To spontaniczna podróż. Korzystając z okazji, że zostałam wyciągnięta na zawody pod Kościerzynę postanawiam kilka następnych dni spędzić nad morzem. Inaczej niż zwykle - bez przygód i setek kilometrów na rowerze. To ma być spokojna podróż w całkowite wyciszenie...
Tak więc po skończonych wyścigach pakuję na rower sakwy (o rany, jestem coraz bardziej "wygodnicka" - ze 25 - 30 kilo się tego uzbierało!) i ruszam czym prędzej w podróż na puste plaże - Słowiński Park Narodowy to moje ulubione odludzie.
Tak więc po skończonych wyścigach pakuję na rower sakwy (o rany, jestem coraz bardziej "wygodnicka" - ze 25 - 30 kilo się tego uzbierało!) i ruszam czym prędzej w podróż na puste plaże - Słowiński Park Narodowy to moje ulubione odludzie.
Widok morza zawsze mnie rozczula. Tak jest i tym razem. Słońce, kompletnie pusta plaża (którą rozdziewiczam śladami opon na piachu), fale i monotonny szum. Siadam i płaczę ze wzruszenia - dziś to wszystko jest moje!
Robię zapasy jedzenia i w drogę. Na zachód. Plażą, po piachu. Warunki idealne. Ubity piach niesie niczym autostrada. No może z tą autostradą to przesadziłam, ale jest szeroko i jedzie się z niewielkim tylko wysiłkiem.