wtorek, 21 kwietnia 2015

Bazyli

2002
Przed chwilą położyli mi  go  świeżo urodzonego na brzuchu

Przed chwilą szłam z nim płaczącym za rękę i tłumaczyłam, że w  przedszkolu jest fajnie

Przed chwilą pierwszy raz wyjechał bez rodziców na kolonię

Przed chwilą mnie przerósł

Przed chwilą....
założył garniak i z trzęsącymi się rękoma popędził na swój pierwszy ważny egzamin. Patrzyłam z niedowierzaniem na jego odchodzącą postać...
Spokojna jestem. Nie denerwuję się testami,  wynikami itp. Wiem, że cokolwiek się stanie, jest już na swojej własnej drodze, na której sobie świetnie poradzi.
Macierzyństwo trwa tak krótko...
Macierzyństwo trwa całe życie. Zmienia tylko swoje oblicza.

2015. Bazio, nie rób min! - Mamo, ale  ja nie chcę mieć z nim zdjęcia ;)



czwartek, 16 kwietnia 2015

Bezmiar




 Kolejne godziny prowadzę rower po mokrym zapadającym się piachu i wodzie. Pusta plaża, spokojne, delikatnie szumiące morze i ja...To dla mnie czas wielkiej zadumy nad cudownym, nieskończonym światem widocznym w bezkresie morza. I tylko skostniałe od lodowatej morskiej wody stopy zaczynają boleć, przypominając, że oprócz duszy mam i ciało. Może więc czas na postój?
Staruszka siedziała sobie tuż przy linii wody i wpatrywała się w morze. Na mój widok wstała i uśmiechnęła się. 
- dalej przejścia nie będzie - tam jest rzeka. Tu, tym piachem musi Pani wyjść na szosę. A w zasadzie dlaczego nie jedzie Pani ścieżką rowerową, tylko pcha rower plażą?
Uśmiechnęłam się i ja. W tej podróży wiele osób zadawało mi już to pytanie. I wiele razy odpowiadałam już na nie..
- taka zachcianka. Lubię być nad morzem i lubię mój rower. I tylko w taki sposób dało się te dwie rzeczy najskuteczniej połączyć. 
Starsza pani znów się uśmiechnęła. W zasadzie nie wyglądała jeszcze na staruszkę. Była wyprostowana, dobrze zbudowana. Tylko te zmętniałe, zapadnięte oczy zdradzały jej wiek.
Stanęłam, wyjęłam czekoladę, poczęstowałam.  Teraz ja zadałam kurtuazyjne  pytanie:
- a Pani co tu robi?
Kobieta popatrzyła mi głęboko w oczy, potem spuściła zmieszana wzrok. Chwilę milczała. A potem znów patrząc mi w oczy powiedziała:
- sama nie wiem. Chyba czekam na śmierć...
- a chce już Pani umierać?
-nie. Ale nie mam  siły żyć..
Morze. Bezgraniczne w odcieniach błękitu i szarości, groźne spienionymi falami,  głębokie  i szumiące.  Zmuszające do refleksji nad życiem i śmiercią.

poniedziałek, 9 marca 2015

Codzienność

W półśnie przeklinam swoją cholerną pasję rowerową - nie, nie wstaję dziś! Mam to w dupie. Po cholerę!? Gdy jednak do mojej głowy zaczyna dobiegać więcej niż jedna myśl wiem, że muszę. Otwieram oczy- ciemno jeszcze. Na rozgrzane kołderką ciało zakładam gacie rowerowe, bluzę, a na czoło pomarańczowe okulary. Piję kawę. Pospiesznie, bo przecież chcę dziś przywitać świt na bagnie. Moim bagnie, tym które odwiedzam tak często, że niezależnie od pory dnia i roku  czuję się tu jak w domu.  Wyjeżdżam w półmroku i w ciągu kilkunastu minut docieram do lasu. Świt wita mnie przepiękną gęstą mgłą i szronem na trawach. Lekki mróz. Siadam na pieńku i łapię tę cudowną energię. Tak, ja wiem i czuję, że właśnie ten moment jest najbardziej magnetyczną porą dnia!

Potem przejażdżka po bagnie. Uwielbiam wyznaczać sobie pośród mokradeł cel, do którego muszę dotrzeć suchą nogą. Z rowerem oczywiście. Nie napiszę, ze jadąc na rowerze, bo w takich chwilach to on na mnie częściej jedzie. Na koniec zwykle noga nie jest sucha, ale cóż to szkodzi - gdy jesteś w ruchu nie zamarzniesz. Przynajmniej przez chwilę. 
Wjazd do wsi - poranna przebieżka dla zaspanych psów. No biegać psiny koło mojej nogi i szczekać wyraźniej - co jest?!
Następny punkt programu - wizyta w opuszczonych chatkach. Jest ich w  okolicy tyle, że naprawdę jest w czym wybierać. Dziś domek w Tomaszewie. W zeszłym roku sprawiał wrażenie świeżo opuszczonego, tej zimy posunął się jednak tak bardzo, że niedługo zniknie...Po co tu wchodzę i czego doświadczam w takich miejscach? Odkrywam Przemijanie...

środa, 25 lutego 2015

Przedwiośnie



foto: Foto-gramy.pl
Leżę sobie na łące i rozkoszuję się zapachem  wczesnej  wiosny.  To nie kwiaty i nie trawy pachną o tej porze - to zapach odtajałej z lodu ziemi i  rozgrzewanego słońcem błota. Lekko gorzki, wilgotny, ale miły. Odkryłam go  zaledwie kilka lat temu. Wcześniej wonność wiosny kojarzyła mi się zupełnie inaczej..


marzec 1982
Po "zimie stulecia", podczas której sparaliżowało cały kraj (i gdy wyjście do wychodka znajdującego się na zewnątrz domu było nie lada  wyczynem) w końcu nastała wiosna. Szybka i ciepła. Już w pierwszy jej dzień szłam do szkoły bez czapki i w rozpiętej kurtce. Byłam spóźniona, więc biegłam nie widząc, że Ona nadeszła - ptaki świergoliły, krety zaczęły robić kopce na łąkach, a sąsiad wyprowadził  o świcie ze stajni swojego Gniadego i właśnie orał pole.
Przed szkołą czekała cała klasa. Idą na wagary! Mi nie wypadało -  mama była nauczycielką w naszej szkole i powinnam  dawać dobry przykład. Ale zostać samej w pustej klasie było jeszcze większym obciachem - idziemy!

czwartek, 19 lutego 2015

Szary


Ratując nasz Świat przed seksualną napaścią człowieka o pięćdziesięciu twarzach streszczę pokrótce film, abyście  nie musieli odbywać tej masochistycznej przygody....
Tytułem wstępu zaznaczę, że idąc do kina  poświęciłam się dla Was moi mili na tyle, że siedzę w tej chwili na kacu- gigancie i nie mogę ruszyć głową. Ale na trzeźwo nie mogłam!

wtorek, 3 lutego 2015

Znów o marzeniach




Kochani!
Pamiętacie mój tekst z czerwca  zeszłego roku "Zapomnienie"?
http://wronabez.blogspot.com/2014/06/zapomnienie.html
To tekst, który zmieniał. Mnie, moją rodzinę, moje otoczenie i nasze wzajemne relacje.

Dziś ta opowieść bierze udział w konkursie na tekst roku blogerów. Jeśli i Was poruszyła, proszę  wyślijcie SMS-a z Waszym głosem!
Dlaczego chcę wygrać? To proste - chcę jak Kazimierz Nowak móc żyć tym co lubię: podróżą i pisaniem. Z podróżowaniem nie mam problemów. Z pisaniem zresztą  też. Jednak żeby mogło ono dać mi utrzymanie w podróży, muszę mieć na koncie medialne sukcesy. To może być pierwszy z nich...
Koszt SMS-a to 1,23 zł. Dochód z SMS-ów zostanie przekazany fundacji "Dzieci Niczyje".

Co Wam mogę obiecać w zamian? Piękną książkę, którą właśnie piszę. I która być może dzięki takim działaniom znajdzie kiedyś wydawcę.

EDIT 10.02.2014
Głosowanie zakończone. Mój tekst jest w finale! Dziękuję Wam Wszystkim za głosy!

środa, 28 stycznia 2015

Z jesienią na ogonie


Stał na środku mostu i czekał tu na mnie. Nie, chyba trochę przesadziłam, bo skąd mógł wiedzieć, że będę tędy jechała? Sama tego jeszcze chwilę wcześniej nie wiedziałam. W każdym razie w tej chwili stał i machał mi z daleka  obydwiema rękoma, uśmiechnięty od ucha do ucha.
Podjechałam na most, zatrzymałam się. Cisza. Słychać tylko szum rzeczki w dole. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. On - okutany w dwa, może trzy polarki z kamizelką odblaskową na wierzchu. Pucułowata, przemrożona zimą twarz  nie przestawała się uśmiechać. I jego rower - stary, całkowicie zardzewiały, owinięty szmatami - ścierki i linki na kierownicy,  bagażniku, wszędzie.
Na pierwszy rzut oka człowiek- lump.
Lubię lumpów. Ale tych, których "lumpowatość" jest świadomym wyborem (a nie wynikiem uzależnienia alkoholowego - takich niestety najwięcej). Ci ludzie zwykle mają w sobie  pokłady wolności i niezależności.
- a pani to ile ma lat?
No niezłe pytanie, jak na "dzień dobry"...
- 45
- To Pani młoda jeszcze. Teraz to żałuję, że nie zacząłem w Pani wieku...

środa, 7 stycznia 2015

Tak będzie.




foto: foto-gramy.pl
Lubię noworoczne postanowienia. A co najważniejsze - spisuję je i wracam do nich pod koniec roku. Wtedy przeważnie okazuje się, że nie jestem zbyt konsekwentna w dążeniach. Oczywiście szybko znajduję sobie wytłumaczenie dla niepowodzeń - obiektywne trudności i niespodziewane wypadki losowe przeszkadzają. I z takim podsumowaniem zwykle  czym prędzej ruszam do nowych "wyzwań".

poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Nocna Masakra" czyli podróż po Stumilowym Lesie

Puchatek spacerował w kółko, rozmyślając o czymś zupełnie innym, i gdy Prosiaczek zawołał go, Miś przystanął.
- Jak się masz? A co tu robisz?
- Tropię - odpowiedział Puchatek.
- A co tropisz?
- Coś, coś, coś - odparł tajemniczo Puchatek.
- A co, co, co? - spytał Prosiaczek podchodząc bliżej.
- Właśnie że nie wiem.
- A jak ci się zdaje?
- Będę musiał trochę poczekać, aż to coś wytropię, i wtedy się dowiem - odparł Kubuś Puchatek (....)

"Chatka Puchatka"  Alan Milne

wtorek, 9 grudnia 2014

Opowieść Wigilijna



Był koniec roku siedemdziesiątego szóstego. Skończyłam siedem lat. Dobrze to pamiętam, bo w tych czasach co roku mieszkaliśmy gdzie indziej....Teraz mieszkaliśmy w Krzeczkowej, małej wioseczce u podnóża Bieszczad. Tu nauczyłam się jeść chleb z samym cukrem i biegać na bosaka po koniczynie pełnej pszczół. I tu pierwszy raz uciekłam z domu, ale to zupełnie inna historia....

 

środa, 26 listopada 2014

Z listopadowym wiatrem

No i znów odezwała się we mnie dusza włóczęgi. Musze jechać żeby wyciszyć się i złapać życiową równowagę. Nie mam  pomysłu gdzie -  niespecjalnie pociąga mnie teraz zdobywanie punktów na mapie. Interesuje mnie sama  podróż, droga, przygoda. Postanawiam więc jechać w kierunku wiatru - o tej porze roku, gdy chłód, deszcze i śniegi są i tak dużą upierdliwością , ta decyzja może okazać się być słuszną.
Wiatr będzie zmienny. W dniu wyjazdu będzie wiał na południowy wschód. Zabieram namiot, karimatę, śpiwory i ruszam właśnie w tym kierunku.


piątek, 14 listopada 2014

Nasz ukochany brat Szymon....



Dziś odbył się pogrzeb naszego brata....

                 1.

Każdy żegna się z nim tak, jak potrafi. Ja prowadzę  długie monologi w lesie,  dużo płaczę. Wyobrażam go sobie w szumie drzew i w ruchu fal morskich. Wiem, że jego piękna życiowa energia pozostała wśród nas i wzbogaciła Świat...

sobota, 1 listopada 2014

Koło

lipiec 1980



Wakacje. Całą rodziną wybraliśmy się w Bieszczady. Uwielbiam nasze wędrówki z mapą - mama nawet idąc szosą  potrafi zabłądzić, a co dopiero gdy idziemy w dzikich górach po szlaku...A ten stan, kiedy nikt  nie wie, gdzie jesteśmy, kiedy nie wiadomo kiedy gdzieś dotrzemy i gdzie....to takie ekscytujące!
Połonina Caryńska. Oczywiście błądzimy. Ścieżką wytyczoną przez zwierzęta schodzimy w dół.  I chyba tylko  jakimś cudem (lub wiedzeni przez Opatrzność)  przed zmrokiem docieramy do stanicy harcerskiej. Tu, w specjalnie przygotowanych dla turystów namiotach spędzimy noc.
Wystawiliśmy z Maćkiem głowy z namiotu... Rozgwieżdżone niebo nad nami..Ech. cudowne lato! Tylko niech może szybciej przeleci - już nie mogę się doczekać, kiedy mama urodzi nam w końcu tego dzidziusia!

Budzą nas wcześnie rano.  Mama się gorzej poczuła i jest w obozowej izolatce. Zrywam się i biegnę do niej.

czwartek, 23 października 2014

Wrona na wyścigach


Mój kolega zaproponował, żebyśmy pojechali na "Harpagana" - zawody w jeździe w terenie na orientację. Chyba nie lubię się ścigać (choć prawdę mówiąc nigdy nie próbowałam), ale wyobrażam sobie, ze wesoła jazda z kompanem po lesie w poszukiwaniu jakiś punktów może być fajna. W 12 godzin mamy odnaleźć 20 punktów. Przewidziany do pokonania dystans to około 200 kilometrów. Ja będę od tempa jazdy, Krzyś ma nawigować.

O 6 rano (gdy noc jeszcze wygrywa z dniem) rozdają nam mapy i ruszamy. Dwustu rowerzystów. Mój kompan znika mi po dwóch minutach (myślę, że od początku miał taki plan, tylko mi o tym nie powiedział) Dzwonię, nie odbiera. Zostaję więc sama...Staję, biorę latarkę. Jakieś czerwone kółeczka na mapie. Mapie to dużo powiedziane. Na jakiś kreskach, kropkach i przecinkach. Co robić? Nie mam kompasu, licznika, nawet okularów żeby obejrzeć detale tej mapy...no dupa. Wracać? Bez sensu. Ale ja przecież błądzę nawet jak jadę z GPS -em ! To taki wesoły defekt genetyczny...

Morskie opowieści...




To spontaniczna podróż. Korzystając z okazji, że zostałam wyciągnięta na zawody pod Kościerzynę postanawiam kilka następnych dni spędzić nad morzem.  Inaczej niż zwykle - bez przygód i setek kilometrów na rowerze. To ma być spokojna podróż w całkowite wyciszenie...
Tak więc po skończonych wyścigach pakuję na rower sakwy (o rany, jestem coraz bardziej "wygodnicka" - ze 25 - 30 kilo się tego uzbierało!)  i ruszam czym prędzej w podróż na puste plaże - Słowiński Park Narodowy to moje ulubione odludzie.
Widok morza zawsze mnie rozczula. Tak jest i tym razem. Słońce, kompletnie pusta plaża (którą rozdziewiczam śladami opon na piachu), fale i monotonny szum. Siadam i płaczę ze wzruszenia - dziś to wszystko jest moje!
Robię zapasy jedzenia i w drogę. Na zachód. Plażą, po piachu. Warunki idealne. Ubity piach niesie niczym autostrada. No może z tą autostradą to przesadziłam, ale jest szeroko i jedzie się z niewielkim tylko wysiłkiem.