piątek, 8 stycznia 2016

Nowy Rok

     Skończył  się rok i nadchodzi czas podsumowań. Tak przynajmniej mówią. Ja staram się nie podsumowywać zbyt wiele. Bo po co? Jak było dobrze, to nie muszę sobie tego w pamięci odświeżać. Jak było źle, po co do tego wracać? Same podsumowują mi się jedynie zapisywane gdzieś w sieci kilometry przejechane na rowerze. Co widzę w tym roku? Lekki spadek ich liczby, z którego jestem w gruncie rzeczy zadowolona. Bo nie jest tak, że poświęciłam rowerowi mniej czasu – jeździłam dużo, za to wolniej, uważniej. Wnikliwie obserwowałam przyrodę, zagłębiałam się w ciszę natury. Uwierzcie mi, to pochłania, szczególnie zimą...

sobota, 21 listopada 2015

Mity Greckie

Zdjęcie: foto-gramy.pl
Wszystko zaczęło się od Zeusa...No może nie tak dokładnie od niego, ale prawie. Zaczęło się bowiem od " Mitów Greckich" które walały się ostatnio po domu (lektura szkolna jednego z synów). Przeglądając je pomyślałam - a może Grecja? Czym prędzej podzieliłam się tą myślą z Piotrem. Reszta wydarzyła się poza mną, pod czujnym okiem Hermesa (boga podróżnych i kupców) - ten zesłał mojemu mężowi prezent specjalny na moje urodziny. Były to bilety do Aten...

niedziela, 1 listopada 2015

Rozmowa

Pytasz co u mnie?
Dobrze chyba...
Piotr wciąż jeszcze kocha
Chłopaki ciągle rosną
Mądrzeją, dorośleją
Estera coraz samodzielniejsza
A ja?
Też dorastam
Dojrzewam do tego
By stojąc nad Twoim grobem
Móc spokojnie z Tobą porozmawiać
A nie pogrążać się w smutku...
Tęsknię za Tobą  braciszkiu

piątek, 30 października 2015

Smutna jesień

Smutna to dla mnie jesień – Bazylowi ukradli rower. Nim się zestarzał (oczywiście rower, nie syn), nim nabrał patyny, obrósł legendą i wspomnieniami z podróży. Był piękny, świeży, błyszczący. Ktoś go więc zapragnął tak bardzo, że nawet stalowa zapinka nie mogła mu przeszkodzić. 

poniedziałek, 26 października 2015

patriotka



Jestem trochę stara, trochę sucha, trochę bezczelna,  nie mam moherowego beretu i nie jestem patriotką. W każdym razie nie w naszym, powszechnie rozumianym polskim wydaniu...

poniedziałek, 12 października 2015

3 koty



foto: www.wallson.pl
Muszę dorwać te trzy koty. Jeden mieszka aktualnie w opuszczonej wieży pod Łodzią, drugi w lesie pod Wrocławiem a trzeci w jakimś tunelu pod Toruniem. Zorganizować ich spotkanie to będzie grubsza robota…
Proszę o pomoc przyjaciela. On pojedzie na poszukiwania  do  tunelu, ja w najbliższym czasie odwiedzę dwa pozostałe miejsca. Łowienie zwierzaków  potrwa dłuższą chwilę – musimy wygospodarować sobie wolny czas na podróż w tak różnych kierunkach (każdy z nas musi też przekonać swoją rodzinę, że złapanie kotów jest niezwykle ważne i póki ich nie ujrzymy razem nie będziemy spali spokojnie). Mój kolega musi dodatkowo zdobyć się na odwagę, bo tak naprawdę ciemnych tuneli trochę się obawia…
Nie będę opisywała szczegółów pogoni za zwierzyną– te muszą pozostać tajemnicą. Powiem tylko, że nie było lekko. W końcu nastaje jednak wymarzona chwila – w moim ogrodzie spotykają się trzy koty. Każdy inny, każdy z inną informacją na obroży. Szybko spisujemy dane – tak, zgadza się -  pasują do siebie jak ulał!

czwartek, 1 października 2015

Kłopoty z sercem

Szczerze uwielbiam jesień. Za kolory, deszcz i szelest liści pod kołami. Za góry pozbawione turystów, za samotne zachody słońca nad morzem. Za ostatnie chwile ciepła, które chłonę, wystawiając twarz w stronę słońca. No i za milion odcieni twórczej melancholii, jakie ze sobą niesie. Nie lubię jej tylko za fale grypy i innych wirusów. Z racji zdrowego trybu życia te łapią mnie niezwykle rzadko, ale jak już złapią, najczęściej trzymają nawet tydzień. Tydzień bez roweru, tydzień bez poranków w lesie. Koszmar!
Tegoroczna jesień przywitała mnie jednak zupełnie inną chorobą…

czwartek, 17 września 2015

Na grzyby

Tekst ten napisałam dwa lata temu i schowałam do szuflady.  Teraz, gdy znów zbliża się "ten czas" ( na szczęście z powodu suszy z lekkim opóźnieniem)   z trwogą myślę o podróży do lasu. To czas, kiedy kijkiem wymacany musi być każdy krzak w lesie,  gdy zwierzęta (i niektórzy ludzie) nie mają się gdzie schować.
Co roku to samo, co roku aktualne...
---------------------

wtorek, 11 sierpnia 2015

Pani W Kapeluszu

Dziewiąta wieczorem. Przemierzam pospiesznie rowerem ulice  miasta. Myślami jestem  już w moich ukochanych leśnych zaułkach. Czerwone światło. Staruszka w eleganckim słomianym kapeluszu sunie sprawnie po pasach. W ręku ciężary. Schodzę, zabieram babci siaty i proponuję, że odprowadzę do domu..
- ale to daleko, nie wiem czy ma pani czas -  mówi niska  kobieta o niebieskich, wyblakłych oczach.
- nie ma sprawy, mam dużo czasu.
Po drodze dowiaduję się, że babcia ma prawie sto lat, i mieszka sama w  domu z ogrodem. No i czuję, że siaty nie są za lekkie...

środa, 5 sierpnia 2015

500

Stoję bezradna nad miłością mojego życia. No może z tym życiem to przesadziłam, ale z pewnością jest to miłość dzisiejszego poranka. Mój kochany kumpel w wyniku nieszczęśliwego wypadku nagle stracił pion. Leży właśnie na boku i nawet nie jęczy. Ręce mam całe umorusane od prób reanimacji. Życiodajna pianka nie sprawdziła się - uszła z niego prawie cała bokiem. I to "prawie" spowodowało kompletny zastój powietrza. Zbyt duże ciśnienie blokuje możliwość dalszych ruchów. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić? Muszę działać szybko i sprawnie...
Wiem! Firanka w domu naprzeciwko cały czas się porusza. Znaczy, że jestem obserwowana. Może i lepiej, nie będę musiała tłumaczyć o co chodzi. Pędzę więc prosto do drzwi i stukam. Otwiera  mi starsza kobieta w tradycyjnej stylonowej podomce. Po pierwszym spojrzeniu już wiem, że po tym co widziała przez zasłonkę, nie ufa mi. Też bym chyba sobie nie ufała - mało profesjonalna jestem w reanimacji. Ale cóż, spróbować warto.
- dzień dobry, widziała Pani tę sytuację naprzeciwko Pani domu?  Nie mogę dać sobie rady i potrzebuję noża. Pożyczy mi Pani? Zaraz oddam...
- nie mam noża - odpowiada baba wykrzywiając usta.
- jak to nie ma pani noża? A czym chleb pani kroi?
- a tego od chleba to ja nie dam!
- a jakiś inny?
- nie mam.
Stoimy tak w milczeniu długą  chwilę. Ona w drzwiach, ja dwa stopnie poniżej. Ona z założonymi rękoma, ja z podniesioną ku niej głową i błagającym spojrzeniem. Muszę przecież ten nóż jakoś wyprosić. W tej sytuacji to "być albo nie być".
- do sąsiadki pójdzie. Ona pewnie ma...
Sąsiadka miała nóż, nawet kilka do wyboru. Miała też dla mnie ciasto i kompot, ale z nich skorzystałam dopiero po zakończeniu reanimacji Rzęcha -  po odpiłowaniu wentyla udało  mi się spuścić  w  końcu powietrze z dętki i założyć nową.



poniedziałek, 6 lipca 2015

Słowa ostrzejsze od noża



   
Zdjęcie: www.foto-gramy.pl
Lato…na łąkach dojrzałe poziomki, w lesie dojrzałe jagody, gdzieś w chaszczach dojrzewają maliny…wszystko dojrzewa. Naturalnie, bezboleśnie. W przyrodzie wszystko jest takie proste i oczywiste. Tylko dla ludzi czas dojrzewania bywa zwykle trudny…

Późno dojrzewałam, nie biegałam za  chłopakami. Zresztą oni za mną też nie...A że wychowywałam się   na głuchej wsi, dla „miastowych”  byłam zwyczajnie dzika i nieobyta. Teraz, gdy znów zamieszkałam w Warszawie, trzymałam się z boku świata, celowo przyjmując pozę odmieńca  -  jestem inna bo chcę być inna. A gdzieś w głębi duszy głęboko marzyłam, by być taka jak wszyscy. I nijak mi to nie wychodziło…
Gdy przeżywałam pierwsze miłosne porażki byłam przekonana , że powodem niepowodzeń jest właśnie moja odmienność. Patrzyłam w lustro i widziałam głupiego, chudego, wiejskiego pokurcza. Niemalże na każdym kroku dostawałam dowody na to, że właśnie nim jestem.  I zaczęłam  chować  się przed światem. Zamiast (jak wszystkie moje koleżanki) słuchać popowej muzyki chodziłam na koncerty chopinowskie, zamiast malować usta i chodzić na dyskoteki przygryzałam wargi czytając Stachurę.
W zasadzie nie było dowodów na to, że jestem beznadziejna. W mojej nastoletniej głowie były jedynie poszlaki i domysły.  Jednak w  końcu dostałam i swój dowód – w moim sercu utkwił nóż, którego zdołałam wyjąć dopiero wiele lat później…

środa, 1 lipca 2015

Spadać stąd chcę. Byle gdzie :)

Ostatnie dni przed wakacjami są straszne. W pracy kocioł, w domu nerwowo. Dodać do tego listę zakupów rzeczy popsutych lub zaginionych od ostatniej naszej rodzinnej wyprawy i zwariować można..
Gdzie ruszamy? O tym poczytajcie tutaj.



Do zobaczenia gdzieś na wakacyjnym szlaku!

Jest nas pięcioro: ja, Piotr i trójka naszych dzieci. Jak w każdej rodzinie mamy wzloty i upadki. Jest czas, gdy wszyscy się ze sobą doskonale czujemy, jest też czas, gdy z niechęcią myślimy o powrocie do domu pełnego emocjonalnych przeżyć. Wiadomo – pięć osób, pięć osobowości, różnica pokoleń, doświadczeń i spojrzenia na życie. Jednak gdy co roku ruszamy na rowerową wyprawę w nieznane, rodzina nasza przechodzi w inny „stan skupienia” – zamieniamy się w cudowny team, w którym każdy z nas odnajduje swoje miejsce, swoją misję i czuje się naprawdę u siebie. To dla nas czas szczerych rozmów przy zupie z proszku, czas nocnych opowieści przy księżycu i szczerego uśmiechu.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Spóźniona o tydzień...

Tydzień temu odbył się Maraton Podróżnika, impreza w której miałam uczestniczyć. Do przejechania "w trybie ciągłym" dystans 300 lub 500 km po górach Małopolski. Jak napisał w swojej relacji  kolega - 300 km to dystans "dla cipek". Spojrzałam szybko między nogi i wiedziałam, że to dla mnie...
Niestety  okazało się, że w ten weekend czekają na mnie inne ważne zajęcia. Obserwowałam więc tylko w necie jak moi znajomi zmagają się z górami i upałem. I było mi smutno, bo chciałam być z nimi, chciałam sprawdzić siebie. Taki dystans znam i pokonuję "na raz" bez większych problemów, ale taka sama droga  po górach jest dla mnie wielkim wyzwaniem...
Kolejny weekend miałam wolny. Wrzuciłam więc w mojego Garniera (gps) trasę Maratonu i w późny piątkowy wieczór wsiadłam w pociąg do Krakowa...
Zapytacie się po co, skoro wyścig był tydzień temu? A co za różnica? Nie ścigam się z nikim poza sobą, i tak jechałabym sama, bo tak lubię najbardziej. Pogoda za to zapowiadała się dużo lepsza...

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Babska jazda


W przerwie miedzy pracą, domem i wieczornym spacerem siadam przy komputerze i szukam w głowie babskiego spojrzenia na rowerowy świat. I sama nie wiem, czy je mam. Mimo wieku (mam 46 lat), mam chyba męską kondycję i potrafię zmęczyć niejednego młodszego ode mnie faceta. Mój rower nie jest różowy i piękny, a wręcz przeciwnie – jest stary, obdrapany, ma dziurawe siodełko, błoto na ramie i taśmę izolacyjną wokół dzwonka. Zwykle podróżuję samotnie, w zasadzie nie mam w sobie strachu. Gdzie jest więc ta kobieca jazda?