostatecznie doprowadził mnie do miejsca w którym jestem - miejsca które w całości kocham i akceptuję.
Kilka tygodni później odkryłam że tamtego poranka słońce nie świeciło na mnie bezpośrednio, a jedynie odbijało się w uchylonym oknie sąsiada. Ale czyż jego moc była przez to mniej skuteczna? Moc, którą mam w sobie...
........... bardzo interesujący post, dzięki niemu więcej mam zrozumienia o ...... życiu chyba
OdpowiedzUsuń