1976
ZAZDROŚĆ
Było piękne lato. Całymi dniami
taplaliśmy się z bratem w strumieniu koło domu, budowaliśmy domki na drzewie. A mama się
zakochała....Wraz z nowym narzeczonym
do naszego domu przyjechała wielka banda ludzi. Mama całkowicie pochłonięta została
przez gości i nowego chłopaka. Tak przynajmniej wyglądało to z
perspektywy dziecka. I nagle odkryłam,
że moja wolność, którą i tak mam od rana do wieczora jest teraz nieograniczona
!!! Że nikt nas nie pilnuje, nie kontroluje. Więc zapuszczaliśmy się z bratem
daleko za strumień.
Korzystaliśmy z tego przywileju do woli. Robiliśmy samodzielne wypady na kupę gnoju na górze pod lasem(tam, gdzie rosły pieczarki), w dół strumienia (gdzie Krukowa pranie zwykle płukała). Zawsze chodziliśmy jednak tak, żeby dom było widać. A i słychać najlepiej. Ale któregoś dnia jakoś się zagapiłam i zabłądziłam. Na moment tylko. Ogarnęło mnie wtedy przedziwne uczucie osamotnienia. Poczułam, że JA nikogo nie obchodzę, że jak się zgubię, to nikt mnie szukać nie będzie. Wróciłam do domu naburmuszona. Szybko pokłóciłam się z mamą . Poszło oczywiście jak zwykle o ubranie:
Korzystaliśmy z tego przywileju do woli. Robiliśmy samodzielne wypady na kupę gnoju na górze pod lasem(tam, gdzie rosły pieczarki), w dół strumienia (gdzie Krukowa pranie zwykle płukała). Zawsze chodziliśmy jednak tak, żeby dom było widać. A i słychać najlepiej. Ale któregoś dnia jakoś się zagapiłam i zabłądziłam. Na moment tylko. Ogarnęło mnie wtedy przedziwne uczucie osamotnienia. Poczułam, że JA nikogo nie obchodzę, że jak się zgubię, to nikt mnie szukać nie będzie. Wróciłam do domu naburmuszona. Szybko pokłóciłam się z mamą . Poszło oczywiście jak zwykle o ubranie:
- mamo, mokre mam spodnie, co mam
włożyć?
- włóż zielone spodnie
- nie chcę!
- to włóż te czerwone
- nie chcę!
- to włóż co chcesz
- ja nie chcę co chcę!
Trzasnęłam drzwiami i w mokrym
ubraniu poszłam przed siebie.. Pomyślałam, że czas najwyższy uciec z tego
okropnego domu...Ale gdzie tu iść?
Postanowiłam osiedlić się nad rzeką, aby móc obserwować mój dawny dom,
do którego w końcu już trochę przywykłam. Ułożyłam stertę kamieni po środku
rzeki, usiadłam i czekałam. Czekałam aż wpadną w panikę, przestaną się
opalać, palić ognisko, cieszyć się i
zaczną mnie szukać. Ale tam dalej było wesoło. Wieczorem drzwi do domu wreszcie się zamknęły . Pomyślałam, że teraz
zorientowali się, że mnie nie ma. I cierpią i płaczą. Dobrze im tak! Ja też
cierpię siedząc z w mokrych spodniach w zimnej wodzie! Z czasem jednak zaczęło mi się robić
przykro. Przecież mamie musi być naprawdę smutno. Pewnie płacze i się zamartwia
o mnie. Jestem przecież jej kochaną córeczką...... Po naprawdę długim czasie
(mierzonym przez dziecko), kiedy wyrzuty sumienia wzięły górę postanowiłam
wrócić do domu. Otworzyłam drzwi i rzuciłam się z płaczem w ramiona mamy.
-dziecko, a dlaczego ty nie
śpisz? –zapytała....
Muszę to dziś skomentować: dziś rano miałam okazję uczestniczyć w identycznym jak opisany w tym poście dialogu...drobny detal: zamiast spodni w roli głównej wystąpiły majtki...Jak szybko obliczyłam, byłam wtedy dokładnie w aktualnym wieku Estery...moja kochana córka nie wpadła jednak (na szczęście) na pomysł ucieczki z domu :)
OdpowiedzUsuń........ bardzo wszystko .........
OdpowiedzUsuń